Wiatr rozwiewał jej długie, ciemne włosy. Opadały jej na twarz.
Poważną, zamyśloną. Nieobecny wzrok wbiła w ziemię. Oddychała ciężko,
On stał obok niej, przyglądał się w milczeniu. Był pełen obaw.
- Chcesz się rozstać, prawda?
- Skąd wiesz? - Głos miała martwy, pozbawiony jakiegokolwiek zabarwienia emocjonalnego.
- To widać... dlaczego mi to robisz?
Chwila ciszy. Odważyła się spojrzeć na niego. W jej oczach płonął tylko lód.
- Ne jesteśmy dla siebie stworzeni.
Komentarze - Chcesz się rozstać, prawda?
- Skąd wiesz? - Głos miała martwy, pozbawiony jakiegokolwiek zabarwienia emocjonalnego.
- To widać... dlaczego mi to robisz?
Chwila ciszy. Odważyła się spojrzeć na niego. W jej oczach płonął tylko lód.
- Ne jesteśmy dla siebie stworzeni.
Diarmad : Naprawdę wspaniałe, jedynie trochę nie podoba mnie się jedna z osta...
Latarnie oświetlały migotliwym blaskiem wąską, wyłożoną brukiem
uliczkę. Światło nie docierało jednak do zaułku, w którym się ukryłam.
Siedząc w kucki obserwowałam drogę już od pół godziny, a może to była
godzina, nie wiem, straciłam rachubę czasu. Starałam się zająć czymś
myśli, wspominać wszystkie krzywdy, jakie mi nieświadomie wyrządziła,
snuć chore fantazje na jej temat. Oczyma wyobraźni widziałam ją skąpaną
we krwi, z posklejanymi włosami i martwymi, szklistymi patrzącymi
ślepym wzrokiem w niebo. Z zaciśniętymi dłońmi. Z dziurą w klatce
piersiowej. Marzenie umknęło szybko, przypomniałam sobie ją z nim, ją żywą, szczęśliwą, roześmianą. Wtuloną w niego. Ogarnęła mnie
wściekłość. Ścisnęłam nóż mocniej.
List sześcioletniego Jasia do jego dorosłego brata Mariana, z dnia 01.08.2009:
Drogi braciszku!
Piszę do ciebie, aby się pożegnać. Już niedługo, za niecały tydzień, nasza rodzina przejdzie „wielką przemianę”. Mamusia i tatuś powiedzieli mi, że wielebny Matthias powiedział im, żeby zacząć się już do niej przygotowywać. Dlatego ostatnio nie wychodzimy z domu i próbujemy nie grzeszyć. Tata wyrzucił z mojego pokoju telewizor i zabawki, nie mogę też już spać w łóżku, tylko na podłodze. Nie przeszkadza mi to za bardzo. W nocy, kiedy jest mi czasami za zimno, wyobrażam sobie, że biorę udział w wyprawie na biegun i śpię w chatce z Eskimosami. Szkoda tylko, że nie mogę już jeść czekolady ani żadnych cukierków. Jedzenie czekolady to chyba nie grzech, a przynajmniej wielebny Matthias nic o tym nigdy nie mówił. Niestety mama i tata są pod tym względem nieugięci.
Komentarze Drogi braciszku!
Piszę do ciebie, aby się pożegnać. Już niedługo, za niecały tydzień, nasza rodzina przejdzie „wielką przemianę”. Mamusia i tatuś powiedzieli mi, że wielebny Matthias powiedział im, żeby zacząć się już do niej przygotowywać. Dlatego ostatnio nie wychodzimy z domu i próbujemy nie grzeszyć. Tata wyrzucił z mojego pokoju telewizor i zabawki, nie mogę też już spać w łóżku, tylko na podłodze. Nie przeszkadza mi to za bardzo. W nocy, kiedy jest mi czasami za zimno, wyobrażam sobie, że biorę udział w wyprawie na biegun i śpię w chatce z Eskimosami. Szkoda tylko, że nie mogę już jeść czekolady ani żadnych cukierków. Jedzenie czekolady to chyba nie grzech, a przynajmniej wielebny Matthias nic o tym nigdy nie mówił. Niestety mama i tata są pod tym względem nieugięci.
AngelOfDeath : Zakończenie cokolwiek nieoczekiwane i zaskakujące ;) Cóż... shit happ...
Kirie : cóż za złośliwosć i ironia autora 8) (przynajmniej w moim odczuciu...
Borderline : cóż za złośliwosć i ironia autora 8) (przynajmniej w moim odczuciu...
Noc niczym ogromny kruk rozpostarła swe skrzydła nad Silaronem. Morze
gwiazd jak oczy małych stworzeń leśnych rozlało się po niebie. Księżyc
w nowiu począł śpiewać swą smutną, ciemną melodię - ciszę
nieprzeniknioną. Nawet w lesie panowała głusza. Nawet drzewa - dumni
jego twórcy nie poruszały się, nie wydawały żadnych odgłosów pomimo
ciepłego oddechu wiosennego wiatru. Na polanie tchnienie to wibrowało i
wirowało rozwiewając długie, ciemne włosy naznaczone już zimnym szronem
czasu. Strażnik spał w swym leśnym domu niczym kamienny posąg z
królewskich salonów, tak samo dostojny, tak samo spokojny w swej
istocie jakby stworzony do bycia przykładem szlachetności i męstwa.
Nie ma w sumie co streszczać, bo aby dotrzeć do sedna trzeba przeczytać całość. To nawet nie jest do końca historia. Bohaterowie nie mają imion, a jedyne nazwy własne jakie występują w opowiadaniu, to dwie nazwy miast i nazwa motoru, przewija się również nazwa "tatrzański szczyt" w opisie fotografii. Sami bohaterowie także nie są najważniejsi - liczy się skutek i przyczyna zajść przedstawonych w tekście, oraz emocje jakie targają głównym bohaterem, o którym piszę "JA".
I historia nie ma nic wspólnego ze mną lub kimkolwiek kogo znam - osoby, sytuacje itd. są albo przypadkowe, albo wzorowane na wiecej niż jednej osobie.
Miłej lektury:)
Hannibal
Komentarze I historia nie ma nic wspólnego ze mną lub kimkolwiek kogo znam - osoby, sytuacje itd. są albo przypadkowe, albo wzorowane na wiecej niż jednej osobie.
Miłej lektury:)
Hannibal
sathriel : Jesli dyskusja jest na temat opowiadania(czy dowolnego innego tworu literackie...
HappyLily : Świetne opowiadanie, chyba najlepsze z tych, które tu już czytałam....
nextscene : Błędy ortograficzne,interpunkcyjne,powtórzenia... stają się niew...
Dziewięć kaprysów na życie solo
Kaprys I
Zamykając za sobą drzwi mieszkania o poranku nigdy nie pamiętasz co wydarzy się dzisiejszego dnia. Kto mógłby to pamiętać? Za bramą monotonii wszystkie wspomnienia są na wagę złota, nawet te najgorsze.
-
Dzień dobry – odrzekł nieznajomy.
-
Witam.
-
Tęsknię za tobą. Tak bardzo mi zależy...
-
Czy my się znamy? – spytała zdezorientowana.
-
Wątpię. Kocham Cię, wiesz o tym.
-
Proszę, odejdź!
Są ludzie, którzy potrafią znaleźć inspirację w prostej codzienności.
Jednak, tak jak zwykłe oczy potrzebują światła, by cokolwiek dostrzec,
oczy jej jaźni są wrażliwe tylko na szczęście i gorycz. Tylko wtedy jej
wewnętrzny świat zaczyna przybierać barwy. We wszystkich innych
chwilach jest szary, mdły. Tej jesiennej nocy jej dusza szlocha,
nieco zagłuszana szelestem opadających z wiatrem liści. Tej nocy nie pada
deszcz, który mógłby przemyć krwawiące serce. Tej nocy nuża pióro w
atramencie łez i krwi i pisze.
Muszę być odbiciem świata żeby się do niego dostosować bo przecież
ono do mnie się nie dostosuje nigdy, jak siebie sam stworze takiego na
ten wzór i podobieństwo to już będzie dobrze popłynę z prądem rzeką
życia, nikt nie będzie patrzył na mnie z góry, nikt nie będzie mnie
spojrzeniem opluwał, bo to takie czasy, a jakie czasy tacy ludzie więc
skoro też jestem człowiekiem, to mnie do czegoś też zobowiązuje i
niech nikt mi nie mówi, że co cię nie zabije bo to gówno prawda, i że
opłaca się być dobrym lepiej od razu psy swoim mięsem nakarmić, ja
pi***ę nie da się tak...
W tym brudnym, cuchnącym popiołem i smołą lochu, poczuła się jak prawdziwa niewolnica Księcia Ciemności ze swoich marzeń.
Wygięła więc prowokacyjnie ciało, zastygając co chwilę w pozie
umęczonej jawnogrzesznicy, po czym jęknęła cicho, by go ponaglić...
(...)
Siedzieli obok siebie na zielonej trawie, a w ich uszach głośno
brzmiała muzyka. Ogromna wyspa, w środku miasta, często była miejscem,
w którym organizowane były największe imprezy muzyczne. Tego dnia
koncert grało The Calling. Dźwięki akustycznego rocka rozchodziły się
ponad zieloną trawą i wodą. Pod sceną stali ludzie bawiąc się i
śpiewając słowa piosenek. Cross i Kamila usiedli trochę dalej na
zielonej trawie pod wielkim drzewem. Zachowując bezpieczną odległość.
Kilkunastu centymetrów patrzyli na zespół grający na scenie cicho nucąc
melodię. Kamila ubrana było z ciemną długą spódnice i bluzkę,
oczywiście czarną, z cieniutkimi ramiączkami.
Nadejdzie noc, gdy jasny sierp księżyca przywiedzie go
do niej. Tak odległe dotychczas, nagle ich serca zjednoczą się i ani
jedno słowo nie zburzy niemego zrozumienia. Dłoń, na codzień silna,
pewna i obojętnie precyzyjna, zadrży na jej policzku. Oczy, zazwyczaj
rozumne i stanowcze, odpowiedzą uległym pragnieniem. Rozchylone wargi
przybliżą się, złaknione kojącego zniecierpliwienie nektaru.
Komentarze Borderline : az zaczełam bujac w opbłokach... swietne- subtelne, ale zarazem pikantn...
kalasznikowa : Rozchyli płatki? No błagam ... To nie opowieść księżyca, bo bard...
Cross
powoli podjechał samochodem pod szkołę. Budynek miał kształt
przewróconej litery L. Do wysokości pierwszego piętra był pomalowany na
żółto.
Drugie piętro było pomarańczowe, a trzecie miało zjadliwy czerwony
kolor. Cały
teren ogrodzony był półtora metrowym płotem. Obok widać było plac zabaw
i
boisko do gry w piłkę. Zatrzymał samochód niedaleko
wejścia i spojrzał na zegarek w komórce. 14.55.
Pąsowa Wróżka ma pergaminową skórę. Jest boginką nietykalności. Czego tu żałować.
Tak bardzo może być wściekła Pąsowa Wróżka. Posiadł ją jakoś. Jakoś musiał. Dokładnie, ładnie i poprawnie. Jeden, drugi, trzeci. Wtedy wezbrało w niej morze po brzegi. Hardkor, hardkor. Taki jak zawsze, nic ponad normę.
Pąsowa Wróżka ma brudne rączki i brudną dupkę. Nie żałuje swoich złych czynów. Nikt nie żałuje tych zderzeń z nią, bo i czego żałować to tylko pieprze, sole i maliny. Jej wyraźne kształty, węże wokół kostek, tak te kusiciele nieskończone. I w końcu kult umarłych całusów, spłukiwanych doszczętnie, z odrazą.
Kleszcze Cudowności z miłości czy nie z miłości, wgryzają się do skóry. Pąsowa Wróżka zrzuca korony, gubi czułe słowa. Wszytkie Wenus z Milo i Panny z Awinionu minion metrów pod ziemią i na ustach każdego z dzwoneczkiem przy szyi . Ten z dzwoneczkiem, to zna się na rzeczy. Wierzy IM. Sprawia, że czystość jest czysta a głód strasznie głodny.
Pąsowa Wróżka zmywa farbę z brzucha. Chce stać się normalną dziewczyną albo zwyczajną kobietą.
Tak bardzo może być wściekła Pąsowa Wróżka, tak bardzo, że aż jej szkoda. I łza kręci się w oku. Nie wszystkim jest dane to co dane jest niektórym. Pąsowa Wróżka to wie, może dzięki temu spadnie z piedestału. A jeśli nie, to należy jej się litość ta najbardziej rozdzierająca, bo przecież nikt nie chciałby się z nią zamienić.
Tak bardzo może być wściekła Pąsowa Wróżka. Posiadł ją jakoś. Jakoś musiał. Dokładnie, ładnie i poprawnie. Jeden, drugi, trzeci. Wtedy wezbrało w niej morze po brzegi. Hardkor, hardkor. Taki jak zawsze, nic ponad normę.
Pąsowa Wróżka ma brudne rączki i brudną dupkę. Nie żałuje swoich złych czynów. Nikt nie żałuje tych zderzeń z nią, bo i czego żałować to tylko pieprze, sole i maliny. Jej wyraźne kształty, węże wokół kostek, tak te kusiciele nieskończone. I w końcu kult umarłych całusów, spłukiwanych doszczętnie, z odrazą.
Kleszcze Cudowności z miłości czy nie z miłości, wgryzają się do skóry. Pąsowa Wróżka zrzuca korony, gubi czułe słowa. Wszytkie Wenus z Milo i Panny z Awinionu minion metrów pod ziemią i na ustach każdego z dzwoneczkiem przy szyi . Ten z dzwoneczkiem, to zna się na rzeczy. Wierzy IM. Sprawia, że czystość jest czysta a głód strasznie głodny.
Pąsowa Wróżka zmywa farbę z brzucha. Chce stać się normalną dziewczyną albo zwyczajną kobietą.
Tak bardzo może być wściekła Pąsowa Wróżka, tak bardzo, że aż jej szkoda. I łza kręci się w oku. Nie wszystkim jest dane to co dane jest niektórym. Pąsowa Wróżka to wie, może dzięki temu spadnie z piedestału. A jeśli nie, to należy jej się litość ta najbardziej rozdzierająca, bo przecież nikt nie chciałby się z nią zamienić.
Stoisz w pokoju obok. Świat osnuty jest ciemnogranatową poświatą.
Pulsuje i nie może się wydostać. Słyszę jak wydychasz ciężkie, zimne
powietrze. Nieco irytuje mnie podzwanianie twoich łańcuchów, lecz
przywykłam i do tego. Twój cień padł na przeciwną ścianę. W końcu mogę
zobaczyć twoje kontury. Zgarbiona, pokrzywiona sylwetka mocno
zarysowała się na jasnym szarym tynku. Poruszasz się. Ciężkie, lecz
niepewne kroki echem odbijają się w pomieszczeniu. Regularny odgłos
kapania wody z kranu dochodzące z twojej klatki mile mnie energetyzuje.
Nasz bohater, wbrew własnej woli, cierpi na nadmiar czasu. Zaczyna przez to wspominać przeszłość.
„Gdzie ja jestem? Co się stało? - tylko takie pytania chodziły mi po głowie. Otworzyłem oczy i wyskoczyłem z posłania. Ku mojemu zaskoczeniu byłem w jakimś niewielkim, nie najgorzej wyposażonym pokoju. Wygodne łóżko, czysta pościel, krzesło, biurko z artykułami biurowymi i niewielką lampką. Miejsce pachnie znajomo, jakbym był w pracy, może kilka pięter nad laboratorium. Nadal szumiało mi w głowie. Czułem się słabo, zbyt słabo, aby myśleć o ucieczce. Kto by pomyślał, że tak skończę.
„Gdzie ja jestem? Co się stało? - tylko takie pytania chodziły mi po głowie. Otworzyłem oczy i wyskoczyłem z posłania. Ku mojemu zaskoczeniu byłem w jakimś niewielkim, nie najgorzej wyposażonym pokoju. Wygodne łóżko, czysta pościel, krzesło, biurko z artykułami biurowymi i niewielką lampką. Miejsce pachnie znajomo, jakbym był w pracy, może kilka pięter nad laboratorium. Nadal szumiało mi w głowie. Czułem się słabo, zbyt słabo, aby myśleć o ucieczce. Kto by pomyślał, że tak skończę.
Mięśnie gładko
odchodziły od kości. Moje ciało gotowało się w tym olbrzymim saganie już od
zmierzchu. Ból towarzyszący mi od początku przemiany stał się teraz, kiedy
mięso ostatecznie oddzieliło się od kości, nie do zniesienia. Rozpraszał me
myśli i sprawiał, że głos mego nauczyciela docierał teraz do absolutnie każdej
cząstki tego co do niedawna było moim ciałem. Głos starca niósł się daleko, a
jego mamrotanie przywołało na skraj lasu tuzin małych nocnych stworzeń i szarą wilczą
rodzinę, która wkrótce miała rozpocząć swą ucztę.
Bliżej nieznany bohater wychodzi w zimowy wieczór na dyskotekę. Chcąc nacieszyć się ładną pogodą wybiera dłuższą drogę przez park. Spotyka tam piękną, nieznaną dziewczynę i popełnia jeden z największych błędów w swoim obecnym życiu.
Takie małe okienko, w którym widziało się wszystko na zewnątrz. Niby
nic się nie działo, a przyciągało uwagę. Tak to jest, gdy nie ma się
nic do roboty. Siedzę i siedzę... Nie mógłby ten pociąg jechać trochę
szybciej?
Chłopak wyprostował się i ziewnął nie wstając. Wyciągnął ręce na boki, by się rozciągnąć. Nieco bolała go głowa, ale nie przejmował się tym, w końcu to nie pierwszy raz i nie ostatni.
Siedzący przed nim kolega właśnie się obudził. Erif zazwyczaj nie śpi podczas jazdy, jednak chyba łapała go choroba, przez co był osłabiony i nie mógł się powstrzymać. Ale cóż, nie ze wszystkim można wygrać - nie od razu.
Chłopak wyprostował się i ziewnął nie wstając. Wyciągnął ręce na boki, by się rozciągnąć. Nieco bolała go głowa, ale nie przejmował się tym, w końcu to nie pierwszy raz i nie ostatni.
Siedzący przed nim kolega właśnie się obudził. Erif zazwyczaj nie śpi podczas jazdy, jednak chyba łapała go choroba, przez co był osłabiony i nie mógł się powstrzymać. Ale cóż, nie ze wszystkim można wygrać - nie od razu.