Chemia daje dziś ludziom możliwość wpływania na umysły innych, na podświadomość. Mała tabletka może spowodować, że powiesz komuś wszystko, co chce wiedzieć, a potem nawet nie będziesz tego pamiętać. Strzeżmy się więc podstępu czyhającego w pozostawionych bez opieki drinkach albo w napojach usłużnie podsuwanych w upalne dni przez nieznajomego...
….Przeraźliwą ciszę na pokładzie przerwał potężny wybuch przy prawej
burcie, kapitan zdał sobie sprawę, że aliancki statek już ich wytropił
i dalsze ukrycie w bezruchu niema sensu. W nagłym zgiełku dało się
słyszeć tylko głośny rozkaz:- zastawić przynętę, wypuścić trochę paliwa
i śmieci a potem cała na przód, ster 15 stopni na lewą burtę. Gdy
wszyscy znaleźli się na swoich stanowiskach znów nastała nerwowa cisza,
oddalające się wybuchy bomb głębinowych przerywały dającą się słyszeć
na całym okręcie nierówną pracę silników elektrycznych. Eksplozje
ucichły a z głośnika w centrali odezwał się niski głos informujący o
tym, że zostało tylko 20 proc. baterii. Okręt nie widział powierzchni
oceanu od dwóch dni więc akumulatory nie ładowały się od tego czasu.
Ludzie uwielbiają kupować nowe
domy. Nawet, jeśli te stare są jeszcze całkiem zdatne do użytku. Lubią urządzać sobie nowe gniazdka,
wstawiać do nich urocze mebelki, a potem mieszkać w nich z przeświadczeniem, iż
rozpoczynają kolejny etap w życiu. Myślą, że w ten sposób odcinają się od
przeszłości. Ale są i tacy, którzy kochają przeszłość w każdym jej aspekcie.
Nabywają teoretycznie nowe, aczkolwiek stare i wybudowane przed wiekami
domostwa. Nie wstawiają do nich uroczych mebelków, gdyż wnętrza są tam już
zaopatrzone w zakurzone sprzęty sprzed wielu lat. Potem mieszkają w nich z
wrażeniem, iż wokół rozpościerają się wrota do minionych epok.
Po zmroku miasto wygląda inaczej. Rzędy bloków uśmiechających się to w
jedną to w drugą stronę swymi różnokolorowymi balkonami za dnia, teraz
są tylko ciemnymi bryłami geometrycznymi opisanymi w przestrzeni za
pomocą ludzkich przyrządów, materiałów i sił robotników. Fakt prawie na
każdym balkonie świeci się światło a jeśli ktoś ma wyjątkowe szczęście
zauważy ruch jakiejś sylwety ludzkiej przewijającej się od czasu do
czasu na tle oblanych światłem szyb własnego mieszkania, ale to i tak
już nie wygląda jak za dnia. Tak samo jest z ulicami. W ciągu dnia
szare chodniki porosłe glonem czy innym zielskiem paskudnie zerkają na
ludzi, którzy po nich chodzą, biegną lub drepczą. Te bardziej zawistne,
brutalne w swym wyglądzie oddają w zamian za ludzkie traktowanie
ukradkowymi spojrzeniami pod sukienki panienek lub szyderczymi
wyzwiskami w stronę panów. Dopiero wieczorem, kiedy światło słoneczne
dawno już opuści linię horyzontu a mdłe żółtawo-pomarańczowe lampy
rozleją swe światło po chodnikowej tafli, zapada cisza i spokój zaś
wszelkie zapędy chodnikowych kafli milkną i odchodzą w zapomnienie
ustępując miejsca gładkiej czułości o nogi tych, którzy tej nocy
przesadzili lub przesadzą z którąś z substancji mających na celu
podnieść ich morale na kilka godzin, tylko po to by nazajutrz
wyrzygiwali sobie to do południa.
Wiedziałem, że już jestem spóźniony. Zanim odprowadzę konia do stajni, oddam przy bramie miecz, wyjaśnię kolejne spóźnienie najwyższemu druidowi Melangerowi, minie pierwsza lekcja. Co mi tam! Poleżę jeszcze pod sosną. W tym momencie czyjeś silne ręce złapały mnie za kołnierz! Nie zdążyłem nawet zbliżyć się na sto metrów do świątyni i już mnie ktoś przyłapał.
Cichy wiatr omiatał mury kamienic, w których żyli ludzie tak bardzo samotni, że już nawet sami nie potrafili ująć uczuć swych w słowa. By zapomnieć o tym jak im jest w życiu spędzali czas przed szaroniebieskimi ekranami telewizorów lub szukali czegoś w sieci.
Oto stoi naga na środku ulicy, stoi mimo deszczu. Młoda dziewczyna o blond włosach opadających na jej nagie pozbawione wyrazu ramiona. Jej oczy błędnie patrzą na przechodniów, ku którym wyciąga zjedzone przez anoreksję ręce... W jej głowie coś ją dręczy, każe jej krzyczeć na cały głos... i krzyczy:
-Człowiek sam czasem nie wie czego chce. Błądzi między okruszkami rzucanymi mu przez litościwe istoty. Człowiek...jakże pokraczną musi być istotą skoro z takim uporem wciąż wierzy w kolejne zmartwychwstanie, kolejną pomocną dłoń... Szkoda jednak, że owa pomocna dłoń ukrywa za przegubem ostrze noża, dając sobie możliwość na zadanie ciosu gdy tylko zauważy, że pomoc, którą od niego czerpią stała się niemalże kradzierzą jego ostatnich dóbr.
Dla Małej stało się to motto jej życia, od kiedy straciła najlepszego przyjaciela. Mateusz był uzależniony od heroiny. Przytłoczyło go zbyt wiele sytuacji przez co celowo przedawkował...
Jednak Mała w to nie wierzy. Od jego śmierci obwinia siebie o jego śmierć.
Konstruktor wrzasnął obłąkańczo, gdy groteskowe, makabryczne łapy nieopisanej potworności, która wychynęła z przestrzeni, sięgnęły po niego. Jeszcze zdążył się uchylić, wpadając na jakąś dźwignię, lecz już zdawał sobie sprawę, że nie ucieknie… Zgrzyt szturchniętej przypadkiem dźwigni przebił się przez zgiełk. Zegar ruszył, metalicznie zwielokrotnione „D'TYK” rozległo się ponad szumem, sykiem i wyciem i na ułamek sekundy zapadła grobowa ciemność i ogłuszająca cisza… czy ktoś wyłączył świat? Dźwięk wrócił, czerń cofnęła się, stanowcze, dojmujące „D'TAK” przetoczyło się nad maszynerią, która znów cicho posykiwała i bulgotała, jakby spokojnie skupiona tylko na swojej robocie… Konstruktor znikł… „D’TYK…
Jestem potworem... Dość często nachodzi mnie myśl o tym... i jestem już pewna... Moja obecność na tym świecie niszczy śmiertelników... tak rzadko udaje się ich uratować przed moją mocą.......
Zapadał wieczór... Cienie wydłużały się, zaczynały powoli panować na wybrukowanych ulicach... Wszechogarniający mrok nocy... Piękno ocienionych kamienic i powoli pojawiających się gwiazd... Miasto zwane Morigan zdawało się budzić do swego nocnego życia
Stare ulice, zasnute mgła nie przyciągają turystów... Większość mieszkańców w miarę swoich możliwości wyniosło się do miast bardziej spokojnych... tu już nie kwitnie żadna roślina... ludzie żyją w strachu (choć zapewne zupełnie niepotrzebnie) a zwierzęta chowają się gdy tylko zapadnie zmrok.
Zima ma swoje prawa, a opóźnienia wylotów i przylotów należą do jej
corocznego repertuaru. Królowa Śniegu składając na lodzie okruchy
diabelskiego lustra miałaby niesamowitą uciechę wysłuchując wszystkich
klątw pasażerów zagubionych gdzieś w wirtualnej przestrzeni sal
tranzytowych. Głodni, zmęczeni, zdenerwowani…
Na drugi dzień po ślubie przypętał się do nas czwarty kot.
Jakby trzech było mi mało. Ale ten jest jakiś… inny. Niby zwyczajny – szary,
pręgowany dachowiec. Ale jest coś w jego spojrzeniu – nigdy nie zapomnę jego
poważnych, smutnych i jakby zaszczutych oczu.
Drżącą dłonią zapukała do starych drzwi, wykonanych z przegniłego
drewna, pokrytych łuszczącą się farbą o barwie niemożliwej do
zidentyfikowania w otulającym świat mroku, po czym poprawiła włosy,
które wyglądały, jakby od kilku tygodni nie miały kontaktu zarówno z
woda jak i z grzebieniem; splątane, ociekające tłuszczem, pokryte grubą
warstwa brudu.