Dziewięć kaprysów na życie solo
Kaprys I
Zamykając za sobą drzwi mieszkania o poranku nigdy nie pamiętasz co wydarzy się dzisiejszego dnia. Kto mógłby to pamiętać? Za bramą monotonii wszystkie wspomnienia są na wagę złota, nawet te najgorsze.
-
Dzień dobry – odrzekł nieznajomy.
-
Witam.
-
Tęsknię za tobą. Tak bardzo mi zależy...
-
Czy my się znamy? – spytała zdezorientowana.
-
Wątpię. Kocham Cię, wiesz o tym.
-
Proszę, odejdź!
Kaprys II
-
Kocham milczeć. Chodzi o sens milczenia – odrzekł już znajomy.
-
Jesteś wspaniałym towarzyszem milczenia.
-
Pewien mądry człowiek niegdyś rzekł: „przyjaźń nie wymaga
żadnych słów, to samotność wolna od lęku samotności”.
-
...
-
...
Kaprys III
Wtuliła się w jego bezpieczne ramiona, myślami wróciła jeszcze na moment do miejsca w którym nie ma istnienia, jest tylko śmierć, musiała powiedzieć „żegnaj”, wtedy pierwszy raz bez zmartwienia wróciła w czułe objęcia, które topiły zalegający w jej sercu lód. To była długa i niewzruszona zima. Tylko jedno spojrzenie w oczy, gdzie królował bezkresny smutek i ból, lub też najzwyczajniej śmierć, wyjątkowo nie fizyczna śmierć. Natychmiast odrzuciła od siebie obraz jego oczu, choć właśnie teraz zdradzały to, o czym ona zapomina każdego poranka. Lecz już jest za późno.
Kaprys IV
-
Czuje się jakbym znał cię całe życie. Słyszałem twój głos
wsłuchując się w cichy szmer spadających liści, w deszcz rozbijający taflę
jeziora. Patrzyłem na niebo, na chmury, na gwiazdy nocą i księżyc o poranku...
-
Nasze oczy spotkały się, ja też tam patrzyłam. Pokażę ci język
piękniejszy od słów, tylko pójdź ze mną.
-
Z tobą wszędzie.
Kaprys V
Czarne fale włosów opadały na jego ramiona gdy z oddaniem gładził jej szyję. Dźwięk myśli malowany dłońmi dotykał jej duszy.
Kaprys VI
Godzina cudem wykrojona z napiętego harmonogramu dnia wydaje
się wiecznością. Perfekcyjną wiecznością o smaku kawy z cynamonem, o zapachu
zimnych róż, w kolorze jego oczu. Czy tym razem dostrzegła więcej? Zapomniała.
Na domiar złego ofiarowała swój uścisk na zawsze.
-
Nigdy Cię nie puszczę! – Powiedziała ten ostatni raz. A może
pierwszy. Kto to pamięta?
-
Muszę już iść.
Z tego wieczoru pamiętała tylko jego oddalającą się sylwetkę i futerał ze skrzypcami w jego lewej ręce.
Kaprys VII
Siedziała w pierwszym rzędzie, sala była pusta, godzina zamknięcia teatru minęła bezpowrotnie. Czarne fale włosów opadały na jego ramiona gdy z oddaniem... Repetycja? Stał na scenie, jedna świeca rzucała światło, grał tylko dla niej, czy może tylko dla siebie Adagio z III sonaty na skrzypce solo Jana Sebastiana Bacha. Ona widziała jego zamknięte powieki i łzy umykające spod nich niczym ziarenka piasku z zaciśniętej dłoni.
Kaprys VIII
-
Poczułam radość. I strach przez chwilę, że wszystko jest tylko
snem...
-
Mhm.
-
Kocham Cię. Teraz o tym wiem! – kolejny raz coś przeoczyła.
-
Dobranoc
Kaprys IX
-
Witaj, kocham Cię – powiedziała.
-
Czy my się znamy? Nie sądzę.
-
Kocham Cię!! – Krzyknęła w uniesieniu największego szczęścia,
lub w przerażeniu. Kto to zdoła odróżnić?
-
Proszę, odejdź.
To były ostatnie słowa które słyszała. Powinna pamiętać i za
żadne skarby nie mówić „żegnam”.