ﺞﺵﺿﺳﻍﻰﻪ
[…]Istnieją teorie, które głoszą, że świat składa się nie z czterech wymiarów, lecz ich nieokreślonej ilości i jest całkiem prawdopodobne, że gdzieś obok nas, a może ponad, a może i w mojej czy twojej głowie, istnieje tam sobie, splątany w malutki kłębuszek, niewyczuwalny, niewidzialny piąty, szósty i kolejne… wymiar. Nieskończony w swoim własnym mikrowszechświecie. Nie pytaj, jak to możliwe, że wewnętrzny wymiar tego kłębuszka jest tak nieskończenie wielki, jeśli tutaj jest po prostu… kłębuszkiem.
Narendra Manu
Mędrzec
Wiedzący wśród Dhanray Bashkar
ﺞﺵﺿﺳﻍﻰﻪ
[…]Echa niepokojących wibracji i przebić docierały do Indii już wcześniej, chociaż osłabione przez odległość i bardzo niewyraźne. Nasi Wiedzący jednak nie pozostali obojętni na te sygnały. Rozpoczęliśmy poszukiwania…
Sumati
Pierwsza wśród Dhanray Bashkar
ﺞﺵﺿﺳﻍﻰﻪ
Życie w obu Lublinach płynęło codziennym nurtem aż do pewnej nocy... Nawet mieszkańcy Lublina Nad, pogrążeni w nocnym spoczynku, przebudzili się zastanawiając, co się stało. Jedni usiedli w swych łóżkach, próbując przypomnieć sobie, co właściwie wybudziło ich ze snu, inni leżeli niespokojnie zastanawiając się czy im się zdawało czy też naprawdę poczuli, tak, poczuli a nie usłyszeli, eksplozję a niektórzy najstarsi mieszkańcy Lublina Nad powracali pamięcią do wybuchu wojny światowej z obawą, czy właśnie rozpoczął się kolejny koszmar… A mieszkańcy Lublina Pod… oderwali się od swoich zajęć, zastanawiając się, co właściwie się stało… I czy rzeczywiście się stało… Co to było… Czy rzeczywiście coś było?...
ﺞﺵﺿﺳﻍﻰﻪ
[…]Kłębek, ten malutki kłębek wymiaru, który dryfuje gdzieś w naszej rzeczywistości, nieokreślenie mały, ale nieskończony w swym wewnętrznym kosmosie rozwinął się i rozprzągł gwałtownie i niepohamowanie, a świat obiegło tsunami wielowymiarowej energii. Fala niepokoju przemknęła przez całe nasze zgromadzenie, przybiła do brzegu zrozumienia i powróciła rozczarowaniem: wiedzieliśmy, że stało się coś wielkiego i spóźniliśmy się w naszych poszukiwaniach dosłownie o dzień.
Już wkrótce trop zaprowadził nas do Lublina Pod.
Sumati
Pierwsza wśród Dhanray Bashkar
ﺞﺵﺿﺳﻍﻰﻪ
„[…]Ciche bulgotanie i syczenie oznaczają, że maszyna wciąż pracuje. Mechaniczny potwór jest tak monstrualny, że światło naszych lampek nie dociera do jego górnego krańca a i boki giną w mroku. Tony lśniącego mosiądzu, kilometry przewodów i rurek, niezliczone zębatki i przekładnie z lekkim odbłyskiem światła naszych latarni wyłaniają się z mroku w miarę jak maszerujemy wzdłuż konstrukcji. Mam wrażenie, że próbuję obejść kamienicę. Nie, dwie kamienice pośród lasu, bo tytaniczne dźwigary niczym mityczne drzewa genghis wznoszą się nad naszymi głowami. Maszyna swym ogromem przytłacza i trudno uwierzyć, że tak skomplikowane i olbrzymie dzieło stworzyła ludzka ręka i myśl.
Pełni podziwu powoli obchodzimy maszynę wokół, studiując ją i obserwując i czuję, jak zasiane w naszych duszach ziarno niepokoju kiełkuje...
[…]Gdzieś w głębi umieszczono komorę o szklanych ścianach i profilowanym, lejkowatym dnie, którego odpływ znajduje się dokładnie pod konstrukcją z metalowych pierścieni, zawieszoną nad nim na stalowych podporach. W czterech przeciwległych miejscach na wewnętrznej obręczy zamocowane są grube, skórzane pasy z klamrami. Zwisające nad instalacją łańcuchy zakończone mosiężnymi hakami i zębatymi szczękami tworzą prawdziwy gąszcz, niczym liany w tropikalnym lesie a metalowy kask, od którego odchodzi dziesiątki przewodów dopełniają tego niepokojącego widoku.
[…]Wszędzie wokół słychać cichutkie chlupotanie cieczy przelewającej się w niekończących się cienkich rurkach oplatających maszynę niczym sieć naczyń krwionośnych. Skądś dochodzi syk pary, ale jego źródło trudno znaleźć z powodu ogromu maszynerii. Nad tą cichą muzyką ciężarem uderzeń dzwonu niesie się tykanie: dziwne, niepokojące, zaskakująco głośne i wielowymiarowo zwielokrotnione. Tykanie karykaturalnie powolne, jakby każde tyknięcie zegar poprzedzał głębokim namysłem… gdy wsłuchujemy się w hipnotycznie powolne tykania mam wrażenie, że czas wokół spowalnia a ja zanurzam się w gęstej cieczy…[...] Wśród plątaniny przewodów znajduje się monstrualny czasomierz. Ogromna, biała tarcza i napędzający wskazówki grubości męskiego ramienia mechanizm zawieszone są w mosiężnej czaszy. Stąd to niepokojące zwielokrotnienie odgłosu pracy zegara: każde „D’TYK” niesie się echem ponad sykiem i bulgotaniem maszynerii a każde „D’TAK” jest tak przejmująco stanowcze, że za każdym razem wydaje się być ostatnim „D’TAK” świata…
Sumati
Pierwsza wśród Dhanray Bashkar
ﺞﺵﺿﺳﻍﻰﻪ
[…]Zagubieni i zdezorientowani błąkaliśmy się oglądając i badając maszynerię i pomieszczenia laboratorium. Nigdzie żywej duszy, ale pokoje wyglądały tak, jakby ktoś opuścił je nie planując dłuższej nieobecności: w filiżance na biurku kawa zaschnięta w skorupę, a obok popielniczki ciemna plamka wypalonego forniru biurka w miejscu, gdzie pozostawiony bez opieki papieros stlił się doszczętnie. Nic nie zajęło się od żaru papierosa - na nasze szczęście, gdyż na biurku właśnie znaleźliśmy odpowiedzi na wiele naszych pytań: notatki, plany, zapiski…
[…]Pozostaje dla nas zagadką, co takiego spotkało Heinricha Bocka, tudzież jaki destrukcyjny tryb przestawił się w jego umyśle, że z tak zapiekłą, odrażającą nienawiścią i obłąkańczo zapragnął unicestwić Lublin Pod. Bock przez całe lata prawie nie wychodził z wielopiętrowych piwnic swojej kamienicy, dawni przyjaciele wyrzucili go z pamięci a okoliczni mieszkańcy z politowaniem kiwali głowami na widok starego dziwaka. A w zaciszu i mroku swojej podziemnej pracowni wynalazca zajmował się badaniami i poszukiwaniami, projektami, planami i montażem, konstruowaniem z mrówczą cierpliwością, element po elemencie swojej chorej zemsty, aż stworzył maszynę straszną w swej potędze i szaleństwie: zdolną wykreować pole tak silnej grawitacji, że miało zapaść się samo w sobie pod własnym ciężarem, wsysając wszystko wokół: dom, otoczenie, cały Lublin Pod a może i wszechświat… w czarną otchłań. Cena własnego życia nie miała dla obłąkanego konstruktora żadnego znaczenia.
[…]Gdy wreszcie postarzały, samotny i niepoczytalny Heinrich Bock uruchomił swoje dzieło, ożywił swoje dziecko… Złapał i pociągnął nic z kłębka… Pozostały mu sekundy na to, by zrozumieć błąd i pożałować…
Narendra Manu
Mędrzec
Wiedzący wśród Dhanray Bashkar
ﺞﺵﺿﺳﻍﻰﻪ
Dźwięki piszczałek, bębenków i kołatek zagłuszały cichy poszum maszynerii, tylko powolne, stanowcze „D’TYK… „D’TAK” przebijało się przez muzykę. Ciężka woń kadzideł otulała konstrukcję, setki świec rozświetlały pomieszczenie, płomienie tysiącem refleksów odbijały się od mosiężnych elementów i szklanych tafli otaczających komorę. Wewnątrz, przypięty skórzanymi pasami do obręczy, rozkrzyżowany nagi mężczyzna odurzony kołysał na boki głową w mosiężnym kasku. Co jakiś czas pojedyncza iskra leniwie przeskakiwała po przewodach. Wokół mężczyzny kręciło się kilka czarnowłosych kobiet.
Ciemnoskórzy ludzie, zgromadzeni za szklanymi ścianami komory monotonnie, w opiumowym transie mruczeli hipnotyczną pieśń. Mocnym, donośnym głosem przewodziła jej ciemnowłosa, wysoka kobieta. Złote ozdoby na ciele i szacie migotały przy każdym ruchu gdy jej ręce wykonywały kolejne gesty skomplikowanego rytuału.
Mężczyzna otworzył ciężkie powieki, jednak utrzymanie oczu otwartych okazało się już zbyt dużym wysiłkiem, więc zamknął je ponownie. Szumiało mu w głowie… Było mu nieco niewygodnie, ale właściwie nie obchodziło go to, bo było też zaskakująco przyjemnie… Uśmiechnął się nieprzytomnie. Gdy znów otworzył oczy, wszystko wokół falowało… Aha, Podwodne Królestwo... Stłumione odgłosy piszczałek i powolne uderzenia dzwonu słabo docierały do zmętniałego umysłu. No tak, tak daleko do Powierzchni... Mężczyzna czuł napór otaczającej go gęstej cieczy. Przed jego twarz płynnie podpłynęła syrena. Długie, czarne włosy falowały wokół jej głowy tworząc mroczną aureolę a czarne oczy wpatrywały się intensywnie, cudownie przewiercając mężczyznę wiertłami gorejących węgli. Dreszcz nieprzytomnej rozkoszy przepłynął przez jego ciało. Mężczyzna spojrzał w dół… Dopiero teraz poczuł, jak ciężką ma głowę. Coś ciasno oplatało skroń, ale to nie miało znaczenia gdyż druga syrena, oplątując ogon wokół jego nóg, właśnie pieściła jego męskość. Efekt był natychmiastowy, członek podnosił się, nabrzmiewał pulsującą przyjemnością. Krew zakrążyła szybciej w ciele, serce ruszyło w galop. Gdy tylko z ust mężczyzny wyrwało się pierwsze westchnienie, nagły ból przeszył przebijaną skórę na łopatce. Mężczyzna wrzasnął, szarpnął się i zdał sobie sprawę, że nie może się ruszyć. Ale wrzask bólu po chwili już przeszedł w okrzyk ekstazy. Rozkosz skrzyżowała się z napływającym bólem i nabierała rozpędu niczym fala przybijająca do brzegu. W skroniach zaczęło mu pulsować, mężczyzna poczuł jak ciepłe strumienie krwi krążące w naczyniach krwionośnych omywają ich ścianki. Następny spazm bólu przypłynął od strony drugiej łopatki i skrzyżował się z falą rozkoszy napływającą od lędźwi, gdzie czarnowłosa syrena nie przestawała w najbardziej wyszukany sposób pieścić do granic wytrzymałości nabrzmiałego członka. Spływające po plecach dwie cieniutkie, lepkie stróżki, były tak gorące, że niemal parzyły. Pulsowanie w skroniach narastało, tak jak mrowienie pod czaszką. Kolejny spazm bólu, teraz na karku i kolejne uderzenie rozkoszy. W kompletnym oszołomieniu mężczyzna zdał sobie sprawę, że jęczy i krzyczy, z bólu i rozkoszy, a może rozkoszy i bólu, jedno goniło drugie w obłędnym tańcu, gdy poczuł kolejne przebicie skóry nad piersią mężczyzna nie wiedział już, czy to ból czy ekstaza, krzyczał. Czuł jak krążące w ciele krwinki ocierają się o ścianki tętnic i żył, jak wąska ścieżyna znaczona przez krew spływającą z piersi parzy skórę a mrowienie pod czaszką narasta niewyobrażalnie. Kolejne ukłucia, kolejne fale rozkoszy i bólu rozbijające się o siebie, przenikające, rozlewające się w morze, nie, w ocean doznań, którego coraz wyższe, coraz bardziej wzburzone bałwany z hukiem przelewały się w ciele i wokół niego. Kolejne przebicie skóry, nad drugą piersią i kolejne, na mostku, serce z galopu przeszło w cwał, ocean w głowie i wokół niej huczał rozbuchany sztormem doznań, członek, nabrzmiały do bólu, bólu nieopisywalnego, rozkosznego, cudownego, pulsował a całe ciało domagało się spełnienia. Napłynęło gigantyczną falą przyboju, dotarło do ujścia i gdy białą erupcją uwalniało się z rozpalonej męskości rozległ się ogłuszający, metaliczny szczęk i trwający jedno uderzenie serca trzask rozdzieranych tkanek.
Mężczyzna krzyczał, wył obłąkańczo a w tym wyciu ekstaza mieszała się z niewyobrażalnym cierpieniem lecz i żądzą tego cierpienia, bo z niego rodziła się rozkosz a z niej znów ból i znów upojenie. Z kończynami przywiązanymi do obręczy człowiek wił się, z członka nabrzmiałego erekcją wciąż uwalniały się fontanny nasienia, a z żywego mięsa spod zdartej skóry i z rozerwanych tkanek obficie spływała krew i limfa. Skapywały też z luźno wiszących, kołyszących się na łańcuchach pasów skóry, oddartych od ciała. Wszystko to spływało na podłogę i dalej do odpływu, by dostać się w sieć niekończących się rurek i przewodów, gdzie, krążąc, napędzało serce maszyny i napełniało ją mechanicznym życiem.
Wokół metalowego kasku szalała miniaturowa burza, rozświetlająca wszystko błękitno i różowo siecią wyładowań elektrostatycznych wędrujących dalej wzdłuż odchodzących od kasku przewodów. Wszystkie uczucia i emocje, każdy kwant doznań został wyłapany przez ten karykaturalny kask i przekazany dalej, zwielokrotniony przez amplifikator dostarczał energii do pracy piekielnego mechanizmu.
Ofiara krzyczała jeszcze przez moment, lecz krew szybko uchodziła z rozdartych naczyń a pędzące cwałem serce przyspieszało wypływ czerwonego, gorącego, lepkiego strumienia. Gdy po chwili, która zdawała się wydłużać do niemożliwości skowyt umilkł a ciało znieruchomiało, na obręczach wisiał tylko cienki ochłap, truchło, które, w co ciężko uwierzyć, jeszcze poprzedniego dnia było silnym, pełnym wigoru mężczyzną.
Burza wokół kasku ucichła, umilkły dzwonki, piszczałki, kołatki i pieśń. W nagłej ciszy tylko maszyna, odżywiona świeżym płynem, z nowym zapasem energii zabulgotała i zasyczała żwawiej… „TAKKK”…
ﺞﺵﺿﺳﻍﻰﻪ
[…]Długi czas zajęło nam przeanalizowanie i zrozumienie chaotycznych zapisków i planów Heinricha Bocka. A gdy wreszcie maszyna nie stanowiła już dla nas tajemnicy, dopracowaliśmy nawet szczegóły, zwłaszcza najważniejszy: mieszankę ziół, grzybów i kilku innych składników, która, podana obiektowi, wzmaga doznania i odczucia tak silnie, że doprowadza na krawędź szaleństwa. Dzięki niej maszyna po każdym rytuale otrzymuje lepszej jakości płyny i taki ładunek energii, że mogliśmy zredukować częstość polowań na ludzi – obiekty, co z kolei zmniejsza szanse wykrycia poczynań naszego zgromadzenia.
Narendra Manu
Mędrzec
Wiedzący wśród Dhanray Bashkar
ﺞﺵﺿﺳﻍﻰﻪ
Gdyby ci głupcy z Lublina Pod, razem z ich śmiesznym Królem Słońce wiedzieli, że tylko dzięki nam jeszcze żyją, że to my, dzięki naszym działaniom i ofiarności chronimy ich przed koszmarami innego wymiaru… Poświęcenie kilku żywotów dla ocalenia miasta nie jest ceną wysoką. Gdyby maszyna ponownie stanęła, gdyby zabrakło energii ożywiającej zegar i jego wskazówki zamarłyby, przeklęty „kłębek” rozwinąłby się ponownie i nie jestem pewna, czy znalazłby się ktokolwiek dość mocny, by pokonać potworność, która zalałaby miasto.
Sumati
Pierwsza wśród Dhanray Bashkar