Drżącą dłonią zapukała do starych drzwi, wykonanych z przegniłego
drewna, pokrytych łuszczącą się farbą o barwie niemożliwej do
zidentyfikowania w otulającym świat mroku, po czym poprawiła włosy,
które wyglądały, jakby od kilku tygodni nie miały kontaktu zarówno z
woda jak i z grzebieniem; splątane, ociekające tłuszczem, pokryte grubą
warstwa brudu.
Nikt nie otwierał. Z wnętrza domu nie dobiegał żaden odgłos, który mógłby świadczyć o tym, że ktoś jest w środku i ma zamiar otworzyć. Drzwi pomimo swej starości wyglądały na solidne, wiec nie musiała się długo zastanawiać, by dojść do wniosku, że nie dałaby rady ich sforsować. Rozejrzała się dookoła niespokojnie, dookoła lecz w otaczającej ją z wszystkich stron nieprzeniknionej ciemności nie dostrzegła nic niepokojącego. Wciąż miała jednak nieprzyjemne wrażenie, że ktoś lub coś czai się w niezdrowej aczkolwiek bujnej roślinności porastającej okolice domu, do którego usiłowała się dostać. Księżyc tej nocy był jakiś dziwny. Lśnił martwym, złowróżbnym blaskiem, nadzwyczaj blady i senny spowity gęstą mgłą, zza której od czasu do czasu wyłaniał się, by uraczyć swą mglistą niknącą poświatą pogrążony w mroku świat. Panująca grobowa cisza napawała grozą i niewypowiedzianym strachem.
Nagle noc rozdarł przerażający krzyk dziecka, pełen rozpaczy i cierpienia. Dziecko krzyczało tak przeraźliwie jakby ktoś rozpruwał mu brzuch i wyrywał znajdujące się w jego wnętrzu narządy. Kobieta szczelniej otuliła się połatanym płaszczem i zapukała po raz drugi, mocniej i z większym zdecydowaniem. Krzyk ustał i przemienił się w cichutkie pojękiwanie. Otarła oczy czerwone i wilgotne od łez, które tryskały z nich niczym z fontanny.
Gdzieś w ciemnościach, gdzie jej wzrok nie był w stanie przeniknąć rozległ się szelest i ciężkie sapanie połączone z obrzydliwym bulgotaniem dobiegającym jakby z mrocznej, odrażającej otchłani plugawych, psujących się nieludzkich wnętrzności. Ów odgłos napawał kobietę takim przerażeniem, że przez kilka chwil nie potrafiła się poruszyć, a jej nogi zamieniły się w dygoczącą galaretę. Sparaliżowana strachem drżała, świdrując wzrokiem noc nadaremnie usiłując coś dostrzec. Jej uszy dobiegło z pogrążonej w mroku oddali żałosne wycie wygłodniałych, spragnionych krwi wilków, a tuż nad jej głową przeleciało z trzepotem żylastych skrzydeł stado istot nocy nietoperzy krwiopijców spłoszone przez zbliżającą się, niemożliwą do zidentyfikowania, grozą stapiająca się w jedność z ciemnością.
Zapukała znowu, a właściwie trafniejszym określeniem byłoby załomotała do drzwi. Rozpaczliwie uwiesiła się klamki, a z jej oczu trysnął obfity strumień łez, którego nawet nie starała się powstrzymać, także z jej nosa wypłynął strumień żółtawej wydzieliny zmieszanej z krwią, który połykała tka łapczywie, jakby był eliksirem mogącym uczynić ją niewidzialną sprawiając, że nadchodzące zagrożenie nie mogłoby wyrządzić jej żadnej krzywdy.
- Otwórzcie! - jęknęła, spoglądając ze zgrozą na księżyc, który wyłonił się zza mgły i przybrał barwę krwi - Błagam...
Skuliła się obserwując wynurzającą się z mroku oświetloną krwawym blaskiem ciemną sylwetkę przygarbionej postaci obrośniętej gęstym włosiem, co sprawiało, że przypominała przerażających rozmiarów małpę. Pisnęła i skuliła się jeszcze bardziej jakby w nadziei, że zniknie... pozostały po niej tylko kości....
Harlequin : a ja myśle, że dentystów ...
Stary_Zgred : To opowiadanie to jedna wielka hiperbola - każdy szczegół opisu wyolb...
Hekt-X : Jaram się :D Dobre opowiadanko, możliwe, że wykorzystam jako inspirac...