Czy brak pamięci o popełnionych zbrodniach rozgrzesza nas z nich?
Obudziły mnie promienie słońca na twarzy i ostry ból z tyłu głowy. To ostatnie co pamiętam. Niechętnie otworzyłem oczy i usiadłem. Znajdowałem się pośrodku polany. Był piękny, słoneczny dzień. Po karku spływała mi krew a w głowie kołatały się pytania. Kim jestem? Jak się nazywam? Skąd się tu wziąłem?Na rozmyślania jednak nie miałem zbyt wiele czasu bowiem z głębi lasu zaczęły mnie dochodzić jakieś krzyki. Nadchodzili ludzie. I zaiste tłum rozwrzeszczanych mieszczan zaczął wysypywać się na polanę. Na przedzie biegła młoda dziewczyna w podartych łachmanach. Miała długie, czarne, falowane włosy a jej oczy wrzały nienawiścią. Ujrzała mnie, nasze spojżenia na moment się spotkały.
- To on! Suczy syn! Jest tu gdzieśmy go z Ingą zostawiły! Dochodzi już do siebie pies parszywy! - krzyknęła wskazując mnie palcem.
Dalej wszystko potoczyło się tak szybko... Nie wiedziałem kim są ci ludzie ani czego ode mnie chcą ale cały ten rozwścieczony tłum ruszył na mnie. Zerwałem się na równe nogi, próbowałem uciekać ale wiele ramion chwyciło mnie i rzuciło na ziemię.
Plebs otoczył mnie. Mężczyźni mieli w rękach noże, widły, kosy i pałki. Kobiety wrzeszczały nienawistnie szczerząc żółte żeby. A wszyscy strojni w brudne, śmierdzące szmaty. Smród ich ciał sprawiał, że kręciło mi się w głowie. A może to ze strachu. Powietrze drżało z napięcia.
- Tu mnie naszedł ten pomiot diabła! Szczęściem Inga szła za mną to mu dzbanem rąbnęła po łbie jak do mnie przyskoczył aż się łotr juchą zalał i zaniemógł! To zwierze jedne! - usłyszałem znów czarnowłosą.
- Zwierze! - Syn diabła! - Morderca! - Demon! - Gwałciciel! - Dzieciobójca! - Na stos z nim! - Powiesić! - krzyczeli inni.
Nagle tłuszcza ucichła i rozstąpiła się z szacunkiem przed smukła, wysoką, czarną postacią zmierzającą w moją stronę. Niektórzy czynili znak krzyża i szeptali coś pod nosem kiedy ich mijał. Stąpał powoli i spokojnie. Zaprawdę złowrogo wyglądał ten podstarzały człowiek. Podszedł do mnie i spojżał mi w oczy. Miał urodę węża. przypominał jadowitą żmiję. Odezwał się do mnie tym swoim zimnym syczącym głosem.
- Czy to ty jesteś tym który zabija kobiety w naszym mieście? Tym który napada na nie by przemocą czynić z nimi ohydę tak jak to zrobiłeś z Hildą Hern, żoną notariusza, Gertrudą Spetz i córką młynarza Boldriga a teraz zrobiłbyś to i mojej służce gdyby nie Inga? Czy to ty wykradasz nocą nasze dzieci aby urywać im głowy tak jak to uczyniłeś z niewiniątkami Millerów? I czy to ty jesteś tym który poderżnął zdradziecko gardło rzeźnikowi Baldwinowi?
- Nie panie! Przysięgam jestem niewinny! Nie znam tych ludzi! Nic nie pamiętam! Nie wiem skąd się tu wziąłem! - odkrzyknąłem.
- Łże ścierwo! - Nikt go tu nie zna! Winny! - Obcy morduje! - Na szubienice! - Dało się słyszeć z tłumu.
- Cisza! - odezwał się znów kapłan - Tyś to jest winien tych wszystkich zbrodni! To pewne! Szatan cię zesłał! Podpisałeś cyrograf na swoją duszę! Przyznaj się! Jesteś sługą szatana!
- Nie panie! Przyrzekam! - wrzeszczałem.