Zima ma swoje prawa, a opóźnienia wylotów i przylotów należą do jej
corocznego repertuaru. Królowa Śniegu składając na lodzie okruchy
diabelskiego lustra miałaby niesamowitą uciechę wysłuchując wszystkich
klątw pasażerów zagubionych gdzieś w wirtualnej przestrzeni sal
tranzytowych. Głodni, zmęczeni, zdenerwowani…
Był jakby z innej bajki. Taki dziwnie spokojny i elegancki z tą równiutko przystrzyżoną siwą bródką, nie pasujący do całego przykrytego jaskrawymi polarami zgiełku. I ten staromodny garnitur i skórzany sakwojaż, jakby to nie było lotnisko a stacja dyliżansu….- Nie miałby Pan ochoty na partie szachów? – zagadnął – Po co się denerwować.
- Szkoda, że nie ma tu mojego syna – pomyślałem – ten by staruszkowi dołożył.
Patrzyłem jak rozkłada szachownicę, ustawia figurki i zaprasza mnie ruchem ręki do partii choć ani słowem nie wyraziłem ochoty by ją rozegrać. Przysiadłem biorąc w rękę bezwiednie jeden z pionków. W końcu jeżeli staruszek chce poznać gorycz porażki…., żeby tylko później nie płakał.
Nie płakał, był lepszy. Już po paru ruchach zobaczyłem jak mnie osacza. A tu wszystkie figury w polu i według wszelkich zasad sztuki powinienem mieć przygniatającą przewagę. Jego pionki szły i szły i parły wciąż i wciąż do przodu a z tyłu przetaczał się walec lżejszych i cięższych figur. Aż położyłem króla na czarnym polu i wyglądał smętnie i jakoś tak bezradnie i w ogóle smutno.
- Należy mi się rewanż – warknąłem bardziej niż stwierdziłem.
- Oczywiście – odpowiedział i przekręcił szachownicę
I znowu mimo przygniatającej przewagi mój król leżał w końcu na szachownicy, a może nawet bardziej klęczał błagając o litość.
- Ależ ma pan szczęście – stwierdziłem przykrywając cały wstyd przegranych partii.
- To nie szczęście – odrzekł. – Na tym świecie nic nie dzieje się przez przypadek. Nawet partia szachów…
Nie słuchałem dłużej, bo nagle moje potwornie przekręcone imię i nazwisko zostało wyrecytowane słodziutkim głosikiem przez wszystkie głośniki z ostatecznym wezwaniem do odprawy i pobiegłem z kurtka w reku, torba na ramieniu przez wszystkie rozłożone bagaże, walające się bezładnie dziecięce zabawki, wywracając po drodze parę kubków z colą i…….. nie zdążyłem. Zmiana rezerwacji i noc w hotelu nadwyrężyły trochę limit karty.
- Jak go spotkam to mu nakopię – obiecałem przy porannym goleniu facetowi z lustra, po czym uspokojony włączyłem telewizor by obejrzeć wiadomości. Oczywiście wojny, zamachy, klęski głodu, powodzie i inne takie tam…. A wszystko w kolorze i stereo i nawet w wysokiej rozdzielczości. I obraz wraku samolotu leżącego w morzu, gdzieś niedaleko brzegu. Cholera, to był przecież mój lot…..
Komórka nie chciała zmieścić się w kieszeni kurtki. Coś jej wyraźnie przeszkadzało. To był czarny szachowy król…
CanisLupus : O ile rozumiem, mimo iż Mnie razi, prostota, by nie powiedzieć prostactwo m...
Stary_Zgred : Bardzo mi się to opowiadanie podobałe. Co ciekawe - bardziej część w...