Właśnie jedną z takich osób była pewna dziewczyna... hmm, nazwijmy ją Anną. Nabyła po wysoce korzystnej cenie majestatyczną, starą posiadłość. Jej położenie można by uznać za dość osobliwe, ale gustom Anny zupełnie ono odpowiadało. Cóż, niektórzy tolerują nieprzebytą puszczę wokół swojej posesji, a w sąsiedztwie jedynie cmentarz rodowy poprzednich właścicieli.
Tak więc młoda kobieta wprowadziła się do owego na swój sposób czarującego domostwa. Pierwszego dnia zasiadła przy antycznie rzeźbionym kominku i zaczęła rozmyślać (bo cóż innego mogła mieć tam do roboty, skoro brud i kurz wokoło zostały usunięte przez drogą ekipę sprzątającą). Zastanawiała się nad sensem swojego życia. To dosyć banalne, ale tak – zastanawiała się nad nim. I w końcu doszła do wniosku, że ono nie ma sensu! Że jest tak samo bezsensowne, jak ten dom, las i cmentarzysko. Jej ponure, zakrawające na samobójcze, myśli przerwał dźwięk telefonu. Dzwoniła pośredniczka handlowa z informacją, że ma zamiar wpaść z odwiedzinami. Chciała zobaczyć, jak urządziła się jej klientka. I tak po półgodzinie rozległ się dźwięk mosiężnej kołatki zawieszonej u drzwi. Anna z gracją wiktoriańskiej damy wstała z fotela i otworzyła dębowe wrota. W progu stała kobieta w średnim wieku ubrana w nudną, brązową garsonkę. Na jej zamaskowanej toną makijażu twarzy widniał sztuczny uśmiech, typowy dla zawodu natrętnego sprzedawcy nieruchomości. Przywitała się z Anną, po czym weszła do domu. Nie kryła zachwytu nad pełnym żywej historii wnętrzem. Chciała zapewne usiąść w jednym z masywnych foteli, ale nie zdążyła. Coś złapało ją od tyłu za gardło, po czym odwróciło do siebie. Przeciętna pośredniczka ujrzała zupełne nieprzeciętną twarz czystego zła. Tradycyjnie – ślepia o krwistych tęczówkach, trupio blada cera, długie kły, itd. Potem, była tylko ciemność, czysty, wypełniony nicością mrok.
Niektórzy lubią nabywać stare, ogromne domy w otoczeniu lasu i cmentarza. Ale czy są oni ludźmi? To już kwestia sporna...