"Adi szuka dobrego electro" - pomyślałem, siedząc przy piwie w
"Firleju", nawiązując do swojego imienia oraz zabawnego filmiku na
YouTube, o którym chwilę wcześniej opowiadała dziewczyna przy stoliku
obok. Idąc dalej tym tropem, przypomniałem sobie, że przecież główna
gwiazda jest w połowie Niemcem. Wszystko to w połączeniu dało mi
nadzieję, że w najbliższych godzinach będę świadkiem - znowu w
nawiązaniu do wspomnianego filmiku - "rozkurwiania kosmosu".
Wiosna jest taką porą roku, w którą Polacy lubią wchodzić mocnym
akcentem. To utopić Marzannę, to samemu się umoczyć - ale w alkoholu...
Ja w tym roku wybrałem coś, po czym wiedziałem, że może wywrzeć na mnie
silne wrażenie. Nie jestem bowiem w stanie policzyć, jak wiele razy
widziałem na żywo wrocławskie Extinct Gods, ale w moich statystykach -
których nie prowadzę - na czoło, z piękną liczbą siedem, wyszło już na
pewno trójmiejskie Blindead.
Już nie raz słyszałem opinie, że Suffocation podczas występów klubowych tworzą istne, deathmetalowe misterium. Tym razem Wujek Frank i ekipa mieli wystąpić podczas dwudziestej siódmej edycji Show No Mercy w warszawskim klubie Progresja. Muzycy tej legendarnej formacji właśnie są na trasie Legacy Of Blood promującej ich najnowszy album - wydany w ubiegłym roku "Blood Oath" i tak się stało. Jedyny występ Kalifornijczyków w kraju nad Wisłą był wiec jednym z najważniejszych wydarzeń tego półrocza dla każdego szanującego się fana śmierć metalu.
17 marca z przystankiem w Johnnym Rockerze zatrzymała się trasa Bourbon River Re-Creation Tour. Choć tego wieczora grały aż cztery kapele, nie skłamię mówiąc, że
zdecydowanie najbardziej czekałem na Corruption, którego nowiutki krążek dopiero ujrzał światło dzienne. Nie zawiedli moich
oczekiwań, serwując głównie materiał z właśnie tego najnowszego wydawnictwa - "Bourbon River Bank", choć oczywiście nie zabrakło także największych hitów z poprzednich albumów. Ale po kolei.
"Nie wyobrażam sobie Japończyków grających jazz" - powiedział mi przed
koncertem kolega. Stwierdzenie to nie miało jednak wydźwięku
negatywnego. Oznaczało tylko tyle, że Azjatów trzeba zobaczyć choćby ze
zwykłej ciekawości. Bynajmniej nie dla śmiechu, bo, jak się już kiedyś
przekonałem na przykładzie japońskich metalowców z Metal Safari, za
zabawną nazwą może się kryć kawał dobrej muzy.
Wydarzenie, na które tak długo czekałam było dziesiątym i ostatnim
koncertem z serii Rebellion Tour 2010. W końcu nadszedł ten upragniony
przeze mnie dzień. We wspólnym koncertowaniu wzięły udział następujące zespoły: Unquadium, Mala Herba, Dragon's Eye, Vedonist,
Darzamat i Hate. Spodziewałam się ogromnego zainteresowania ze
strony fanów poszczególnych grup. Hate przecież miało promować w trakcie
tej trasy swoje ostatnie wydawnictwo - "Morphosis", Darzamat niedawno
wydał nowy album "Solfernus Path" i grupa bardzo dawno nie gościła na
żadnej polskiej scenie. Tak, to były dwie główne gwiazdy wieczoru.
Reszta zespołów miała być tylko rozgrzewką. Czy rzeczywiście tak było?
"Na prośbę zespołu Ulver uprasza się o zachowanie ciszy podczas koncertu". Takie
słowa mógł odczytać każdy, kto w ostatni poniedziałek lutego zdecydował
się odwiedzić krakowski klub Studio, gdzie wystąpić miał zespół Ulver. Napis ten świetnie wpasowuje się w rodzaj sztuki, jaki prezentują
norweskie Wilki i z powodzeniem można go traktować jako element
wprowadzający, czy też zapowiedź tego, co miało zawładnąć sceną
krakowskiego klubu.
Kolejna wizyta w naszym kraju Seana Jude'a (jako Leafblade) oraz jednego z założycieli i wieloletniego gitarzysty/wokalisty Anathemy - tym razem solowo - Danny'ego Cavanagh. Mroźny, zimowy wieczór, spowity wiszącym w powietrzu śniegiem - wydawało się, że atmosfera dla akustycznego koncertu brytyjskich muzyków będzie idealna. Tym bardziej, że mając w pamięci świetny, magiczny koncert Antimatter sprzed bodajże dwóch i pół roku, w dodatku w tym samym miejscu, byłam przekonana, że tak będzie i teraz.
Są tacy artyści, na których koncerty czeka się z utęsknieniem. Norweski Ulver, o którym mowa to zespół, który przez ponad 15 lat po odcięciu kuponów od black metalu, w zasadzie nie występował. Fanom podsuwał co jakiś czas swoje zupełnie odmienne oblicza za pośrednictwem wydawnictw płytowych. Dopiero w ubiegłym roku muzycy ruszyli z miejsca dając kilka koncertów. Osobiście miałam tą przyjemność widzieć ich podczas ubiegłorocznej edycji czeskiego Brutal Assault, jednak na koncert w krakowskim Studio poszłam nie chcąc porównywać obu tych występów z nastawieniem, że chcę zobaczyć zespół, który uwielbiam.
Wstałem w piątek dość wcześnie, była godzina 9 kiedy to zwlokłem się z łóżka. Uśmiech zagościł na mojej twarzy już od początku dnia a to z powodu zlotu fanów legendy rocka AC/DC, który to miał się odbyć tego dnia. Zlot zlotem jednakże gwoździem programu miał być koncert zespołu 4 Szmery wykonującego covery braci Youngów. Jako, że miałem już okazje być na ich koncertach wcześniej tym bardziej miałem wyostrzony apetyt na ten gig. Panowie z Bochni są chyba najlepsi w Polsce w wykonywaniu utworów w/w legendy.
W sobotę 20 lutego 2010 roku w berlińskim klubie Columbia odbył się gig mediolańskiej formacji Lacuna Coil, na którym wspólnie z moją zacną małżonką miałem okazję się znaleźć. Występ gwiazdy poprzedzony był dwoma supportami: Deadlock i Dommin. Zanim jednak mogliśmy nasze uszy poddać metalowej obróbce, trzeba było wpakować się do pojazdu mechanicznego zwanego "samochodem" i nie zważając na fotoradary pomknąć 200 km w kierunku miasta, które z pepeszą w dłoniach szturmował kiedyś mój dziadek.
Wishbone Ash to jedna z największych legend rocka. Razem z takimi tuzami jak Led Zeppelin, Deep Purple, Black Sabbath, Pink Floyd czy Uriah Heep stworzyli podwalinę pod to, czym czarują współcześni reprezentanci gitarowego rzemiosła. Jako że w ubiegłym roku grupa świętowała 40-lecie działalności, celem uczczenia tego jubileuszu jej członkowie ruszyli w trasę koncertową, na której znalazło się miejsce na dwa występy w Polsce. Koncert w poznańskim klubie Eskulap był drugim z nich, bowiem dzień wcześniej formacja zagrała w stołecznej Proximie.
Dnia wczorajszego tj. 20 lutego tegoż roku, niewielka grupka osób z
różnych zakątków Łodzi i okolic, własnymi szlakami starała się dotrzeć
do celu swej podróży - niewielkiego i niezbyt malowniczo położonego
klubu Luka. Cel był szczytny, bowiem jak od kilku tygodni donosiły
serwisy internetowe, około godziny 20:00 miał rozpocząć tam się koncert
dwóch młodych, za to niezwykle utalentowanych, polskich zespołów - trójmiejskiego Proghma-C oraz gwiazdy wieczoru, wrocławskiego Hetane.
Zgodnie z wyznaczoną godziną do klubu dotarłem kilka minut przed 20:00.
Są takie koncerty, po których wychodzi się z przeszywającym
szumem w uszach. Są takie, po których boli głowa, nogi i nie pamięta
się setlisty. Są też takie, które pamięta się długo i błaga się los, by
pozwolił jeszcze raz przeżyć ten wieczór. Udo Dirkschneider, pomimo wieku, jest jednym z najlepszych showmanów z
najlepszym heavy metalowym materiałem, jaki teraz można mieć. Mówię to
oczywiście w swoim imieniu. Dla mnie setlista, którą
podczas "dominującej" trasy gra zespół U.D.O. jest aktualnie najlepszą, jaką można zaprezentować na świecie.
Po czteroletniej przerwie wydawniczej (nie licząc "remake'u" krążka
"Catch 22"), jesienią 2009 ukazał się jedenasty studyjny album
szwedzkiego Hypocrisy "A Taste Of Extreme Divinity", a zespół ogłosił
daty styczniowego tournee po Europie. Zupełnie przyzwoity materiał
zachęcił mnie do odwiedzenia gościnnych progów stołecznej Progresji w
celu skonfrontowania wartości nowego krążka w wersji na żywo, tudzież
usłyszenia kilku starych szlagierów. Zanim jednak do tego doszło,
pojawiły się informacje o dokoptowaniu do zestawu duńskich thrashersów
z Hatesphere oraz ich młodszych kolegów z debiutującego, pochodzącego z
Kraju Tysiąca Jezior Survivors Zero.
Róg obfitości. Tak można określić ostatnie miesiące ubiegłego roku na niwie koncertowej w naszym kraju, a wspólna trasa brytyjsko-szwajcarskich weteranów była jednym z ostatnich akordów bardzo udanej koncertowo jesieni i zimy w Polsce. Jeśli zliczyć wszystkie dotychczasowe wizyty obu zespołów w Polsce otrzymamy całkiem imponującą liczbę kilkunastu występów, począwszy od już legendarnego dziś koncertu Samael w 1989 roku na festiwalu S'thrash'ydło czy występu Paradise Lost podczas festiwalu Metalmania w 1992 roku.
Zainteresowanie poznańskim koncertem Archive przekroczyło najśmielsze oczekiwania - bilety na występ Brytyjczyków w Eskulapie przestały być dostępne w oficjalnym obiegu praktycznie już na początku grudnia, a z tak zwanej drugiej ręki można było je nabyć za cenę częstokroć wyższą niż początkowa. Mimo to wejściówki wyprzedane zostały do cna, a klub 19 stycznia zapełnił się po same brzegi. Szkoda tylko, że wbrew temu co podano na stronie Eskulapa support wszedł na scenę dużo wcześniej niż godzina 20.00 i uchwyciłam jedynie końcówkę ostatniego utworu. Zresztą nie był to długi występ, gdyż BirdPen - poboczny projekt Dave'a Pena z Archive - zaprezentował tylko cztery kompozycje utrzymane w alternatywno-rockowym klimacie.
Fading Colours, grupa - legenda, której przedstawiać nie trzeba, w grudniu wyruszyła w trasę koncertową promującą ich najnowszą płytę „Come”, która objęła Warszawę, Poznań i Gdańsk. Sama płyta była niezmiernie wyczekiwana, jej premiera przesuwana kilka razy, ale można spokojnie powiedzieć, że oczekiwań nie zawiodła. Materiał z jednej strony nie utracił charakterystycznego stylu zespołu z drugiej okazał się nowatorski. Takiego czegoś chciałoby się posłuchać na żywo – no i udało się.
Już po raz trzeci odbył się w Poznaniu Festiwal Apostazja. Dotychczas impreza odbywała się w Piwnicy 21 oraz na Rozbracie. Tegoroczna edycja przeniesiona została do Starej Rzeźni. Muszę przyznać, że ostatni raz w Rzeźni byłem jeszcze, kiedy funkcjonowały tam ogródki piwne i nigdy nie widziałem wnętrz. Okazało się, że zmiana lokalu wpłynęła pozytywnie na przebieg imprezy.
W końcu jakiś większy gig dopisał w Poznaniu w weekend - na Eskulapowej scenie 11 grudnia miały stanąć w kolejności: gdyński skład Broken Betty, odnoszący coraz większe sukcesy w muzycznym światku warszawski Tides From Nebula oraz niekwestionowany lider polskiego sludge metalu - zespół Blindead. Zespół, który już od dekady daje się poznać jako wykonawca niekonwencjonalnego, mocnego grania, a do swoich doświadczeń może zaliczyć supportowanie takich tuzów eksperymentalnego metalu jak Neurosis czy Cult Of Luna.