Już nie raz słyszałem opinie, że Suffocation podczas występów klubowych tworzą istne, deathmetalowe misterium. Tym razem Wujek Frank i ekipa mieli wystąpić podczas dwudziestej siódmej edycji Show No Mercy w warszawskim klubie Progresja. Muzycy tej legendarnej formacji właśnie są na trasie Legacy Of Blood promującej ich najnowszy album - wydany w ubiegłym roku "Blood Oath" i tak się stało. Jedyny występ Kalifornijczyków w kraju nad Wisłą był wiec jednym z najważniejszych wydarzeń tego półrocza dla każdego szanującego się fana śmierć metalu.
Do klubu dotarłem niemal punktualnie na czas - o godzinie 18.45 w zasadzie wszyscy już byli na miejscu, więc o obsuwie mowy być nie mogło. Ludzie masowo oglądali wyjątkowo bogate stoiska z towarem i kupowali życiodajny trunek. Z piętnastominutowym opóźnieniem, czyli o 19.15 na scenie pojawiła się pierwsza formacja - deathcorowy Burning The Masses. Choć jedyny album grupy "Mind Control" był tworem dość udanym, to nie oczarował mnie na tyle, aby do niego wracać. Tymczasem grupa zaskoczyła bardzo pozytywnie serwując jeden z najlepszych występów tego wieczora. Muzycy zagrali co prawda jedynie pięć kawałków, ale to co przykuło moją uwagę, to fakt, że widać było na scenie chęć pokazania się i dbałość o detale, tak aby rozleniwione nieco publika (oczekująca występu Suffocation) bawiła się świetnie. Biegłość instrumentalna, sceniczny żywioł i zaskakująco sterylne i przejrzyste brzmienie sprawiło, że dość nieliczna mimo wszystko grupa fanów przyjęła występ Burning The Masses szalenie entuzjastycznie. Ja sam prawdę mówiąc nie spodziewałem się po tych młodych chłopakach tak dobrego występu.
Drudzy na scenie pojawili się brutal death metalowcy z włoskiego Fleshgod Apocalypse. Włoski temperament, prężenie się przed publiką, seria wulgaryzmów, nieudolne zachęcanie do wspólnej zabawy, wymowny gest "Fuck you" w stronę fanów sprawiły, że występ tej formacji nie mógł być odebrany pozytywnie. Ja prawdę mówiąc po raz pierwszy spotkałem się z takim scenicznym chamstwem, toteż nie będę miał skrupułów, aby powiedzieć, że Fleshgod Apocalypse nie zasługują w ogóle, aby występować na scenie - to był zdecydowanie jeden z najgorszych gigów jakie widziałem - począwszy od nudnej muzyki, na bezczelnym zachowaniu kończąc. Frajerzy, a nie muzycy.
Jako trzeci na scenie pojawili się pochodzący ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich muzycy Nervecell. Przesympatyczny wokalista i basista Rajeh Khazaal szybko przywłaszczył sobie publikę raz po raz chwaląc naszą scenę metalową i warunki do tworzenia muzyki. Przełożyło się to także na dobry koncert, bo choć muzyka Nervecell z oldschoolowym death metalem ma niewiele wspólnego (a tak etykietował te dźwięki lider formacji), to jednak metalcorowo-deathmetalowa mieszanka (nie był to jednak deathcore) sprawdziła się bardzo dobrze, a dość nieliczna publika przyjęła występ egzotycznych panów z wielkim entuzjazmem.
Czwartą formacją, która tego wieczora szalała na deskach Progresji było brytyjskie Annotations of An Autopsy. I choć z krążkach muzyka Brytoli średnio mi odpowiada, to na żywca wypadła ona zaskakująco dobrze. Zaskoczyło przede wszystkim klarowne brzmienie, w którym można było wyłapać plejadę naprawdę wyśmienitych riffów. Na scenie gościnnie pojawił się także wokalista Burninbg The Masses - Cameron Argon, który pokazał po raz kolejny, że ma kawał gardła. Muzycy AOAA tymczasem zrobili swoje zbierając pod sceną nieco większą publikę. Po raz wtóry tego wieczora czułem się pozytywnie zaskoczony.
Na gwiazdę nie trzeba było długo czekać. Wkrótce po występie Anglików na scenę wyszli muzycy Suffocation, którzy od pierwszych dźwięków "Liege Of Inveracity" nie pozostawili wątpliwości, kto będzie królem tego wieczoru. Żywioł, moc, ciężar - to wszystko sprawiało, że stojąc centralnie przy barierkach czułem jak moje flaki odzyskują wigor sprzed 20 lat. Choć grupa rzekomo promowała album "Blood Oath", to z najnowszej płyty poleciały zaledwie trzy kawałki - tytułowy, "Come Heel Or High Priest" oraz "Catacysmic Purification". Oprócz tego mogliśmy usłyszeć prawdziwą przekrojówkę - "Jesus Wept" z debiutu, utwór tytułowy z "Breeding The Spawn", "Brood Of Hatred", "Thrones Of Blood" i ikultore "Pierced From Within" z płyty o tym samym tytule, "Subconsciosly Enslaved" z "Souls To Deny", "Entrails Of You" z przedostatniej płyty i zagrane na bis - rzewnie skandowane przez publikę "Catatonia". Warto też podkreślić, że Frank Mullen pomimo 40-stki na karku to sceniczne zwierzę, a gitarzysta Terrance Hobbs udowodnił, że co poniektóre nazwiska (Sanders, Darski), są mocno przeceniane. Z odległości półtora metra widziałem jakie cuda z gitarą ten człowiek potrafi robić. Publika, choć tego wieczora średnio dopisała, to Ci co był zgromadzenie doskonale wiedzieli o co chodzi oferując pod sceną dzicz i nieokiełznane szaleństwo.
Suffocation zniszczyli tłum po profesorsku. To był wybitny występ, o jaki ciężko ostatnimi czasy. Ci faceci wiedzą co grają, a dynamicznie gestykulujący Mullen wczuwał się w każde zwolnienie i każdy wygibas wygrywany przez jego kompanów. Supporty też nie zawiodły, bo i Burning The Masses i Nervecell i Annotations Of An Autopsy pokazały klasę. O Fleshgod Apocalypse wspominać już nie będę, bo wstyd ich na salony zapraszać.
Organizacja wzorcowa, frekwencja średnio dopisała, ale tym razem górę wzięła jakość, więc gremialna radocha udzielała się zdecydowanej większości fanów. Gwiazda zaś nie pozostawiła złudzeń, że ten kto ma death metal we krwi i tworzył jego legendę, musi potrafić przełożyć to na emocje na scenie. Te był obecne w każdej nudzie, bo nawet nielubiany przeze mnie "Entrails Of You" wypadł wyśmienicie. Nie omieszkam zobaczyć Wujka Franka i Wujka Terrance'a po raz kolejnym gdy tylko zawitają do królestwa bigosu.
Galeria z XXVII edycji Show No Mercy