Komentarze
Pieszczocha : Bardzo wzruszające... :(
SAmy : Przykre, ale śliczne opowiadanie... Trudno uwierzyc, ze w jednej chwili mozn...
Pieszczocha : Bardzo wzruszające... :(
SAmy : Przykre, ale śliczne opowiadanie... Trudno uwierzyc, ze w jednej chwili mozn...
Le Rouge et le Noir był jednym z tych lokali, gdzie mieszała się subtelna czerwień firan i obrusów na stolikach, z mrokiem rozjaśnianym jedynie płomieniem zapalonych świec...
Komentarze AbrimaaL : Czerwony po francusku to "rouge", nie "rogue", ale podejrzewam, że to literó...
dAran : Fotkowicze pochowali się w zakamarkach swoich mrocznych lodówek Hor...
Horsea : Dzięki Alphar. Wiesz, sensowne obcinanie tekstu nie jest zarzutem :)...
Opowiadanie, które napisałam dobrych kilka lat temu, będąc jeszcze dziewczynką, wierzącą w miłość.
Komentarze Hope : lol napisalam wtedy jeszcze jeden harlequinek :) i teraz jak go czytam to się sz...
Horsea : No piękne to błędy były :lol: takie dziewczęce i ufne ;) taki mały ha...
Hope : No... mialam jakies 14/15 lat :) wiec dobre 5, 6 lat temu to bylo :) Trzeba przyzna...
Rzecz o Magii
Lecz trzeba pamiętać, że Natura jest nam przychylna i prócz Wybrańców dała nam jeszcze broń byśmy bronili się przed napastnikami. Jest nią Magia. Ona może budować i niszczyć Światy, może pomagać jak i szkodzić, jest obecna na każdym kroku i w każdym pierwiastku życia codziennego. Oddychamy nią, żyjemy nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Każdy człowiek może Jej używać lecz nie każdy zdaje sobie sprawę z siły, jaką ze sobą niesie. Trzeba w Nią wniknąć i czuć a wtedy podda się łagodnie naszemu działaniu. Jednak nie każdy człowiek jest świadom Mocy jaką jest obdarzony i nie każdy też chce jej używać. Są nauczyciele, są i Uczniowie. Wiedza na tematy Magii rozwija się od wielu tysiącleci, wręcz od samego początku istnienia ludzkości, lecz nigdy nie osiągnie pełnego wymiaru. Lecz Mędrcy wszelacy podążający za Światłem na końcu swych zawsze odnajdywali wizję Prawdy wiecznej i niezmiennej, lecz nie mogli przekazać jej dalej, gdyż Matka pilnie strzeże swoich tajemnic; bowiem i Ona ma tajemnice, którymi z nikim się nie dzieli.
Magia ma różne dziedziny i każda z nich ma zastosowanie w życiu codziennym. Istnieje Magia Lasu i Magia Życia; istnieje Magia Dnia i Magia Nocy; istnieje Magia wykorzystywana ku służbie dobru i ku służbie złu... Jak każdą podarowaną rzecz człowiek potrafi obrócić przeciw jej pierwotnemu założeniu; tak też stało się z niektórymi odmianami Magii. Każda z jej dziedzin ma Ducha Opiekuńczego, który służy Matce i trwa ku chwale wykonywanego obowiązku.
Człowiek w zależności od danej mu natury oraz wykształconego systemu wartości sam wybiera, czy będzie miał kontakty z Magią a jeśli tak to z którym z jej aspektów. Trzeba też pamiętać, że nie wolno naruszać porządku Świata czy to za pomocą Magii czy czegokolwiek. Nawet tak wspaniałomyślna i dobra istota jaką jest Natura może ukarać istotę, która pragnie lub próbuje zniszczyć ustalony porządek, nadać więcej zła lub przejąć władzę ponad Światami i Istnieniami. Zatem nawet najbardziej pojętna z Istot, która posiądzie niespotykaną wiedzę i umiejętności lecz na celu ma tylko niszczenie, skazanym jest na porażkę. Magia służy Matce a Matka wynagradza Magią.
Każdy, kto pojmie tajniki swej siły zawartej w mocy Magii musi rozwijać swą wiedzę, gdyż raz podjęty ten temat trwa i wymaga ćwiczeń i sztuki elastyczności w stosunku do zmieniających się reguł wspólnego życia na Ziemi. Nie ma ustalonego porządku co do używania Magii, nie ma reguł wyznaczających co w którym momencie należy robić; jeżeli człowiek czuje całym sobą Magię to sam wie najlepiej czego może dokonać i którym momencie. Nikt nie może narzucić nam co mamy robić ze sobą i swoim życiem a już tym bardziej z darem otrzymanym od Matki i Duchów.
Lecz trzeba pamiętać, że Natura jest nam przychylna i prócz Wybrańców dała nam jeszcze broń byśmy bronili się przed napastnikami. Jest nią Magia. Ona może budować i niszczyć Światy, może pomagać jak i szkodzić, jest obecna na każdym kroku i w każdym pierwiastku życia codziennego. Oddychamy nią, żyjemy nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Każdy człowiek może Jej używać lecz nie każdy zdaje sobie sprawę z siły, jaką ze sobą niesie. Trzeba w Nią wniknąć i czuć a wtedy podda się łagodnie naszemu działaniu. Jednak nie każdy człowiek jest świadom Mocy jaką jest obdarzony i nie każdy też chce jej używać. Są nauczyciele, są i Uczniowie. Wiedza na tematy Magii rozwija się od wielu tysiącleci, wręcz od samego początku istnienia ludzkości, lecz nigdy nie osiągnie pełnego wymiaru. Lecz Mędrcy wszelacy podążający za Światłem na końcu swych zawsze odnajdywali wizję Prawdy wiecznej i niezmiennej, lecz nie mogli przekazać jej dalej, gdyż Matka pilnie strzeże swoich tajemnic; bowiem i Ona ma tajemnice, którymi z nikim się nie dzieli.
Magia ma różne dziedziny i każda z nich ma zastosowanie w życiu codziennym. Istnieje Magia Lasu i Magia Życia; istnieje Magia Dnia i Magia Nocy; istnieje Magia wykorzystywana ku służbie dobru i ku służbie złu... Jak każdą podarowaną rzecz człowiek potrafi obrócić przeciw jej pierwotnemu założeniu; tak też stało się z niektórymi odmianami Magii. Każda z jej dziedzin ma Ducha Opiekuńczego, który służy Matce i trwa ku chwale wykonywanego obowiązku.
Człowiek w zależności od danej mu natury oraz wykształconego systemu wartości sam wybiera, czy będzie miał kontakty z Magią a jeśli tak to z którym z jej aspektów. Trzeba też pamiętać, że nie wolno naruszać porządku Świata czy to za pomocą Magii czy czegokolwiek. Nawet tak wspaniałomyślna i dobra istota jaką jest Natura może ukarać istotę, która pragnie lub próbuje zniszczyć ustalony porządek, nadać więcej zła lub przejąć władzę ponad Światami i Istnieniami. Zatem nawet najbardziej pojętna z Istot, która posiądzie niespotykaną wiedzę i umiejętności lecz na celu ma tylko niszczenie, skazanym jest na porażkę. Magia służy Matce a Matka wynagradza Magią.
Każdy, kto pojmie tajniki swej siły zawartej w mocy Magii musi rozwijać swą wiedzę, gdyż raz podjęty ten temat trwa i wymaga ćwiczeń i sztuki elastyczności w stosunku do zmieniających się reguł wspólnego życia na Ziemi. Nie ma ustalonego porządku co do używania Magii, nie ma reguł wyznaczających co w którym momencie należy robić; jeżeli człowiek czuje całym sobą Magię to sam wie najlepiej czego może dokonać i którym momencie. Nikt nie może narzucić nam co mamy robić ze sobą i swoim życiem a już tym bardziej z darem otrzymanym od Matki i Duchów.
Szła z zamkniętymi oczami. Otwarte i tak nie pozwoliłyby przebić się przez mgłę. Przy wszystkich możliwościach Elfów można by podejrzewać, że ich oczy służą tylko do ozdoby, ale stworzenie nie jest tak próżne w swym jestestwie. Tak czy inaczej Elfka poruszała się przed siebie niepewnie. Jej krok na co dzień delikatny, dziś stał się ociężały i wyczerpujący. Cel? Celem jej wędrówki stał się marsz sam w sobie - znak, że elfia prasiła została odcięta lub skalana. Ta Elfka, która jednym uśmiechem pozwalała rozkwitać kwiatom, która jedną szczęśliwą myślą wywoływała śpiew ptaków - dziś ta sama Elfka swym uczuciem sprowadziła mgłę - mgłę smutku... Pozwoliła na utworzenie smutnego źródła w swym sercu, kiedy serce to sponiewierane zostało kłamstwem niewdzięcznym. Ufność Elfki czerpała siłę z własnej praworządnosci, dlatego jej szczerość nie dopuszczała uczuć innych jak szczere i czyste. Owszem, spotykała sie ze złem i znała jego źródła, okazało sie jednak, że najgorsza z energii ukryła się tuż obok, że wykorzystała swoją moc by wzbudzić Elfie zaufanie, by zdobyć Elfki oddanie, by w końcu uderzyć krusząc serce Elfki wymawiając swoje imię - ZDRADA! Radość Elfa - źródło życia - zagubiona we mgle. Elfka szła coraz wolniej i wolniej - kolejne łzy były już suche i piekły policzki niemiłosiernie. Mgła gęstniała... Nagle Elfka upadła. Wtedy mgła zaczęła się rozrzedzać. Zniknęło żródło dla mgły wraz z życiem Elfki, której piękne lico szarzało łącząc się z ziemią na polu materii. Elfia dusza szła jednak dalej - wprost na Polanę Pieśni Zagubionych...
Szmer wody łagodził wrzaski nocy - nieporadnie. Sowie siostry nawoływały wilczych braci - którzy odpowiadali z przyjemnością. Jakby nieba lament zesłał mrok na ziemię - mrok lasu, w którym nie pojawił się żaden cień. Jedna tylko postać poruszała się pewnie przed siebie - Anioł - za nic miał nocną pieśń. Sprawiał wrażenie jakby wszystko należało do niego i od niego zależało. Dotarł do skał biegnących pionowo do nieba bez gwiazd. Pozwolił skrzydłom ugasić pragnienie - i chwilę później już był na szczycie. Potem zaczął biec i gdy znalazł się na skraju, skoczył w dół - skrzydła schował wśród myśli - pewny to był skok. Gdy stanął już na dole wyprostował się pewnie odrzucając głowę w tył. Dumny księżyca promień nieśmiało wyjrzał zza mgieł chcąc spojrzeć w oczy Anioła - lecz oczu pozbawiona była anielska twarz... Znów wzbił sie do lotu...
(...)
"Widziałeś?! Anioł! Spadł!" - podbiegli do niego brnąc w śniegu po pas, gdy znależli się na miejscu ujrzeli purpurową krew na śnieżnobiałym tle. Tam właśnie leżał Anioł - skrzydła miał połamane i podziurawione - twarz wyrażała ból - "Co się stało Aniele?" - "Z niektórymi demonami nie sposób wygrać... Ten był wyjatkowy... Wzleciałem w niebo... gdy nagle spośród chmur spadła przede mną kropla, potem druga i trzecia... I nagle w jednej z nich go zobaczyłem... Miał moją twarz..." - Poranione skrzydła drgnęły, wilki w dali przestały wyć. "Nie rozumiem?" - :"Widzisz chłopcze - życie jest próbą - powinno rozwijać twą duszę - może Cię spotkać najwspanialsze dobro, jeśli tylko demon w Tobie nie okaże się silniejszy. Mój okazał się ode mnie mocniejszy... Jego imię brzmi... zwątpienie..." Na policzku Anioła pojawiła się łza. Purpurowa krew tworzyła na śniegu obrazy wspomnień, a może tylko Anioł widział w tych plamach kły demona... "Na nic zdał się miecz..."
I zaczął wiatr melodią swoją odprowadzać Anioła głos... Śpiewał słowami wśród liści "...sprzedaż..." - "Nie sprzedawaj duszy taniej niż za grosz uwagi chłopcze." - "...za grosz..." - "W odpowiedzi na sny przyjdzie jaźń niespodziewana." - "...wartość..." - "Warto jest stworzyć coś... Coś dobrego... Oczekiwanie na spacer po fundamencie współtworzonym." - "...sytość..." - "Łaknienie niezaspokojone. Umiar... Nie skazywać się na post, ale uczty nie oczekiwać." - "...wiara..." - "...wiara... ...bo cóż mamy oprócz wiary?" - Anioł zamknął oczy po raz ostatni... szeptem pożegnał ten czas... "...zbudować dom... gniazdo... gdzie trzepot skrzydeł nie będziem pracą... lecz snem..."
(...)
"Widziałeś?! Anioł! Spadł!" - podbiegli do niego brnąc w śniegu po pas, gdy znależli się na miejscu ujrzeli purpurową krew na śnieżnobiałym tle. Tam właśnie leżał Anioł - skrzydła miał połamane i podziurawione - twarz wyrażała ból - "Co się stało Aniele?" - "Z niektórymi demonami nie sposób wygrać... Ten był wyjatkowy... Wzleciałem w niebo... gdy nagle spośród chmur spadła przede mną kropla, potem druga i trzecia... I nagle w jednej z nich go zobaczyłem... Miał moją twarz..." - Poranione skrzydła drgnęły, wilki w dali przestały wyć. "Nie rozumiem?" - :"Widzisz chłopcze - życie jest próbą - powinno rozwijać twą duszę - może Cię spotkać najwspanialsze dobro, jeśli tylko demon w Tobie nie okaże się silniejszy. Mój okazał się ode mnie mocniejszy... Jego imię brzmi... zwątpienie..." Na policzku Anioła pojawiła się łza. Purpurowa krew tworzyła na śniegu obrazy wspomnień, a może tylko Anioł widział w tych plamach kły demona... "Na nic zdał się miecz..."
I zaczął wiatr melodią swoją odprowadzać Anioła głos... Śpiewał słowami wśród liści "...sprzedaż..." - "Nie sprzedawaj duszy taniej niż za grosz uwagi chłopcze." - "...za grosz..." - "W odpowiedzi na sny przyjdzie jaźń niespodziewana." - "...wartość..." - "Warto jest stworzyć coś... Coś dobrego... Oczekiwanie na spacer po fundamencie współtworzonym." - "...sytość..." - "Łaknienie niezaspokojone. Umiar... Nie skazywać się na post, ale uczty nie oczekiwać." - "...wiara..." - "...wiara... ...bo cóż mamy oprócz wiary?" - Anioł zamknął oczy po raz ostatni... szeptem pożegnał ten czas... "...zbudować dom... gniazdo... gdzie trzepot skrzydeł nie będziem pracą... lecz snem..."
Słońce jeszcze nie zaczęło wschodzić, lecz krwista czerwień już rozlewała się na horyzoncie. Równie ogniste włosy zostały jednym ruchem głowy odrzucone na plecy, wystawiając śliczną twarz na delikatną pieszczotę wiatru szumiącego radośnie i wdzięcznie. Gdy słońce zaczęło powoli ukazywać swe oblicze, zamknęła oczy chłonąc ten ciepły pokarm żywiołu. Czując sytość rozpostarła skrzydła i uniosła się nad linię drzew. Szept strumienia niósł ostrzeżenie, lecz i ona czuła tę energię – czystą, złą i niegodziwą. Znalazła strumyk. Jeden ruch skrzydeł wystarczył, by już za chwilę mogła zanurzyć dłoń w smutnym chłodzie wody. Zwilżyła usta i wtedy to poczuła – ciśnienie o mocy kruszącej kamienie. Uskoczyła w górę, by już z mieczem w dłoni zawisnąć nad ziemią. W miejscu, gdzie była jeszcze przed chwilą, stała postać chuda, obszarpana i zła. Wlepiała w Anioła swe puste oczodoły - z miejsca, gdzie powinny znajdować się oczy emanowała otchłań czerni absolutnej. Nagle stwór skoczył, dopadł Aynoan i rzucił nią o ziemię. Bolesny upadek sprawił, że wypuściła z ręki miecz. Zły spadł tuż za nią i od razu zaatakował. Odskoczyła, jednak stwór był szybki i chwilę później potężnym uderzeniem posłał ją na drzewo. Upadła twarzą tuż przy mieczu i gdy ponownie ruszył w jej kierunku, szybko chwyciła broń i wyciągając ku niemu ostrze pozwoliła, by weszło w rozpędzone ciało. Stwór zawył zaskoczony, lecz od razu wyrwał z siebie stal zimną i rzucił nią w Aynoan. Trafił w rękę roztrzaskując kości. Chwilę później był już przy niej szarpiąc jej twarz i ciało ostrymi pazurami purpurowymi od krwi Anioła. Następnie chwycił jedno jej skrzydło, by gwałtownym ruchem wyrwać je rozszarpując na strzępy. Krzyk bólu ściągnął posępnie cichy mrok. Łzy mieszały się z purpurą, gdy padała na kolana. Zły stał nad nią sycąc się zadawanym cierpieniem. Gdy tak klęczała, w jej duszy zrodził się obraz Anioła. Czuła swoim wnętrzem jego dotyk, jego ciepło, jego bliskość bezpieczną i nieskończoną... I poczuła, że to już tylko wspomnienie bez przyszłości... Rany zdawały się być niczym w porównaniu z świadomością miłości skrzywdzonej – nieodwracalnie...
-Rawedd... - Wyszeptała – wybacz...
Uniosła głowę i spojrzała w bezdenną ciemność pustych oczodołów. Jej oczy stały się centrum bólu, żalu i wściekłości. Kumulacja emocji nieopanowanych wystrzeliła jasnym promieniem, który dzięki łzom nabrał kolorów zachodzącego słońca. Światło to, penetrując odrażające jestestwo, sprawiło, że Zły zaczął wyć. Aynoan wstała i powoli zbliżyła się do potwora. Ten próbował ją uderzyć, ale cios tylko odbił się od emanującego kolorową energią anielskiego ciała. Chwyciła jego głowę i miażdżąc ją przelewała w mrok niegodziwości kwintesencję duszy swojej czystej. Nagle poczuła cierpienie złej świadomości i anielskie spojrzenie zrobiło się czarne – brud wszelkiego stworzenia zaczął bezczelnie szargać jej purpurową krew. Rozległ się krzyk Aynoan i wzmógł się potężny śpiew wichru. Czarne chmury opanowały niebo wyrażając niepokój. Energia emocji sprzecznych przerosła wytrzymałość anielskiego ciała. Nastąpiła eksplozja, wyzwalając palącą duszę Aynoan. Pieśń żałobna deszczu towarzyszyła Aniołowi wracającemu do domu.
Dzień, który miał się zrodzić – nie nadszedł. Burza koncertowała żal...
- Nie! Nie! Nie... - Krzyk ze skał wyrażał miażdżącą serce świadomość, która wypełniła duszę Anioła, przychodząc razem z pieśnią burzy. Wzbił się na skrzydłach bólu i poleciał w stronę śpiewającego wichru...
Na co cała świadomość wszechświata? Na co prawdy, których moc nadaje równowagę? Uzasadnienie wszechrzeczy... Jestestwo Pramocy wypełniające czas i przestrzeń...
Wylądował przy strumieniu. Jedynie cisza zdawała się pamiętać o rozegranym tu dramacie. Strumyk płynął swoją smutną melodią niczym czas – nieprzerwanie. Dostrzegł miecz leżący pod drzewem i serce zabiło mu szybciej. Gdy wziął go do ręki poczuł się świadkiem jej ostatnich chwil. Stracił oddech a łzy napłynęły mu do oczu. Obok znalazł skórzany talizman z runą życia – drobiazg, który jej podarował chcąc wywołać uśmiech na jej pięknej twarzy. Bardzo go lubiła, czasem spinała nim włosy, lecz częściej zdobił jej nadgarstek. Talizman Aynoan w ręku Rawedda palił wspomnieniem pięknym i bolesnym. Niewdzięczna jest tęsknota niezaspokojona, pragnienie nieugaszone, nadzieja, której brak... Aniołowie nie giną ze starości, są wyrazem wieczności. Ona była jego wyborem na wieczność. Z ich wspólnie wyrażanych pragnień rosły wzruszające melodie rosy porannej, barwy wiosny i czerwień słońca gorącego. Czerwień jej włosów... Cały czas była dla niego tym samym ekstatycznym doznaniem – miłością niezmienną. Do żadnej myśli lat minionych nie przykleił się najmniejszy pyłek zmęczonej rutyny. Nie wynikało to tylko z tajemnicy leżącej w głębi jej oczu i wyrażanej w jej dla niego spojrzeniu. Nie tylko z nowych doznań, spacerów odkrywających naturę wspólnie odczuwanych wrażeń czy pocałunków coraz bardziej namiętnych. Nie znał jej wszystkich myśli, jednak wiedział, że w stosunku do niego zawsze będzie tak samo szczera i oddana. I właśnie to zaufanie i spokój, których dzięki niej doświadczał rodziło podniecenie i namiętność równą szczęściu wszechświata.
Bogowie, gdyby żyli, przyglądaliby się temu tłumiąc zazdrość...
................................................................................................
Uzupełniające ciszę, pomniejsze jęki wiatru, towarzyszyły postaci skulonej na skałach. Gdyby uniosła głowę, ujrzałaby pole rozległej pustki. Dopiero horyzont przynosił nadzieję, łuna migocącego na nim światła dawała świadectwo życia. Jednak twarz ukryta w kolanach nie pozwalała na nadzieję. Mimo że noc zdawała się przynosić spokój i ukojenie, wewnątrz postaci wyczuwalne były emocje, które graniczyły z gwałtownymi płomieniami trawiącymi drewno. Gdy gwiazdy zaczęły już gasnąć, głowa postaci poruszyła się. Zabłąkany na pustkowiu wilk, spojrzał w tej chwili na skały. Ujrzał cień rosnący. Gdyby znalazł się bliżej, zobaczyłby mężczyznę, którego długie, ciemne, smagane lekko wiatrem włosy opadały na zawieszony na plecach miecz. Widziałby twarz dumną i surową. Widziałby oczy przepełnione łzami. Oczy, których płomień bólu, gniewu i nienawiści przyćmiewał gwiazdy. Ujrzałby drżącą pięść ściskającą skórzany talizman. I gdyby nie uciekł, zobaczyłby jak cień rzuca się ze skały, jak z pleców mężczyzny wyrastają potężne skrzydła i jak wzbija się do lotu. Zobaczyłby Anioła.
-Rawedd... - Wyszeptała – wybacz...
Uniosła głowę i spojrzała w bezdenną ciemność pustych oczodołów. Jej oczy stały się centrum bólu, żalu i wściekłości. Kumulacja emocji nieopanowanych wystrzeliła jasnym promieniem, który dzięki łzom nabrał kolorów zachodzącego słońca. Światło to, penetrując odrażające jestestwo, sprawiło, że Zły zaczął wyć. Aynoan wstała i powoli zbliżyła się do potwora. Ten próbował ją uderzyć, ale cios tylko odbił się od emanującego kolorową energią anielskiego ciała. Chwyciła jego głowę i miażdżąc ją przelewała w mrok niegodziwości kwintesencję duszy swojej czystej. Nagle poczuła cierpienie złej świadomości i anielskie spojrzenie zrobiło się czarne – brud wszelkiego stworzenia zaczął bezczelnie szargać jej purpurową krew. Rozległ się krzyk Aynoan i wzmógł się potężny śpiew wichru. Czarne chmury opanowały niebo wyrażając niepokój. Energia emocji sprzecznych przerosła wytrzymałość anielskiego ciała. Nastąpiła eksplozja, wyzwalając palącą duszę Aynoan. Pieśń żałobna deszczu towarzyszyła Aniołowi wracającemu do domu.
Dzień, który miał się zrodzić – nie nadszedł. Burza koncertowała żal...
- Nie! Nie! Nie... - Krzyk ze skał wyrażał miażdżącą serce świadomość, która wypełniła duszę Anioła, przychodząc razem z pieśnią burzy. Wzbił się na skrzydłach bólu i poleciał w stronę śpiewającego wichru...
Na co cała świadomość wszechświata? Na co prawdy, których moc nadaje równowagę? Uzasadnienie wszechrzeczy... Jestestwo Pramocy wypełniające czas i przestrzeń...
Wylądował przy strumieniu. Jedynie cisza zdawała się pamiętać o rozegranym tu dramacie. Strumyk płynął swoją smutną melodią niczym czas – nieprzerwanie. Dostrzegł miecz leżący pod drzewem i serce zabiło mu szybciej. Gdy wziął go do ręki poczuł się świadkiem jej ostatnich chwil. Stracił oddech a łzy napłynęły mu do oczu. Obok znalazł skórzany talizman z runą życia – drobiazg, który jej podarował chcąc wywołać uśmiech na jej pięknej twarzy. Bardzo go lubiła, czasem spinała nim włosy, lecz częściej zdobił jej nadgarstek. Talizman Aynoan w ręku Rawedda palił wspomnieniem pięknym i bolesnym. Niewdzięczna jest tęsknota niezaspokojona, pragnienie nieugaszone, nadzieja, której brak... Aniołowie nie giną ze starości, są wyrazem wieczności. Ona była jego wyborem na wieczność. Z ich wspólnie wyrażanych pragnień rosły wzruszające melodie rosy porannej, barwy wiosny i czerwień słońca gorącego. Czerwień jej włosów... Cały czas była dla niego tym samym ekstatycznym doznaniem – miłością niezmienną. Do żadnej myśli lat minionych nie przykleił się najmniejszy pyłek zmęczonej rutyny. Nie wynikało to tylko z tajemnicy leżącej w głębi jej oczu i wyrażanej w jej dla niego spojrzeniu. Nie tylko z nowych doznań, spacerów odkrywających naturę wspólnie odczuwanych wrażeń czy pocałunków coraz bardziej namiętnych. Nie znał jej wszystkich myśli, jednak wiedział, że w stosunku do niego zawsze będzie tak samo szczera i oddana. I właśnie to zaufanie i spokój, których dzięki niej doświadczał rodziło podniecenie i namiętność równą szczęściu wszechświata.
Bogowie, gdyby żyli, przyglądaliby się temu tłumiąc zazdrość...
................................................................................................
Uzupełniające ciszę, pomniejsze jęki wiatru, towarzyszyły postaci skulonej na skałach. Gdyby uniosła głowę, ujrzałaby pole rozległej pustki. Dopiero horyzont przynosił nadzieję, łuna migocącego na nim światła dawała świadectwo życia. Jednak twarz ukryta w kolanach nie pozwalała na nadzieję. Mimo że noc zdawała się przynosić spokój i ukojenie, wewnątrz postaci wyczuwalne były emocje, które graniczyły z gwałtownymi płomieniami trawiącymi drewno. Gdy gwiazdy zaczęły już gasnąć, głowa postaci poruszyła się. Zabłąkany na pustkowiu wilk, spojrzał w tej chwili na skały. Ujrzał cień rosnący. Gdyby znalazł się bliżej, zobaczyłby mężczyznę, którego długie, ciemne, smagane lekko wiatrem włosy opadały na zawieszony na plecach miecz. Widziałby twarz dumną i surową. Widziałby oczy przepełnione łzami. Oczy, których płomień bólu, gniewu i nienawiści przyćmiewał gwiazdy. Ujrzałby drżącą pięść ściskającą skórzany talizman. I gdyby nie uciekł, zobaczyłby jak cień rzuca się ze skały, jak z pleców mężczyzny wyrastają potężne skrzydła i jak wzbija się do lotu. Zobaczyłby Anioła.
(C) Abrimaal 2006-10-14
Komentarze Arha : Co tu dużo mówić, to opowiadanie jest poprostu świetne.! Dziwię sie...
AbrimaaL : Dzięki za 666 wejść na stronę :twisted:
freya_blathin : Spoko luz :wink: Tam jest "podobne rosliny", znaczy w jedna rodzine p...
Czuł do tej Elfickiej niewiasty sympatię i wydawało się, że nic więcej... Jednak namiętność jej oczu, która pozbawiała mocy najodporniejszych mężów rasy Aniołów, nie mogła nie wywrzeć wrażenia na zwykłym śmiertelniku. Elfia magia emanowała z każdego jej ruchu. Delikatny dotyk dłoni, niczym runiczne zaklęcie, powodował wzrost pragnienia. Łaknął spijać energię wibrującą z jej smukłego ciała.
Przyciągała go, bo czuł, że łączy ich coś więcej niż tylko kilka wspólnie spędzonych chwil. Wiele razy dawała mu dowód na wspólne pojmowanie świata. Tego zrozumienia dusz pragnął najbardziej. Fascynował ich ten sam rodzaj magii – magia uczuć, magia namiętności, magia emocji spełnionych i niespełnionych. Ona - Elf, poetka i Pani Zmysłów, a on – śmiertelnik, który otarł się o magię aniołów. Ona mu tę magię przypominała – Valkyria ze Wzgórz Purpurowych.
Kroki popełnione w przeszłości ograniczały wybory, na które mógł sobie pozwolić. Jego tęsknota docierała do niej runami pisanymi przez niebo. Wiedziała czyje są to słowa. Znała niebo i znała jego energię w runach zawartą. Dała mu wyrozumiałość i czas. On ten czas odliczał szarpiąc swą duszę nieuczciwą codziennością. Mógł nie widzieć jej przez kolejne wschody i zachody słońca, lecz była pierwszym obrazem, który odwiedzał go po zamknięciu oczu.
Frey próbował uwolnić się od tego i innych obrazów pięknej Elfki, poświęcając się pracy. Jako konwojent kurierski nie mógł narzekać na brak roboty. Jego miecz częściej był w dłoni niż w pochwie. Nieuporządkowane struktury władzy spowodowały powstawanie licznych grup bandyckich, dla których przesyłki kurierskie od zawsze były łakomym kąskiem. Jednak sprawna ręka Freya, wzmocniona dobrej jakości orężem, rozdawała do tej pory bandytom jedynie śmierć. Śmierć zadawaną tym okrutniej im więcej niewyzwolonych pragnień tłamsiło jego serce. Próbując nie myśleć o Valkyrii srogo rozprawiał się z przeciwnikiem.
Jednak sny nie pozwalały mu zapomnieć.
Chyba nie do końca chciał się do tego przyznać przed sobą samym, ale czuł, że sny nie dadzą mu spokoju do póki nie nastąpi spełnienie. Spełnienie, na które czekają Aniołowie, bowiem wytworzona z niego energia leczy rany świata.
Póki co zarzucił miecz na plecy, stanął nad urwiskiem i zamknął oczy. Uśmiechnął się...
Przyciągała go, bo czuł, że łączy ich coś więcej niż tylko kilka wspólnie spędzonych chwil. Wiele razy dawała mu dowód na wspólne pojmowanie świata. Tego zrozumienia dusz pragnął najbardziej. Fascynował ich ten sam rodzaj magii – magia uczuć, magia namiętności, magia emocji spełnionych i niespełnionych. Ona - Elf, poetka i Pani Zmysłów, a on – śmiertelnik, który otarł się o magię aniołów. Ona mu tę magię przypominała – Valkyria ze Wzgórz Purpurowych.
Kroki popełnione w przeszłości ograniczały wybory, na które mógł sobie pozwolić. Jego tęsknota docierała do niej runami pisanymi przez niebo. Wiedziała czyje są to słowa. Znała niebo i znała jego energię w runach zawartą. Dała mu wyrozumiałość i czas. On ten czas odliczał szarpiąc swą duszę nieuczciwą codziennością. Mógł nie widzieć jej przez kolejne wschody i zachody słońca, lecz była pierwszym obrazem, który odwiedzał go po zamknięciu oczu.
Frey próbował uwolnić się od tego i innych obrazów pięknej Elfki, poświęcając się pracy. Jako konwojent kurierski nie mógł narzekać na brak roboty. Jego miecz częściej był w dłoni niż w pochwie. Nieuporządkowane struktury władzy spowodowały powstawanie licznych grup bandyckich, dla których przesyłki kurierskie od zawsze były łakomym kąskiem. Jednak sprawna ręka Freya, wzmocniona dobrej jakości orężem, rozdawała do tej pory bandytom jedynie śmierć. Śmierć zadawaną tym okrutniej im więcej niewyzwolonych pragnień tłamsiło jego serce. Próbując nie myśleć o Valkyrii srogo rozprawiał się z przeciwnikiem.
Jednak sny nie pozwalały mu zapomnieć.
Chyba nie do końca chciał się do tego przyznać przed sobą samym, ale czuł, że sny nie dadzą mu spokoju do póki nie nastąpi spełnienie. Spełnienie, na które czekają Aniołowie, bowiem wytworzona z niego energia leczy rany świata.
Póki co zarzucił miecz na plecy, stanął nad urwiskiem i zamknął oczy. Uśmiechnął się...
Opadał z gwiazd. Rozpostarte skrzydła panowały nad wiatrem i nad czernią nocy.
Zstępujący z nieba czarny kontur dumnej otchłani.
Wylądował w dolinie niedaleko wioski. Ziemi dotknął lekko, a ona oddała mu pokłon. Złożone skrzydła potęgowały ogrom jego postaci. Piękna twarz otulona była długimi, białymi jak światło, włosami. Zbroja, którą miał nie była ani z hartowanej stali, ani ze szlachetnego metalu, nie była nawet skórzana. Była czarną substancją, potężnym tworzywem wtopionym w jego ciało – to było właśnie jego ciało. W ręku dzierżył potężny miecz i była to jedyna rzecz, jaką posiadał. Stał tak wsparty na mieczu patrząc na śpiącą wioskę. W pewnym momencie Archanioł zamknął oczy. Wiatr przestał wiać, nocne zwierzęta ucichły, a jedyną melodią było migotanie gwiazd.
Przebudziła się. Wzrok jej wyrażał pragnienia niespełnione. Wyszła bosa w noc ciepłą. Minęła ostatni dom, by za chwilę stanąć przed nagim mieczem. Pożądanie emanowało z jej delikatnego, smukłego ciała. Otworzył oczy. Położył miecz na ziemi – obok położyła się dziewczyna. Wziął ją mocno, a ona wyraziła wdzięczność rozkoszą wysłaną w noc.
Wstali razem. Chłonął spojrzenie jej oczu niewinnych. Wyrwał jedno pióro ze skrzydeł i wbił je w serce dziewczyny. Wziął ją w ramiona. Dusza opuszczała niewieście ciało światłem poprzez wzrok – jego pokarm. Stał nad nią, aż zaspokojony odleciał, pozostawiając za sobą puste oczodoły wracające do wioski.
Gdy noc ustąpiła znaleziono ją w jej łóżku – nagą, pozbawioną wspomnień, ze wzrokiem utkwionym w dal. Martwe ciała jej rodziny nie chciały opowiedzieć historii nocy.
Zstępujący z nieba czarny kontur dumnej otchłani.
Wylądował w dolinie niedaleko wioski. Ziemi dotknął lekko, a ona oddała mu pokłon. Złożone skrzydła potęgowały ogrom jego postaci. Piękna twarz otulona była długimi, białymi jak światło, włosami. Zbroja, którą miał nie była ani z hartowanej stali, ani ze szlachetnego metalu, nie była nawet skórzana. Była czarną substancją, potężnym tworzywem wtopionym w jego ciało – to było właśnie jego ciało. W ręku dzierżył potężny miecz i była to jedyna rzecz, jaką posiadał. Stał tak wsparty na mieczu patrząc na śpiącą wioskę. W pewnym momencie Archanioł zamknął oczy. Wiatr przestał wiać, nocne zwierzęta ucichły, a jedyną melodią było migotanie gwiazd.
Przebudziła się. Wzrok jej wyrażał pragnienia niespełnione. Wyszła bosa w noc ciepłą. Minęła ostatni dom, by za chwilę stanąć przed nagim mieczem. Pożądanie emanowało z jej delikatnego, smukłego ciała. Otworzył oczy. Położył miecz na ziemi – obok położyła się dziewczyna. Wziął ją mocno, a ona wyraziła wdzięczność rozkoszą wysłaną w noc.
Wstali razem. Chłonął spojrzenie jej oczu niewinnych. Wyrwał jedno pióro ze skrzydeł i wbił je w serce dziewczyny. Wziął ją w ramiona. Dusza opuszczała niewieście ciało światłem poprzez wzrok – jego pokarm. Stał nad nią, aż zaspokojony odleciał, pozostawiając za sobą puste oczodoły wracające do wioski.
Gdy noc ustąpiła znaleziono ją w jej łóżku – nagą, pozbawioną wspomnień, ze wzrokiem utkwionym w dal. Martwe ciała jej rodziny nie chciały opowiedzieć historii nocy.
I są między ludźmi Wybrańcy powołani do rozumienia Natury, Duchów, Boga i Pieśni Lasu. Spośród Wybranych istnieją Rozumiejący, Widzący, Czujący, Czytający, Czyniący i Prowadzący. Są ludzie, którzy posiadają jedną z tych umiejętności, są i tacy którzy nie posiadają nic; mogą być Wybrani posiadający więcej niż jeden dar, a nawet wszystkie. Cechy te dała im Matka, która sama wybiera ludzi podług ich cech danych z kolei przez Boga. Nie należy cierpieć z powodu braku daru, gdyż często jest on przekleństwem i sprawia Obdarowanemu wiele bólu. Przez całe życie człowiek rozwija ten dar, jeżeli już przekona się o jego obecności; są bowiem Obdarowani, a nie oświeceni i wtedy Dar się marnuje.
Zszedł z traktu prowadzącego na północ i skierował swe kroki do lasu, gdzie zachodzące słońce karmiło liście czerwienią. Ścieżka była wąska i zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Gdy światło było już tylko wspomnieniem zatrzymał się, usiadł na środku ścieżki i w tej pozycji zasnął. Gdy otworzył oczy niebo szarzało, lecz ptaki nie zaczęły jeszcze śpiewać. Na przeciw niego siedział mały chłopiec.
-Zgubiłeś się wędrowcze? - Jego oczy były zamknięte, jego usta nie poruszały się.
-Nie. - Myśli Freya skierowały się ku chłopcu.
-Chodź ze mną.
Kilka kroków dalej była polana. Drzewa wokół niej rosły tak gęsto, iż wydawały się być ścianą zbitą z pali. Ich brunatna kora i ciemnozielone liście sprawiały wrażenie zamkniętego pomieszczenia.
-Oni się zgubili – chłopiec otworzył oczy wbijając wzrok w młodzieńca jakby szukał wątpliwości w jego sercu. Jednak Frey spokojnie rozglądał się dookoła. Drzewa wydawały się mieć momentami ludzkie kształty, ale gdy podszedł bliżej zorientował się, że to nie złudzenie. Stanął na przeciw jednej z istot.
Piękna twarz wtopiona w drzewo. Włosy – kora, liście – śpiew. Tęsknota ciała do pieszczoty innej niż dotyk wiatru, do ciepła żywego serca. Uwolniony oddech jeszcze pozwala na żałobny zew...
że sama
że niekochana
że życie trudne
że twarze obłudne
że brak zrozumienia
że nic się nie zmienia...
To nic, że Frey łzy ocierał przy każdej myśli, zaraz nową rosę tworzyły oczy. Ciepło chłonęła cicho, gdy pozwalała słońcu muskać swe nagie ciało. Lecz wiara ginęła, gdy myśl truta jadem gubiła jej duszę. Że szczęście w niej było nie chciała wiedzieć, nie chciała widzieć. I był to jej wybór uwieńczony połączeniem tkanki człowieka z drzewa korzeniem.
że szczęścia brak
że smutna tak...
Łatwiej Aniołowi wziąć miecz do ręki niż w upór żalu nadzieję wlać. Dlatego Frey odwrócił się nie próbując nawet zmieniać melodii beznadziejności.
że...
Komentarze -Zgubiłeś się wędrowcze? - Jego oczy były zamknięte, jego usta nie poruszały się.
-Nie. - Myśli Freya skierowały się ku chłopcu.
-Chodź ze mną.
Kilka kroków dalej była polana. Drzewa wokół niej rosły tak gęsto, iż wydawały się być ścianą zbitą z pali. Ich brunatna kora i ciemnozielone liście sprawiały wrażenie zamkniętego pomieszczenia.
-Oni się zgubili – chłopiec otworzył oczy wbijając wzrok w młodzieńca jakby szukał wątpliwości w jego sercu. Jednak Frey spokojnie rozglądał się dookoła. Drzewa wydawały się mieć momentami ludzkie kształty, ale gdy podszedł bliżej zorientował się, że to nie złudzenie. Stanął na przeciw jednej z istot.
Piękna twarz wtopiona w drzewo. Włosy – kora, liście – śpiew. Tęsknota ciała do pieszczoty innej niż dotyk wiatru, do ciepła żywego serca. Uwolniony oddech jeszcze pozwala na żałobny zew...
że sama
że niekochana
że życie trudne
że twarze obłudne
że brak zrozumienia
że nic się nie zmienia...
To nic, że Frey łzy ocierał przy każdej myśli, zaraz nową rosę tworzyły oczy. Ciepło chłonęła cicho, gdy pozwalała słońcu muskać swe nagie ciało. Lecz wiara ginęła, gdy myśl truta jadem gubiła jej duszę. Że szczęście w niej było nie chciała wiedzieć, nie chciała widzieć. I był to jej wybór uwieńczony połączeniem tkanki człowieka z drzewa korzeniem.
że szczęścia brak
że smutna tak...
Łatwiej Aniołowi wziąć miecz do ręki niż w upór żalu nadzieję wlać. Dlatego Frey odwrócił się nie próbując nawet zmieniać melodii beznadziejności.
że...
Cygana : A tak wogole to co to za kapela?
Alec-II-Pure : raz dane mi bylo uslyszec i to bylo o jeden raz za duzo wiec podziekuje 8)...
uzekamanzi : Hehe, to zapraszam do Brogansa o 21:00 :)
Oto jest i druga część moich refleksji...
Komentarze Dark_Princess666 : Co takiego ciekawego na tej Vampiradzie sie dzieje? :P
Tego poranka znowu obudziłam się z krzykiem. Znowu miałam ten sen. Zlana potem zwiesiłam bezwładnie nogi przez krawędź łóżka. Kiedy się to skończy…? Kiedy? Podobno sen śni się tak długo, aż się ziści. Cały problem polega na tym, że ten sen spełnia się co wieczór…
Komentarze Alpha-Sco : Bardzo... sugestywne. Wyraziste obrazy. Przyjemnie się czyta.
Oto chwila moich chorych (dla niektórych) refleksji. Fragment ten traktuje o Bogu, mojej własnej interpretacji tego, co się dzieje. Wkrótce mam nadzieję, dalsze rozmyślania
Serke szła przez ulicę główną wioski Bor, w której mieszkała i myślała o swojej bezradności wobec tragedii, która rozegrała się przed zaledwie dwoma miesiącami. Smok zwany Rothem zmiótł pół rodzinnej wioski. Wielu nie otrząsnęło się po tym wydarzeniu a nadeszła kolejna okropna wieść. Ogromna banda orków podążała w ich kierunku.
Ladros szedł przez gęsty las i podziwiał grube zwalone pnie. Nie wiedzieć czemu intrygowały go. Mimo iż świetnie władał mieczem nie chciał dla nikogo pracować.To nie było by to co chciałby w życiu robić. Ladros czułby się uwięziony nawet gdyby ktoś chciałby tylko go wynająć. On był sam panem swego losu.