-Snajper!- krzyknął dowódca naszej pięcioosobowej grupy rozpoznania. Schowaliśmy się za murkiem, który dawał nam osłonę. Snajper musiał być w budynku położonym 100 metrów przed nami. Musiał zmienić pozycję. To podstawowa zasada snajperów, to była nasza szansa. Chwyciłem karabin wyborowy Mosina martwego i pobiegłem za resztą w kierunku budynku. Przywarliśmy do ściany budynku koło jedynego wejścia. Odbezpieczyłem moją PPSZ-e, a Mosina zarzuciłem na ramię.
-Wchodzimy- Rzucił rozkaz nasz dowódca.
Szybko weszliśmy do budynku i zaczęliśmy go penetrować zostawiając szeregowego Siemianowa przy wejściu, żeby pilnował go, gdyby Niemiec chciał uciec.
Budynek miał trzy kondygnacje, zaczęliśmy od pierwszej przeszukując wszystkie pomieszczenia.
-Pusto- Rzuciłem cicho do dowódcy po przeszukaniu ostatniego pokoju.
Cicho doszliśmy do schodów. Poszedłem pierwszy. Wchodząc na piętro spostrzegłem wroga, lecz zanim zdążyłem strzelić ukrył się w jednym z pokoi.
-Mam go!- krzyknąłem- Zatłuczmy skubańca!
Podbiegłem do pokoju, wparowałem puszczając serię z broni, pudłując i lekko raniąc wroga. Ten pod wpływem postrzału upadł wypuszczając broń.- „Mamy jeńca”- pomyślałem, lecz w tej chwili snajper wyciągnął pistolet Walthera. Ja niewiele się zastanawiając strzeliłem długą serią w niego, zabijając. W tym momencie dotarła pozostała trójka mojej drużyny.
-Przeszukać go- rozkazał dowódca.
Zacząłem przeszukiwania. Znalazłem jego papiery. Okazało się, że jest porucznikiem, więc łup trafił się niezły. Z szyi zerwałem mu nieśmiertelnik, a z klapy munduru Krzyż Żelazny.
-Tego dnia to my wygraliśmy- powiedziałem podchodząc do okna.
W tym momencie usłyszałem huk i poczułem ukłucie koło mostka. Mundur na tej wysokości stał się mokry od ciepłej cieczy. Świat dookoła zaczął wirować. Upadłem. Wszystko stawało się ciemniejsze... Coraz ciemniejsze... Zapanowała ciemność.