„Blasting our way through the boundaries of hell”. Tak to się proszę Państwa zaczęło. To znaczy zaczęło się wcześniej, gdy numer „Aggressive Perfector” pojawił się na składance „Metal Massacre III” Briana Slagela, a potem droga do albumu w Metal Blade Records była już otwarta. Brian wspomina w swojej książce, że był oczarowany Slayerem, który zrobił na nim piorunujące wrażenie, zwłaszcza na żywo. Zresztą nie tylko na nim, a płyta „Show No Mercy”, która z tego wyniknęła z miejsca stała się legendą i zarazem początkiem nowej religii.
Duże zmienności cechowały Sodom przed wydaniem „’Till death Do Us Unite”. I mam tu na myśli zarówno rotujący skład, jak i kombinacyjną stylistykę. Na tym ósmym albumie Tom Angelripper po raz kolejny wystąpił z nową załogą i wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że i Bobby i Bernemann są odpowiednimi ludźmi, którzy będą współtworzyć tą markę przez następne długie lata. Muzycznie natomiast wciąż jest to etap eksperymentów i poszukiwań.
„Reign In Blood” – płyta pomnik. Absolutny i niedościgniony wzór, jądro muzyki metalowej. Pół godziny hałasu, który stał się wyznacznikiem tego czym jest kwintesencja muzycznej agresji. Gdzie każda sekunda jest wyżyną, a każdy utwór jest kolejnym ciosem, po którym nie sposób się pozbierać, bo z prędkością światła już nadciąga następny. Kunsztowna maszyna śmierci, precyzyjnie zaprogramowana i wykonana w najdrobniejszych szczegółach, stanowiąca o sile i niezwykłości swoich twórców. Stanowiąca o potędze Slayer.
11 września 2001 roku to dzień, który wrył się w pamięć całego świata. Ataki terrorystyczne na Stany Zjednoczone, ogrom ofiar i skala całego wydarzenia, nie pozwoliły nikomu przejść obok tego obojętnie i w pewien sposób zmieniły nawet sposób funkcjonowania współczesnych cywilizacji. W tej przytłaczającej scenerii, dokładnie tego samego dnia, ukazała się ósma płyta Slayer o jakże wymownym tytule „God Hates Us All”.
Po prawie rocznej przerwie od ostatniego koncertu w Polsce jedna z najbardziej rozpoznawalnych marek w świecie synthwave’u, czyli Dance With The Dead wraca do Warszawy. Duet wystąpi 26 lutego w klubie Proxima, a supportować ich będzie angielski Lebrock. Dance With The Dead to obecnie jedna z najbardziej rozpoznawalnych nazw w gatunku synthwave/retro/cyberpunk. Utworzony w Orange County w Kalifornii duet to Justin Pointer oraz Tony Kim.
Na oficjalnej stronie kultowego już festiwalu Wave Gotik Treffen pojawiła się lista pierwszych potwierdzonych wykonawców, którzy wystąpią w dniach 13 - 16 maja 2016 roku tradycyjnie w niemieckim mieście Lipsk. Znaleźć na niej można między innymi zespoły: Christ vs. Warhol, Cinema Strange, Culture Kultur, Darkhaus, Girls Under Glass, Gothminister, In The Nursery, Leaether Strip, Mesh, The Deadfly Ensemble, Tragic Black czy Winterkalte. Muzycznie festiwal obejmuje gatunkowo różne rodzaje mrocznej muzyki: gothic, EBM, industrial, ambient, neofolk, synthpop czy goth-metal i uważany jest za jeden z największych gotyckich festiwali w Europie.
Dla większości ludzi brzydota i dewiacje seksualne są czymś odrażającym i godnym potępienia. Są jednak tacy, którzy widzą w nich prawdziwe piękno i potrafią uczynić z tego sztukę. Dotyczy to zazwyczaj artystów, zarówno ze świata malarstwa i muzyki, jak również literatury i kina. Wśród nich znalazła się postać Piera Paolo Pasolini – twórcy, który w wyjątkowy i charakterystyczny sposób potrafił opowiadać o erotyzmie i pornografii.
Początek 2016 roku zapowiada się interesująco, a to wszystko za sprawą dwóch koncertów Luca Turilli's Rhapsody. W ramach trasy „Prometheus Cinematic Tour 2016” zespół wystąpi 23 stycznia we wrocławskim klubie Alibi i 24 stycznia w warszawskim klubie Proxima. Dla polskich fanów będzie to możliwość posłuchania na żywo najnowszego albumu „Prometheus, Symphonia Ignis Divinus”, którego premiera miała miejsce 19 czerwca. Luca Turilli Rhapsody stanowi obecnie jeden z ważniejszych zespołów, wykonujących symfoniczny power metal na świecie.
Już 5 grudnia 2014 roku dotrze do Polski The Dark Circus Festival. Jedyny koncert w Polsce w ramach europejskiej trasy odbędzie się w Pubie Rock Out w Zielonej Górze. Ciemne, syntetyczne dźwięki, ostre gitary i taneczne beaty zaprezentują zespoły: Stoneman, Otto Dix, Substaat, Kissin' Black oraz Demoncast. Po koncercie odbędzie się afterparty, które poprowadzi Alchem (Maschinen Beat). Bilety (ilość ograniczona) w cenie 30zł można kupować już w przedsprzedaży.
Przed kilkoma dniami na oficjalnym profilu zespołu Lebowski pojawiła się oficjalna notka o dostępności pierwszego albumu "Cinematic" na płytach winylowych. Wydawnictwo ukazało się w limitowanym i numerowanym nakładzie 250 sztuk. W jego skład wchodzą dwie 180-gramowe płyty LP, czterostronicowy booklet oraz dodatkowy utwór "Goodbye My Joy" zagrany z Markusem Stockhausenem. Ostatnie sztuki są do nabycia u wydawcy Pronet Records oraz na oficjalnej stronie zespołu.
Trio The Aristocrats wystąpi na dwóch koncertach w Polsce: 15 marca w warszawskiej Progresji oraz 16 marca w krakowskim klubie Lizard King. Termin „supergrupa” został już odmieniony przez wszystkie przypadki w kręgach muzyki instrumentalnej i działa jako próba na spasowanie i opakowanie kilku wirtuozów i zlepienie z nich zespołu. Jednak od czasu do czasu znaczenie słowa „zespół” staje się wymiernym i rzeczywistym. Tak też jest w przypadku The Aristocrats, gitarzysta Guthrie Govan, basista Bryan Beller i perkusista Marco Minnemann z wielką radością rozprawiają się ze stereotypem supergrupy, sprawiając przy tym wielką przyjemność publiczności i fanom na całym świecie katalizując nadprzyrodzoną chemię poszczególnych członków zespołu.
Półtora roku po debiucie, w marcu 1985 roku, Slayer uderzył po raz drugi i był to cios porażający. Różnica w jakości jest ogromna. Rozwinięcie i unormowanie stylu bardzo wyraźne. To od „Hell Awaits” Slayer jest wielki, a jego wielkość nie podlega żadnej dyskusji. Płyta jednocześnie legendarna i bardzo świeża. Płyta, która ma już prawie trzydzieści lat, a wciąż po prostu zabija. Rozrywa na strzępy podczas spadania w otchłań piekielnego ognia. Tak jak na okładce.
Harlequin : Oj dużo się na tej płycie dzieje. AKurat wymieniony w recenzji "Kill Again...
zsamot : Magia. Szaleństwo. Nieprzemijająca aura diabelskiej atmosfery... ;)
„Propaganda death ensemble burial to be. Corpses rotting through the night in blood laced misery.” Obraz wojny totalnej jaki wywołuje Slayer w „War Ensemble” jest niesamowity. Szybkość, wściekłość, spalona ziemia, ostrzał, oblężenie. „The sport is war, total war, when victory’s a massacre. The final swing is not, a drill, it’s how many people I can kill.” Wokal jest idealny. Pełen agresji i krzykliwy, ale czysty i zrozumiały. Gitary uderzają piekielnym ogniem, rozpędzone tną i dewastują pozostawiając po sobie zniszczenie i zgliszcza. A to dopiero początek. „Blood Red” zaczyna się takim kozackim typowo slayerowskim riffem, że aż się nogi uginają. Wspaniały refren i solówkowa przeplatanka Kinga i Hannemena.
WUJAS : Ja długo miałem kasetę firmy MJ, która była zatytułowana "War...
jedras666 : A ja jakoś nigdy nie umiałem się przekonać do tej płyty. Jak dla mnie...
zsamot : Dla mnie ideał. Pamiętam, że lata się męczyłem kasetą z Taktu,...
lord_setherial : Niestety wielcy z czasem odchodzą...
JancioWodnik : No i w pizd... poszedł :/ Ale Slejer będzie istnieć po Apokalipsy Dzień...
jedras666 : Ja coś czuję, że Gary Holt zagrzeje dłużej ławę w Slayerze. K...