„Blasting our way through the boundaries of hell”. Tak to się proszę Państwa zaczęło. To znaczy zaczęło się wcześniej, gdy numer „Aggressive Perfector” pojawił się na składance „Metal Massacre III” Briana Slagela, a potem droga do albumu w Metal Blade Records była już otwarta. Brian wspomina w swojej książce, że był oczarowany Slayerem, który zrobił na nim piorunujące wrażenie, zwłaszcza na żywo. Zresztą nie tylko na nim, a płyta „Show No Mercy”, która z tego wyniknęła z miejsca stała się legendą i zarazem początkiem nowej religii.
Bo, że Slayer to coś więcej niż muzyka, to przecież każde dziecko wie. W roku 1983 byli najmocniejszym i najdzikszym zespołem pod słońcem, co wzmacniali dodatkowo obrazoburczym wizerunkiem scenicznym i satanistycznymi tekstami. Uzupełniając to opisem „Blitzkrieg tactics of the German command” w „The Final Command” byli idealnym celem do ataków, co tylko przysparzało im coraz większej popularności. A samo „Show No Mercy” wbiło takiego klina w ówczesny świat muzyki, że musiał się on dostosować i miał już nie być nigdy taki sam.
Slayer to przede wszystkim szaleństwo gitar. Duet Jeff Hanneman i Kerry King to wprost niesamowita energia i siła rażenia, ale też zmasowana seria nieustających solówek. Jest ich mnóstwo, na każdym kroku i wszystkie są powalające. To jest potworna broń o dużym zasięgu, urywająca głowę i stanowiąca istotę wszystkich utworów. Ale nie tylko solówki się tu liczą, bo są i wyśmienite, druzgoczące, ale przy tym też melodyjne riffy. Pod tym względem prawdziwą perełką jest tu „Black Magic”, który jest też najbardziej reprezentatywny dla kierunku w jakim zespół poszedł w przyszłości.
Pod względem wokalu najbardziej chwytliwy jest z kolei „The Antichrist”: „I am the antichrist, it’s what I was meant to be”. Straszna w tym pasja, choć akurat wokale Toma to na tym etapie jeszcze nie jest to. Wydają się takie niechlujne i jeszcze nie do końca dopracowane, co najbardziej słychać w „Die By The Sword”, który od początku wręcz sprawia wrażenie jakby śpiewał go ktoś inny. Ta surowość czuć też w, także chwytliwym „Tormentor”, ale muzycznie i tak są to majstersztyki, podobnie zresztą jak wszystko co tu się znajduje. Wrażenie robią za to pojawiające sie tu i ówdzie falsety, jak choćby te w "Crionics". Nie jest tio jednak jego jedyna zaleta, bo cała instrumentalna końcówka jest po prostu wysmienita.
„Show No Mercy” objawiła nie tylko wściekły image i kontrowersyjną, pozbawioną barier tematykę w jakiej poruszał się zespół, ale i ogromny potencjał muzyczny tej czwórki młodzieńców. Poza fantastycznym „Black Magic” nie ma tu jeszcze wielkich szlagierów, a i tak jest to płyta w całości potężna i doskonała, pozbawiona słabych momentów.
Tracklista:
01. Evil Has No Boundaries
02. The Antichrist
03. Die By The Sword
04. Fight Till Death
05. Metal Storm/Face The Slayer
06. Black Magic
07. Tormentor
08. The Final Command
09. Crionics
10. Show No Mercy
Wydawca: Metal Blade Records (1983)
Ocena szkolna: 5+