Ciężko jest pisać o czymś, o czym pisano już tysiące razy. Wyścig o najszybszy, najbrutalniejszy, najbardziej nieokrzesany zespół na świecie, rozpoczął się wraz z wydaniem "Kill'em All" przez Metallicę. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać, gdyż rok później Slayer zaszokował świat okładką kozłem wciskającym miecz w pentagram. Jak na tamte czasy było to odważne i szokujące posunięcie.
Szokująca była też zawartość muzyczna, jakże odmienna od
debiutu ekipy Hetfielda. "Show No Mercy" to wyziew młodzieńczej werwy,
dzikości, niechlujstwa, brudu, minimalizmu. Zaskakujące jest właśnie
to, że formacja czerpie inspirację z muzyki punkowej, czy z twórczości
Venom, czyli muzyki raczej prymitywnej, a mimo to potrafi stworzyć
album, który ma charakter, a elementy, które zazwyczaj działają na
niekorzyść zespołu tutaj są plusem. Slayer bowiem na tym wydawnictwie
prezentował o wiele mniej wyrafinowany poziom instrumentalny niż
Metallica w równoległym okresie, ale jak się okazało Hannemann, King,
Araya i Lombardo potrafili zrobić z tego użytek i powstał naprawdę
wciągający album.Z perspektywy lat nadal oceniam ten album bardzo pozytywnie, pomimo, że w zasadzie kolejne 5 wydawnictw było po prostu lepsze. To właśnie ta młodzieńcza werwa, te niechlujne melodie, ta nieposkromiona dzikość są największym atutem wydawnictwa. Można uznać, że tym krążkiem Slayer wysunął się na prowadzenie w wyścigu o naj… zespół, ale jak się okazało na krótko, gdyż Metallica szykowała ciętą ripostę.
Wydawca: Metal Blade Records (1983)