Pobyt w psychiatryku zaliczyłbym do czystego koszmaru. Nie życzę go najzagorzalszemu z pośród nieprzyjaciół. Nowojorski szpital psychiatryczny stał się mekką dla przeróżnej maści pismaków. Nagłówki gazet przesycone były chwytliwymi hasłami dla spragnionych wrażeń poszukiwaczy zjawisk niewyjaśnionych. Policja staje się bezsilna. Kamery przemysłowe nie zarejestrowały żadnych podejrzanych ludzi. Ofiary w zadziwiający, by nie powiedzieć spektakularny sposób kończą swój żywot.
O tej porze peron był wręcz zatłoczony. Zewsząd przemykały twarze, których nie znał. Przemierzał go całkowicie sam. Nie do końca był przekonany celu do którego zmierzał. Usłyszał jakieś krzyki, ujrzał biegnących w jego kierunku ludzi jakby pędzących w ucieczce. Na ich obliczach rozpoznać można było przerażenie. Wiedziony ciekawością jakże w tej chwili irracjonalną jął podążać w kierunku, z którego pędzili dopiero co minięci ludzie. Odczuwał coraz większe przerażenie.