W noc pełną łez te słowa piszę...
W nocy chowając się przed samotnościąZamykając oczy by nie czuć bólu
Owładnięty nieskończonością aksamitu pustych ulic
Oddychając mgłą wspomnień tamtych dni
Uciekając przed gradem ociekających bólem kamieni
Do krwi otartymi rękoma rozkopując grobową ziemię
Tam pogrzebana leżysz choć jeszcze nie zniknęłaś
Na stole rozgrzane do czerwoności igły i słowa
Słowa zgwałcone tysiące razy
Duszność wśród zakurzonego pokoju gdzie czekają gwiazdy
Tysięcznym echem unoszące się kroki rozpaczy
Niemy krzyk ust które płoną łzami
Melodia płynąca ze ścian grobowców spojrzeń
Sen przynosi ciszę która tak głośna że budzi myśli
Czerwień wypływająca spod powiek tworzy portret na niebie
Portret kobiety odzianej w pisklęta feniksa
Z oczu jej wyglądają żmije
Wyciąga dłoń i zabiera za próg uczuć i marzeń horyzont
Sokół wyszarpujący głos z ust dziewicy
Błyskawica rozdzierająca na strzępy ciała nienarodzonych dzieci
Niemowlaki karmione siarką przez owrzodzone staruchy
Widząc to wracam do uczuć i marzeń które przysyłają pustkę i ból
Miliony lodowych okruchów rani serce
Twarze ubrane w popiół klną twoje istnienie
Samotność zawsze powraca górą kamieni