wyniesionym na wyżyny szczęścia
była wyniesiona
na piedestały życia
była żyjąca
oczami wyrażająca bliskość
upadła
bramy mroku rozchyliły się
niczym paszcza pochłaniacza
wszystkiego co na tak
nierzeczywistego
każda myśl
wypełniła się jadem
niespełnienia
wypływając na zewnątrz
od wewnątrz
a może odwrotnie
nagle nieodwracalne
skrzydła bez skrzydeł
nie ma
leży naga
pozbawiona lotności
emocjonalnie zgineła
już się nie wije
już nie wzbija się by spaść
tkwi
beznamiętnie wpatrzona w nicość
nieodgadnięte jej oblicze
a to co?
łza
szkarłatna łza spływa po policzku
porcelanowo nieruchomym
usta na opak
wykrzywione
coś nadal pochłania
brama niezamknięta
- ze skrzydłami zniknął doń klucz
mrok okala
coś patrzy
upadły anioł tkwi
istnieje
nie żyjąc w duchowości
oczy wyrażają pustkę
tylko pustkę