Ściemniałe niebo żłobi znaki w swych kształtach
Żywi umarłych swą duszą
Niczym w agonii trwa i przemija
Kieruję wzrok na nie
Odczuwam że śmierć bliska jest
Nie boję się
Wyciągam do niej pokrwawione dłonie
Wspinam się po cierniu
By móc żyć i zapomnieć o życiu
Obolałe dłonie odmawiają posłuszeństwa
Zaczynam upadać...
Każde z mych cierpień widać dokładnie
Stygmatyczne znaki otwierają mój umysł
Czynią mnie niewidzialną pośród żywych
Czy ja umarłam?
Strach przed krwią niebios
Zamknął mi drogę do szczęścia
Odwieczny dylemat który mnie śłedzi
Unoszę się w ogniu piekielnym
Który daje mi tajemnicze rozwiązanie
Tego co boskie nie ma
Pustka wypełnia niebiosa
Idealny świat nie istnieje
Nawet Ty boisz się krwi
Więc żyjesz a ja umarłam
Anioł Ciemności kroczy przy mnie...