Choć "Fatal Portrait" mógł wzbudzić kontrowersje, czy solowa działalność Kinga Diamonda dorównuje dokonaniom Mercyful Fate, to Mistrz Horroru nie ugiął się presji otoczenia i poszedł za ciosem nagrywając drugi krążek sygnowany nazwą King Diamond. Jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę, gdyż "Abigail" była albumem zdecydowanie odważniejszym niż debiutancki "Fatal Portrait".
Po raz kolejny otrzymujemy pełną mistycyzmu i mroku historię, która zostałą okraszona w naprawdę godną uwagi warstwę muzyczną. Zwraca uwagę forma albumu - tutaj ten konceptualizm jest bardziej widoczny, płytę rozpoczyna klimatyczne intro w postaci "Funeral", a nad całym albumem unosi się bardzo patetyczna, a zarazem tajemnicza atmosfera. Niewątpliwie duża w tym zasługa samego Kinga, który moim zdaniem z płyty na płytę prezentuje coraz lepszy i bardziej urozmaicony warsztat wokalny, coraz rozsądniej eksponując swoją skalę wokalną. Jeśli chodzi o warstwę muzyczną, to "Abigail" jest zdecydowanie lepszy od poprzedniczki, jak i od dokonań Mercyful Fate. Granie jest bardziej konkretne, bardziej pomysłowe i odważne, zdecydowanie bardziej nawiązujące do heavymetalu, aniżeli do sabbathowych klimatów. Szczególną uwagę zwraca ogromna ilość solówek, jak i technika gry Andy’ego LaRocque, który na tym krążku mógł rozwinąć skrzydła i w pełni pokazać swój kunszt. Podobać się może także duże zróżnicowanie wśród utworów, gdyż obok monumentalnego „Black horseman” mamy przebojowy "The 7th Day Of July 1777", ze świetnym solem, odrobinę orientalny utwór tytułowy, mroczny "A Mansion In Darkness" czy przemyślany "A Family Ghost". Siła tego wydawnictwa leży właśnie w jego pomysłowości, gdyż od strony technicznej nie jest to jeszcze ten poziom, którym zespół będzie zachwycać na kolejnych wydawnictwach. Niewątpliwie dużo uroku temu albumowi dodaje odrobinę korytarzowe brzmienie, podkreślające mrok i niepokój emanujący z muzyki.
Dla wielu fanów Kinga Diamonda "Abigail" jest najlepszym krążkiem w całej dyskografii. Na pewno jest to jeden z najbardziej pomysłowych krążków zespołu, na pewno jest to krążek, który pozwolił zespołowi wypłynąć na szersze wody i obalić oddalić widmo geniuszu Mercyful Fate, na pewno jest to krążek rewolucjonizujący pojęcie koncept - albumu. Śmiem jednak stwierdzić, że "Abigail" jednak była preludium do jeszcze lepszego dzieła jakim było "Them".
Wydawca: Roadrunner Records (1987)
rob1708 : dokładnie
leprosy : Obok The Eye, Them, Conspiracy absolutnie klasyka KD. Mimo, że po The Grav...
Szerminator : Poza wokalem zespół King Diamond od płyty Abigail to dwa różne ś...