King Diamond, właściwie Kim Petersen jest ojcem chrzestnym metal-opery. Wraz z zespołem King Diamond nagrywa konceptualne albumy, które każdorazowo opowiadają jakąś mroczną historię. Pomimo tego, że od jakiegoś czasu płyty Kinga reprezentują dosyć kiepski poziom, to nagrał także kilka albumów, które wniosły dużo świeżej krwi do muzyki metalowej ogółem.
Trzeci album w dyskografii zespołu - "Them" do takich dzieł niewątpliwie należy. Album opowiada historię babci, która wraca z zakładu psychiatrycznego do domu i przy pomocy "niewiedzialnych" przyjaciół uśmierca domowników robiąc herbatkę z krwi.Zespół opuścili znani z Mercyful Fate basista Timmi Hansen i gitarzysta Michael Denner, a ich miejsce zajęli odpowiednio Hal Patino i Pete Blakk. Zmiany w składzie odbiły się także na muzyce. W stosunku do poprzednika - bardzo dobrej "Abigail", brzmienie stało się nieco cięższe, mnie korytarzowe, bębny brzmią pełniej. Sama muzyka wydaje się być również bardziej dynamiczna - riffy są szybsze, ciekawsze, basista świetnie akcentuje każdy akord, a perkusta Mikkey Dee pokazuje o wiele szerszy wachlarz umiejętności. Wokal Kinga jest bardzo urozmaicony od falsetu, po piski, jęki, zawodzenie i idealne wpasowuje się w opowiadaną tutaj historię. Oddzielna sprawa to solówki - o ile Blakk tylko "miesza" (i tak bije na głowę swojego poprzednika), o tyle Andy LaRocque to chyba najbardziej charakterystyczny gitarzysta, który bardzo rzadko powiela swoje pomysły. Jego specyficzny, odrobinę neoklasyczny, bardzo wyraźny i czysty style gry stawia go na piedestale w panteonie najlepszych gitarzystów. Co zaś się tyczy samych kompozycji odnoszę wrażenie, że druga część albumu jest nieco mniej pomysłowa, tempo siada, słychać, że utwory nie są tak dobre jak pierwsze sześć (co wcale nie oznacza, że są złe).
Tak czy owak "Them" jest jednym z najlepszych albumów zespołu, krążkiem, który w dalszym ciągu potwierdza potencjał twórczy Kinga Diamonda i chęć udoskonalania stworzonego przez siebie stylu.
Wydawca: Roadrunner Records (1988)