Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

King Diamond - Conspiracy

King Diamond, Conspiracy "Conspiracy" - czwarte pełne wydawnictwo sygnowane logiem King Diamond - jest pod każdym względem albumem "innym" spośród całej dyskografii zespołu, zaczynając od beznadziejnej okładki, a na świetnej muzyce kończąc. Rzadko się jednak wymienia ten krążek wśród najlepszych w dorobku formacji.
W czym więc tkwi specyfika tego albumu, jego fenomen lub jego brak? Tym razem zacznijmy od tych gorszych aspektów. Bolączką tego albumu jest fakt, że został on nagrany po dwóch świetnych wydawnictwach jakimi były "Abigail" i "Them". Rzadko w historii muzyki się zdarzało, aby zespół nagrywał pod rząd dwa fenomenalne albumy, o trzech już nie wspominając - zawsze wtedy padają zarzuty albo o to, że zespół zjada swój ogon, lub zbyt szybko się rozwija.

"Conspiracy" wydaje mi się być doskonałym przykładem tego drugiego aspektu. Nie ma bowiem sensu nagrywać czegoś podobnego do wspomnianych wcześniej albumów, toteż King i spółka zdecydowali się na drobne odrestaurowanie muzyki. Powstał w efekcie album lżejszy, bardziej heavymetalowy od poprzednich, mniej agresywny i drapieżny i raczej mniej skomplikowany niż "Them".

Jednocześnie zespół zdecydował się na rozbudowanie kompozycji - stały się one dłuższe, wpleciono w nie więcej delikatnych, akustycznych partii, jest też więcej melodii. Odnoszę także wrażenie, że muzyka nabrała bardziej teatralnego wydźwięku - zespół nie skupia się na fenomenalnym instrumentarium, a raczej buduje nastrój. "Conspiracy" przez to jest albumem słabszym technicznie niż "Them", mniej jest tutaj zapadających w pamięć riffów, zwrotów akcji, pazura - znajdziemy za to taką formę kompozycji, która jest najbardziej adekwatna do stylistyki kapeli.

Oddzielnym aspektem jest fakt, że pomimo iż instrumentalnie nie jest album aż tak przykuwający uwagę jak "Them", to muzycy poniżej pewnego poziomu i tak nie schodzą. Znajdziemy tutaj mnóstwo pysznych solówek nie gorszych od tych jakie już słyszeliśmy wcześniej.

"Conspiracy" wydaje się być najbardziej "art" spośród wszystkich płyt zespołu. Ciężko jest zweryfikować jakoś zawartość tego albumu, gdyż znajduje się tam kawał świetnej i oryginalnej muzyki, a jednocześnie nie ma on w sobie takiej mocy przebicia jak "Abigail", "Them" czy kolejny krążek "The Eye". Z drugiej strony, jest to album po stokroć lepszy od "The Graveyard" czy "The Puppet Master". Na pewno jest to płyta, którą warto poznać, choćby ze względu na jej odmienność i bez wątpienia jest to jedna z mocniejszych pozycji w dyskografii Kinga Diamonda.

Wydawca: Roadrunner Records (1990)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły