Wraz z wydawnictwem Prószyński i S-ka zapraszamy do udziału w konkursie, w którym wygrać można jeden z dwóch zestawów książek: "Dotąd dobrze" oraz "Nie ma czasu. Myśli o tym, co ważne", autorstwa Ursuli K. Le Guin. Legendarną pisarkę miliony czytelników znają jako autorkę niezwykłych powieści science-fiction, ale jej dorobek obejmuje znacznie więcej gatunków literackich. Szczególne miejsce zajmuje w jej twórczości poezja, którą Le Guin pisała całe życie.
Kręcą ich kosmiczne pojazdy i wielościenne kostki. Doskonale znają odzywki elfów i hobbitów. Przebierają się za postaci z japońskich kreskówek. Posługują się swoim żargonem, prowadzą hermetyczne dyskusje w sieci i w realu. Spotykają się na konwentach. Ludzie z zewnątrz na członków fandomu patrzą z nieufnością, a często nawet z pobłażaniem. Tymczasem fandom, a dziś raczej fandomy, to niezwykłe środowisko zrzeszające tysiące ludzi, którzy mają swoje pasje i traktują je naprawdę poważnie.
Podobno w nauce, jeśli zatoczyłeś koło, to w rzeczywistości jesteś krok dalej. I ja się z tym w pełni zgadzam. Odrobiłem ostatnio lekcje z socjologii. Zrobiłem sobie listę osób, które miały i mają największy wpływ na moje dotychczasowe życie. Wziąłem pod uwagę takie czynniki jak wzajemność/jednostronność, silne/słabe relacje, duże/małe lub żadne prawdopodobieństwo spotkań, chęć/unikanie spotkań, bliskie/dalekie lub żadne pokrewieństwo, mała/duża różnica wieku.
Długo zastanawiałem się czy to właściwa decyzja... ale w końcu stwierdziłem - tak, przeniosę szafę z przedpokoju do pokoju. Ciężka sprawa, a konkretnie ok. 100kg wraz zawartością, górne półki zawalone były starymi zeszytami i książkami z podstawówki i szkoły średniej. Wywalić? Naaah, po tylu latach przestały mi jakoś przeszkadzać i nie ma co się na nich mścić za stracony czas. Może nawet nie taki do końca stracony. Połowę przejrzałem, kilka mi się może jeszcze przydać, jedną nawet przeczytałem całą.
Ciemna strona świąt... Nie tylko bożonarodzeniowych , ale każdych. Czasem
jest do bani. Jest do bani, kiedy ktoś czepia się tego, jak wyglądasz. To
prowokuje pytanie, czy istnieje demokracja w rodzinie. Częściowo istnieje,
pewnie... W kazdej rodzinie jest ktoś, kto jest ortodoksem i ci, którzy kumają
co to jest tolerancja wobec czegoś innego. Osobiście wróciłam nie w sosie. Na
szczęście, jest sztuka . Zawsze poda ci rękę i wyciągnie na wyżyny. Właśnie...
Podzielę się na łamach DK pewnym snem , który skierował mnie na wybór życiowej
drogi. Znalazłam się w galerii obrazów i rozglądałam się dookoła. Nagle przyszła
długowłosa kobieta w pomarańczowych szatach i zaprowadziła mnie do galerii
obrazów. Już tam zostałam. Obecnie latam na lekcje rysunku i do Klubu Plastyka
uczyć się rękodzieła. Poza tym grafika komputerowa! Dziwne, że wcześniej
chodziłam na filologię angielską. Odwidziało mi się. Zmieniam kurs i ryzykuję.
Nie całej rodzinie to pasuje, ale lepiej podejmować swoje decyzje niż służyć
ambicjom babć czy wujków. Zapewne wszyscy użytkownicy, którzy zajmują się
sztuką, rozumieją moje stanowisko. A na razie... jestem wkurzona. Nie chce
mi się z nikim gadać. No, chyba że z poezją Młodej Polski...
Rzecz jest o muzyce, matematyce i polityce na tle nauk pierwszych Pitagorejczyków. Punktem wyjścia rozważań w sposób naturalny staje się podział uczniów Pitagorasa na co najmniej dwie grupy: matematyków i akuzmatyków. Co najmniej dwie, bo mówi się jeszcze m.in. o politykach, którzy znani są przede wszystkim z tego, że nie bardzo wiadomo za czym właściwie się opowiadają i o co im chodzi i opanowując tę sztukę niemal do perfekcji, stosują niezmiennie do dnia dzisiejszego.
Na wstępie zaznaczę, że czytałem regulamin i wiem, że DP to portal muzyczny, ale ponieważ zawsze uważałem metal za muzykę zdolną do przenoszenia treści ideologicznych o bardzo różnorodnym charakterze i ciężarze gatunkowym, co uważam za jedną z większych jej zalet i co widać po różnorodnej tematyce na forum Jest to jedynie prezentacja poglądów, a nie namawianie do czegokolwiek, nawet jeśli siłą rzeczy trochę będzie to tak wyglądało. Nazbierało się tematów, w których chętnie bym coś napisał, ale na forum lepiej jest zamieszczać posty zwięzłe i na temat, a ja musiałbym zrobić dużo rozwlekłych offtopów.
Minun nimeni on Yngwie, syntynyt keskiyöllä. Ale (raczej niestety) w Polsce. I od dziecka musiałem się uczyć j. polskiego. Podobno jest jednym z trudniejszych języków na świecie (wiadomo, z tych oficjalnych, państwowych). I fiński też (wspólnych cech chyba prawie nie ma, ale ciekawe jest to, że oprócz końcówek nazwisk -nen, jest wiele -ski, to chyba jednak przypadek). Może dlatego, że oba kraje tak bardzo chciały być niezależne od sąsiadów, może dzięki temu są dość jednolite narodowościowo.
W moim artykule pt. "Przyzwoity film, nieprzyzwoity reżyser", będącym połączeniem felietonu z recenzją "Pianisty" Romana Polańskiego, napisałam, iż rzadko oglądam filmy, ponieważ wolę krótkie video clipy i teledyski. Nie będę ukrywać, że część czytelników była bardzo zniesmaczona i zażenowana moim wyznaniem, jak gdybym przyznała się do czegoś wstydliwego i niechlubnego. Doprawdy, nie rozumiem tej reakcji. Przecież krótkie filmiki także mogą być świetnie zrealizowane, głębokie, pouczające i skłaniające do refleksji!
No i rok 2009 dobiegł końca. Jeszcze na początku roku nie przypuszczaliśmy, że będzie to tak udany rok dla muzyki. Wyszła naprawdę cała masa rewelacyjnych, a niekiedy i genialnych płyt, które niejednokrotnie były miłą niespodzianką - były wydawane przez zespoły, które w ostatnim czasie zaliczały dołek artystyczny, były wydawane przez stare wygi, które łapią drugą młodość, bądź też pojawiały się ni stad ni zowąd w formie różnorodnych, które z pozoru niekoniecznie musiały być skazane na sukces.
Koniec listopada, a śniegu nie ma. Jest za to całkiem przyjemnie na dworku, można w cichobieżkach poszwendać się i w spokoju wypić browarka nie myśląc o tym czy mróz skuje tyłek czy też nie. Ładna pogoda ja na tę porę roku na pewno nie zachęca do siedzenia w domu i muzycznych poszukiwań, dlatego też zdecydowaliśmy się na zmianę formuły Sądu Ostatecznego skupiając uwagę tylko na wybranych wydawnictwach, a nie na wszystkim co udało się przesłuchać.
Za oknem zimno i smutno, nie pozostaje nic innego jako zaopatrzyć się w cenny złoty, bąbelkowy napój (tak, tak - mówię o Mirindzie), zasiąść w ciepłym domowym kąciku z książką czy gazetą i zapodać w odtwarzaczu odrobinę świeżych dźwięków. Tym razem z racji jesiennej deprechy i natłoku obowiązków nie udało się sporządzić zestawienia syntetycznych wydawnictw opartych na parapecie.
Wakacje się skończyły i trzeba się ostro brać do roboty. Dzieci zasuwają do szkoły z plecakami ważącymi co najmniej tyle co one same, studenty tracą na wadze stresując się poprawkami i spożywając kolejne potężne dawki złocistego trunku, który poprawi im krążenie i lepiej natleni umysł, zaś muzycy skończyli wygrzewać jajka w słońcu i zmuszeni byli zamienić festiwale i sceny na żłopanie browarów w studiach nagraniowych. Efekt? Cała masa przeróżnych wydawnictw, nierzadko bardzo wysokiej próby.
Sierpień - niby ostatni miesiąc "normalnych" wakacji, a więc i najwięcej koncertów i festiwali. Miłośnicy rzeźnickich klimatów mogli zagościć choćby w Czechach na czternastej edycji Brutal Assault, zaś miłośnicy futurystycznych parapetów mogli jechać do Niemiec na M'era Lunę oglądać grubych Niemców i Niemki o szerokich szczękach.
Okres wakacyjny ma to do siebie, że wszyscy wtedy jeżdżą na urlopy i nie ma komu zapierdalać. W muzycznym światku lato to okres wielkich festiwali i ciągłego koncertowania. Mało kto więc decyduje się na wydawanie płyt, a jeśli już, to są to zespoły niższego formatu, które na sławę muszą zapracować. Podczas gdy muzycy jeżdżą po koncertach odwiedzając tak znamienne wygnajewa jak Węgorzewo, Szczytno, Ostróda czy Nysa, organizatorzy prześcigają się w tworzeniu nowych festiwali, konkurencyjnych dla tych spoza kraju. Tutaj na ogromną pochwałę i gromkie brawa zasługuje krakowski Knock Out Festival z plejadą gwiazd takich jak Testament, Meshuggah, Apocalyptica czy Cynic. Cieszy też fakt, że pojawiło się kilka festiwali w mniejszych miastach - zawsze to dobrze wróży na przyszłość.
Czasem po prostu nie opłaca się posługiwać metaforami, i barwnymi
przykładami. Ateizm słowo tak bronione - tak uświęcone, tak wywyższone
pod niebiosa - że powoli staje się śmiesznym oksymoronem. Wielki klub
wspaniałych nonkonformistów stara się bronić swojego bastionu
niezależności - nie rozumiejąc nic z tego co nawet ich prywatne bóstwo
prof. Dawkins objawia. Magia i ateizm nie będą nigdy ze sobą szły w
parze - dziwne, że ta sprawa podlega dyskusji - bo nie powinna.
Miało być tak ciepło i ładnie, a tutaj deszcz, zimno, atak zmutowanych wirusów AH1N1 oraz C2H5OH musiał dać się we znaki chyba wszystkim, nawet artystom, bo czerwiec pod względem poziomu wydawnictw muzycznych jest mizerny. Nie wiem czemu, ale w tym roku wszystkie kapele uparły się aby nagrywać płyty, które będą odbiegały mocno od dotychczasowej twórczości - o ile Mastodonowi ta sztuka się udała, tak twórcom czerwcowych wydawnictw chyba słoneczko (lub mhhroczny księżyc) za mocno przygrzało - efekt końcowy to miliony słuchaczy zarażonych wirusem WTF wywołującym trwałe uszkodzenie szarych komórek, zdecydowanie większe niż w przypadku wirusa C2H5OH.
Prawdę powiedziawszy maj nie zapowiadał się zbyt interesująco pod względem wydawnictw. Naczelny obrazoburca wraz ze swoją, w tym miesiącu jednoosobową eskadrą zdecydował się pozbierać trochę śmieci z poprzednich miechów, bo jak wiadomo - w maju się chce... cokolwiek by to znaczyło.
Tak więc Pan Buk, Jezus Chytrus i Duch Śnięty zeszli na Ziemię popatrzeć jak trawka się zieleni, ptaszki ćwierkają, młodzi melomani wracają do życia chlając browar na polankach, seksiąc się w bramach i pucując swoje Harleye w garażach, odkurzając lateksowe miniówki i ubierając najczarniejsze z możliwych trampków. Nie mogło obyć się bez spotkania ze znajomymi, więc i nasza Trójca zwerbowała po drodze MaRyję Mortadelę, aby wspólnie przyjrzeć się poczynaniom lokalnych grajków, którzy myślą, że skoro zobaczyli pierwszy przebiśnieg, to mogą se tworzyć radosną muzykę. Taaa... śniegi opadły i wszelkie gówno, które przez miesiące było zakopane pod warstwą puchu, zaczyna cuchnąć. Na szczęście pośród gówna znalazło się kilka przebiśniegów i puszek pysznego browara. Zresztą, zobaczcie co nam przyniósł ten miesiąc...
Święta Trójca zeszła w lutym na ziemię, aby po dość marnym styczniu poszukać czegoś sycącego. Niby w dalszym ciągu zima, ale ziemia obrodziła w wydawnictwa muzyczne. Wyszło sporo ciekawych rzeczy - jedni zawiedli, inni zaskoczyli, ale jedno jest pewne - pomimo kilku naprawdę bardzo dobrych płytek nie było żadnej, którą możnaby nazwać wybitną. Długo trwały spory co do tego, co jest lepsze - twardy orzech do zgryzienia dał swoim fanom Psyopus, Obscura zaprezentowała perfekcyjne, ale trochę wtórne granie, Ensoph czarował pomysłami, ale to było dość jednorodne, zaś Project Pitchfork stworzył na nowym krążku niemal progressive electro. Po zaciekłych dyskusjach doszliśmy do consensusu, ale żeby nie zdradzać tajemnicy zapraszamy do lektury. Oto lista skazanych w lutym.