Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Felietony :

O ciekawostkach związanych z ateizmem - część 2

Czasem po prostu nie opłaca się posługiwać metaforami, i barwnymi przykładami. Ateizm słowo tak bronione - tak uświęcone, tak wywyższone pod niebiosa  - że powoli staje się śmiesznym oksymoronem. Wielki klub wspaniałych nonkonformistów stara się bronić swojego bastionu niezależności - nie rozumiejąc nic z tego co nawet ich prywatne bóstwo prof. Dawkins objawia. Magia i ateizm nie będą nigdy ze sobą szły w parze - dziwne, że ta sprawa podlega dyskusji - bo nie powinna.

Kiedyś czatowałem na forum, i tam próbowano mi wmówić że sfery sakrum i profanum da się połączyć - no ba, oczywiście że się da - ale nie gdy się obrało świetlistą ścieżkę ateizmu. Popatrzmy - katolik fundamentalista widząc, budzącego się ze śpiączki staruszka rzeknie: "To cud!", racjonalista - ateista westchnie: "Rychło w czas!". Ateista - racjonalista, wie że odprawianie czarnej mszy jest bezsensowne bo nieistniejący szatan nie wypadnie z dymiącego kadzidła; ateista - racjonalista doskonale zdaje sobie sprawę, że katolicki szatan wyewoluował z ośmieszonego przez chrześcijan bożka Pana i archanioła debiutującego w Księdze Hioba, który nie miał jeszcze znaczenia pejoratywnego. Jeżeli człowiek uważający się za ateistę, stwierdza że: "No OK, boga nie ma - ale magia, cuda, siła kosmiczna emitowana z drzew zasadzonych przez kosmiczny klan intergalaktycznych centurionów - istnieją", to jak nic pcha się w ramiona innej religii - nie przepraszam, przepraszam wszystkich tego rodzaju ateistów - wiara w siłę wyższą która może ingerować w nasze życie nie można nazwać ani wiarą, ani religią. Załóżmy że przyjmiemy iż Moc z popularnej amerykańskiej serii filmów s-f jednak istnieje. OK, nie ma boga który ingeruje w życie człowieka, nie ma boga który potrafi wskrzesić człowieka (albo chociaż przywrócić go do świata żywych, jako ducha), nie ma proroków którzy potrafią przewidywać przyszłość (albo chociaż wyczuwać nastroje innych), nie ma kapłanów na tyle związanych ze stwórca że tylko On utrzymuje z nimi kontakt, dzięki czemu za jego pośrednictwem potrafią oni dokonywać cudów, no i nie ma złego boskiego antagonisty który walczy z nim o dusze ludzi. Zamiast tego jest moc, moc przenikająca każdą cząsteczkę wszechświata, moc dzięki niektórzy z ludzi po śmierci pojawiają się jako duchy, jest sekta jedi na tyle związana z mocą że jej rycerze/kapłani za jej pośrednictwem strzelają piorunami z kciuków i wyczuwają nastroje pozostałych osób, i istnieje oczywiście zła wersja - odnoga - mocy, skazująca jej użytkowników na wieczne potępienie. No rzeczywiście, to ma sens i nijak ma się do instytucji boga. Nawet gdybyśmy ten beznadziejny i całkowicie nietrafiony przykład rozważali serio - to czy naprawdę ktoś z czytelników nadal uważałby że moc - nie została by (w naszym świecie) uznana za jakiś rodzaj boga,, i nie dorobiła by się własnego kultu [i]? Zapewne hipoteza Istoty Wyższej wzięła się stąd, że jakiś jaskiniowiec nie potrafił wytłumaczyć skąd się wziął, ten piorun który przed chwilą, spopielił stojące obok drzewo. Jeżeli z tak błahego powodu powstaje coś tak potężnego jak religia, to pomyślmy jakby przeciętny jaskiniowiec zareagował na manifestacje Mocy, o wiele bardziej efektownej i widowiskowej! Ale koniec o tym. Ateizm i magia, cuda - sfera sakrum, to nie ta sama półka co ateizm. Ateista nie potrzebuje Merlina, bo ma Darwina! Ateista nie celebruje cudów i nie szuka na nie receptur w podręcznikach kabały, on szuka ich racjonalistycznego wytłumaczenia, albo częściej  - po prostu je tłumaczy, bo właśnie one (wytłumaczenia) zbudowały jego światopogląd. Bez boga nie ma magii, bo bóg jest jej częścią - i nie ważne jak go nazwiemy i jaką przybierze formę. Czy będzie to siła natury, pneumą czy telekineza. Ateista kasując ze swojego życia boga, kasuje świat cudów i tym podobnych. Czy ateista ustawi swoje szafki zgodnie z książeczką feng-shui? Nie! Bo nie będzie widział sensu w tym, że stół musi stac na środku  pokoju, bo inaczej będą pod nim przepływały złe prądy. Ateista postawi stół tam gdzie mu będzie wygodniej. Bo jeżeli odrzucił wiarę w nadprzyrodzonego boga, to dlaczego ma się pchać w wiarę, w nadprzyrodzone złe prądy? To tak jak by powiedział że: "Jestem ateistą, bo odrzuciłem wiarę w chrześcijańskiego boga, ale zamiast tego wierzę w druidzkie bożki drzew". Błąd! Ateista zostaje ateistą, bo w jego światopoglądzie zdominowanym przez racjonalistyczne wyjaśnienia danych zjawisk zachodzących w przyrodzie - nie ma już miejsca na ich nadnaturalne wersje. Sfera profanum, w naturalny sposób pozbywa się sakrum – i to jest normalna kolej rzeczy. Przestajemy wierzyć w podział na umysł i ciało - wiedząc że oba są związane z jednym organem którego uszkodzenie może równie negatywnie wpłynąć na jedno i drugie. Zdajemy sobie sprawę że człowiek nie jest tworem bożym, a jego korzenie są bardziej trywialne niż nam się zdawało. Umysł ateisty, to umysł racjonalisty - a w umyśle racjonalisty nie ma miejsce na czary, tajemne moce czy istoty wyższe. Tam sfery sakrum i profanum się wzajemnie wykluczają.

Więc skąd, u ludzi przekonanie że magia i brak boga dają się pogodzić? Ateista z księgą czarów swoją rację bytu argumentujący serią filmów G. Lucasa? Rozumiem racjonalistów, dla których, na boga w ich świecie, po prostu już nie ma miejsca. Lecz dziwaczny, pokraczny, cudaczny wręcz, "magiczny ateizm" (od tej pory nazywany a.m.)? Odwołam się do poprzedniego felietonu  i kolegi który nie wiedział jakimi słowami wyrazić swoją niechęć do kościoła - i w końcu znalazł słówka "ateizm". Jeżeli kościół jest zły, zepsuty, skorumpowany i w ogóle "nie cool" to odrzucam wszystko co jest z nim związane. Tylko co jeśli tak nie jest? Przykład - polska przed '89. Ateizm jest narzucony przez władzę, ostoją wolności staje się katolicyzm i ludzie-symbole z nim związane, chociażby ks. Popiełuszko czy Jan Paweł II. Nie wiem jaki był odsetek ateistów w tych czasach, ale wiadome jest jedno - przyznanie się, że jest się ateistą groziło o oskarżenie zadawania się z czerwonymi, a nawet jak wiedza naukowa nie pozwalała nam myśleć inaczej niż właśnie ateistycznie, to siedziało się cicho, bo podważanie istnienia Boga podważało również autorytet kościoła, który przecież pomagał w walce z władzą. Porównajmy więc a.m. do anarchistów - jeżeli system jest zbrodniczy, nakłada cenzurę, wysokie podatki, a władza jest bezkarna, to oczywistym będzie że anarchiści będą dążyć do rewolucji i stworzenia mniejszych wspólnot - krótko mówiąc nie będą wierzyć w sens istnienia systemu. Lecz jeśli władza będzie wyjątkowo dobra, a ustrój idealny – to rewolucja nie będzie miała sensu, bo po co niszczyć utopię w której każdemu się dobrze żyje? - krótko mówiąc, istnienie systemu będzie w pełni uzasadnione i logiczne. I wtedy (o dziwo!) już nie będą anarchistami! To teraz przejdźmy do a.m. - jeżeli kościół to instytucja dobra pomagająca biednym, chorym, bezdomnym, a kapłani to ludzie życzliwi, wyrozumiali, chętnie udzielający pomocy - to po co negować istnienie boga, który jest przecież fundamentem tego utopijnego kościoła i idącym nam na rękę kapłanom. Wtedy ateizm jest już bez sensu, prawda? Lecz jeżeli kościół jest zły, zacofany, ksenofobiczny - to w nienawiści do niego negujemy wszystko co jest z nim związane - w tym boga. Lecz zostawiamy sobie bezwstydnie to co nam z wiary odpowiadało. Wrodzone poczucie moralności? Tak, wkładamy do koszyka i wózkiem jedziemy do kolejnego działu. Co by stąd wybrać? Hmm… Może wiarę w nieśmiertelną miłość? Pewnie biorę, a w promocji dodają jeszcze magiczny związek dusz! Istnienie losu i fatum? Sru, do wózka - a co?! Bogatemu wszystko wolno! Ale oczywiście nadal jesteśmy ateistami, a Bóg nie istnieje. I tak powstaje a.m.. W tym ateizmie staramy się bronic tych sfer wiary które chcielibyśmy by były realne. Zaczynamy szukać tanich, często nie lepszych niż pierwotna wiara zamienników - wynajdujemy zen, feng-shui, konfucjanizm - udając że na dobre odcięliśmy się od leku zwanego Istota Wyższa, a nie zdajemy sobie sprawy że przyjmujemy identyczny medykament tyle że w innej postaci. To nie jest ATEIZM - to jest śmieszne "a.m." czyli naiwna hipokryzja, spowodowana nie zrozumieniem terminu. ATEISTA nie patrzy czy kościół jest dobry czy zły, ATEISTA nie widzi wielkiej różnicy między króliczą łapką. a krzyżykiem na piersi. On po prostu mówi: "Nadprzyrodzone?! Nadnaturalne?! Cud?! Czary?! Magia?! Moc?! Bóg?! Nie, na pewno nie - to się da racjonalnie wytłumaczyć i zaraz to zrobię…".

Gdy przeistaczamy się w ateistę, a nasz umysł zaczyna inaczej reagować na niektóre sprawy - musimy uważać na jedną pułapkę. Czy odchodząc od jednej religii nie pchamy się przypadkiem w drugą. Do takich rozmyślań, sprowokował mnie artykuł w Newsweeku (a może we Wproście?) - co prawda dobry czas temu, ale to nie neguje jego przekazu. Otóż artykuł ów traktował o polskim stowarzyszeniu racjonalistów - o tym jak jego członkowie stają się męczennikami za sprawę, jak rodzina ich nie rozumie itp. Ale nie to mnie uderzyło - otóż, autor tekstu opisał jak para wyzwolonych z jarzma katolicyzmu młodych ludzi, zrobiła sobie ceremonie ślubną w kinie po seansie filmu "Pan i Pani Smith" - pal licho gust. Ale czy to przypadkiem nie jest nędzne kopiowanie obrzędów religijnych? No bo tak na zdrowy rozsądek - po co im ślub w kinie? Jeśli koniecznie chcieli obejść się bez kościoła i tym podobnych, to dlaczego nie poszli do urzędu miasta? Wytłumaczenie znalazłem w tym samym tekście - bo ludzie potrzebują poczucia wspólnoty, symbolicznych gestów itp. To po co odchodzili od swojej religii? Tego tam jest ponad miarę. Przykład: ś.p. profesor Religi -  on otwarcie przyznawał się do ateizmu, ale z kościoła nie zrezygnował. Został pochowany na Powązkach. Zrobił tak jak mu było wygodniej - bez afiszowania, czy nijakich manifestów niewiary.  Jestem ateistą - ale jak  wystąpię z kościoła, to jaki cmentarz chrześcijański mnie przyjmie? Oczywiście można się spalić… Ja zawsze pochwalałem takie wyjście - i jeszcze w tym miejscu gdzie nas rozrzucono, posadzić drzewo - takie rozwiązanie jest tanie i ekologiczne. Nie tam jakieś komiczne, marmurowe skrzynki.

Wcześniej wspomniane stowarzyszenie racjonalistów - osobiście mi w niczym nie przeszkadza. Jako agnostyk, specjalnie z komuną ateistyczną nie czuje się związany, i według mnie dobrze. Ponieważ w moim odczuciu, ateista zrzeszony w jakimś ugrupowaniu, nie celebrujący swej ideologii we własnej samotni - staje się odpowiednikiem fundamentalistycznego katolika - takim "fundamentalistycznym ateistą". Na polskiej stronie racjonalistów możemy znaleźć tyle samo tekstów atakujących kościół, co na stronach chrześcijańskich atakujących ateizm. Czy w tym wszystkim naprawdę chodzi o to, by nakręcać jakąś niezdrową spiralę nienawiści? I to przeczucie o wrodzonej moralności człowieka - no ba!, oczywiście sprawnie tłumaczone, korzeniami w związkach plemiennych. Ale czemu jest negowana rola religii w tym wszystkim? Związkami plemiennymi nie można tłumaczyć międzykontynentalnego altruizmu (pomoc Afryce itd.), dla mnie oczywistym jest wkład religii w przemianę moralności między plemiennej, w moralność globalną. Warto zauważyć, że gdyby rzeczywiście rola wiary była tak znikoma - to relacje ludzkie były by czysto behawioralne, pomoc rozważana by była na zasadzie pokazania swojego miejsca w stadzie, lub pod kątem zysku. Religia wprowadziła pewną drobna zmianę - oczywiście zysk był, ale w postaci życia po śmierci, obietnicy trafienia do nieba. No i ta dodatkowa groźba w postaci piekła - istny majstersztyk ludzkiej samo-tresury! Nagle w relacjach międzyludzkich pojawił się Bóg. I już przestało chodzić o zysk czy status, a wykonanie jego woli - co w przypadku moralności często dawało pozytywne rezultaty. Oczywiście to że stajemy się ateistami nie znaczy, że z miejsca będziemy amoralni, ale to nie dlatego że oddziaływuje na nas poczucie wspólnoty plemiennej, ale dlatego że większość obywateli polski jest katolikami, i pewne wzorce moralne od  nich nieświadomie przejmujemy (działanie neutronów lustrzanych - czy jakoś tak). Żeby naprawdę sprawdzić jak ateistyczna moralność działała by w praktyce, należałoby znaleźć w pełni ateistyczne państwo, o ateistycznych korzeniach - i sprawdzić to na jego przykładzie. Coś przychodzi do głowy? - najlepszym jaki mi przyszedł jest ZSRR. Działania moralności w sowiecki imperium nie będę analizował, proszę abyście zrobili to sami [ii]. Zresztą jeśli kogoś nie przekonuje, teoria o samoistnym przejmowaniu wzorców moralnych - proszę o porównanie postaci jakie przyjmuje islam w europie, a jaką w Arabii i okolicach, gdzie nie jest otoczony przez bardziej liberalny katolicyzm. W europie sąsiedztwo muzułmanizmu i chrześcijaństwa, wymusza wręcz, na tym pierwszym, zmiany światopoglądowe na niektóre sprawy - chociażby równouprawnienia kobiet. Więc dlaczego nie miało by być tak samo z ateizmem?

Oczywiście ateiści mogą się nie zgadzać i ciągle będą dawali się pokroić, o swoje "pierwotno-moralne" przekonania. W tej sytuacji przypomina mi się Joseph Conrad który ustami kapitana Marlowa z "Jądra Ciemności" napomina że, łatwo mówić o nieskazitelności własnego sumienia, gdy na ulicy stoi policjant, a za ścianą są "życzliwi sąsiedzi" [iii].   


[i] Dorobila się naprawdę w Wielkiej Brytani, gdzie jest zarejestrowana jako religia Jedi – i ma aż  390 tysięcy wyznawców!

[ii] Na marginesie: ateizm Stalina i jego "moralność" - to jeden z najcięższych argumentów wytoczonych przeciw ateizmowi, na który kontrargumentu nie znalazł nawet, kilkakrotnie już wspomniany prof. Dawkins (którego zresztą bardzo szanuję).

[iii] Oczywiście peryfrazuje.

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły