Tak więc Pan Buk, Jezus Chytrus i Duch Śnięty zeszli na Ziemię popatrzeć jak trawka się zieleni, ptaszki ćwierkają, młodzi melomani wracają do życia chlając browar na polankach, seksiąc się w bramach i pucując swoje Harleye w garażach, odkurzając lateksowe miniówki i ubierając najczarniejsze z możliwych trampków. Nie mogło obyć się bez spotkania ze znajomymi, więc i nasza Trójca zwerbowała po drodze MaRyję Mortadelę, aby wspólnie przyjrzeć się poczynaniom lokalnych grajków, którzy myślą, że skoro zobaczyli pierwszy przebiśnieg, to mogą se tworzyć radosną muzykę. Taaa... śniegi opadły i wszelkie gówno, które przez miesiące było zakopane pod warstwą puchu, zaczyna cuchnąć. Na szczęście pośród gówna znalazło się kilka przebiśniegów i puszek pysznego browara. Zresztą, zobaczcie co nam przyniósł ten miesiąc...
METAL:Amesoeurs - Amosoeurs (Code 666)
Podobno miał to być black metal. Tymczasem ostatni (gdyż grupa się niedawno rozpadła) album Francuzów ma więcej wspólnego z alternative rockiem i pseudogotyckim zawodzeniem z kulawą laską na wokalu. Smętne, bezbarwne, mające z blackiem bardzo niewiele wspólnego. Jest kilka ładnych harmonii, ale to tyle. Jakoś ten album trafia obok mnie.
Ocena: 4/10
Antigama - Warning (Relapse Records)
Kolejny dobry i zaledwie dobry album Antigamy. "Warning" nie wnosi zbyt wiele do wizerunku grupy oferując nowocześnie brzmiący, okraszony świetnymi partiami perkusji, grindcore. Jest to jednak wciąż zbyt zachowawcze granie nie pokazujące pełnego potencjału zespołu.
Ocena: 7/10
Believer - Gabriel (Metal Blade Records)
"Gabriel" to drugi album grupy po reaktywacji. W dalszym ciągu chłopaki grają techniczny, chrześcijański thrash, ale muszę przyznać, że ta muzyka w ogóle nie buja. Mało ciekawych harmonii, mało melodii, brak napięcia, nieciekawy wokal - jedyne co dobre to warstwa instrumentalna. Słabe to to nie jest, ale dobre też nie.
Ocena: 5/10
Blastomycosis - The Putrid Smells Within (CDN Records)
Kanadyjski brutalny, przyzwoicie zagrany death metal. Krótkie kawałki, około półtoraminutowe, wszystko grane na jedno kopyto, ale brzmienie jest bardzo selektywne. Już po 3-4 numerach można mieć jednak dość, a kawałków aż 18.
Ocena: 4/10
Blood Dries First - Thoghts Like Daggers (płyta wydana przez zespół)
Debiutanckie EP krakowskiego Blood Dries First to zgrabnie skomponowany kawałek metalcore zmieszany z modern metalem i matematycznym graniem w stylu Meshuggah. Niby nic wielkiego, ale słucha się tego przyjemnie, gdyż nie bardzo jest się do czego przyczepić. Zapowiada się solidna kapelka.
Ocena: 6/10
Buried Inside - Spiols Of Failure (Relapse Records)
Math/grindowy Buried Inside powraca z nowym albumem konceptualnym. Tym razem formacja mocno poszła w sludge metal i niestety wyszedł album co najwyżej poprawny, który niczym ciekawym nie zaskakuje. Raczej nieczęsto będzie gościć w odtwarzaczu.
Ocena: 5/10
Criminal - White Hell (Massacre Records)
Bardzo przeciętny death/thrash ze świetnymi solówkami. Słychać wpływy modern metalu, ale wszystkie 12 kawałków są bardzo do siebie podobne. Jednym uchem wpada, drugim wypada.
Ocena: 4/10
Derek Sherinan - Molecular Heinosity (Inside Out)
Wydawnictwa Dereka Sherinana mają to do siebie, że wszystkie są brawurowo zagrane, ale niewiele z nich wynika. Nie inaczej jest w przypadku "Molecular Heinosity”. Progmetal z takimi gwiazdami jak Zakk Wylde, Tony Franklin, Virgil Donati czy Rusty Cooley nie posiada w sobie absolutnie niczego poza wysokim poziomem instrumentalnym. Mam wrażenie, że Sherinan zatrzymał się w rozwoju jakąś dekadę temu i nic nie rokuje poprawy.
Ocena: 5/10
Egoist - Ultra-Selfish Revolution (Selfmadegod Records)
Egoist to jednoosobowy projekt Stanisława Wołoncieja, na co dzień perkusisty NewBreed. Tutaj muzyk gra na wszystkim i do tego śpiewa. Powstał kawał naprawdę intrygującej muzyki - niekoniecznie jest to melodyjne, ale na pewno progresywne. Nowoczesna elektronika miesza się z łamańcami w stylu Meshuggah, a całość polana pięknym oldschoolowym, progrockowym sosem. Gościnnie dwie solówki zagrał sam Patrick Mameli (Pestilence). Może nie porywające, ale robiące wrażenie.
Ocena: 8/10
Evil Darkness - Malignant Supremacy (Brutalized Records)
Durna nazwa, ale Kolumbijczycy oferują kawał solidnego, dobrze zagranego, nowoczesnego death metalu. Muzyka ma ręce i nogi, choć już w połowie płyty wszystko i tak zlewa się w jedna całość.
Ocena: 5/10
General Surgery - Corpus In Extremis-Analysing Necrocriticism (Listenable Records)
General Surgery powracają z drugim albumem, na którym dalej hołdują grindcorowej tradycji w stylu Carcass. Absolutnie nic odkrywczego, ale słucha się bardzo przyjemnie. W kategoriach tego nurtu płyta zawiera wszystko to co powinien dobry grindowy album zawierać. Szkoda tylko, że brakuje oryginalności.
Ocena: 7/10
Hatesphere - To The Nines (Napalm Records)
Duńczycy powracają z najlepszym albumem w dorobku. Oryginalne granie to to nie jest, ale thrash/core w wykonaniu grupy brzmi świeżo i dynamicznie. Sporo tu naleciałości szwedzkiego melodeathu, ale nie jest to żadnym felerem. Dobre brzmienie, słucha się przyjemnie, powodów do narzekań nie ma.
Ocena: 7/10
Into The Moat - The Campaign (Metal Blade Records)
Na swoim najnowszym krążku grupa trochę odeszła od typowego mathcore wplatając elementy slugde metalu i death metalu, prezentując jednak wciąż bardzo wysoki poziom instrumentalny. Nasuwają się skojarzenia ze starym Mastodonem i z Gorefestem, ale Into The Moat gra wolniej i stara się być bardziej jazzujące i progresywne. Dominują wolne tempa, ale utwory przypominają raczej zlepek luźnych pomysłów posklejanych jazzowymi wstawkami niż regularne kompozycje. Ciekawa płyta, ale mało spójna.
Ocena: 6/10
IXXI - Elect Darkness (Candlelight Records)
Black metal ze Szwecji, przypominający ambitniejsze wcielenie ostatniego Marduka. Muzyka niebanalna, choć trochę rozwleczona i mogąca nużyć. Niemniej jednak poziom instrumentalny jak i same kompozycje stoją na bardzo solidnym poziomie.
Ocena: 6/10
Kalisia - Cybion (płyta wydana przez zespół)
Ten koncept powstawał podobno 10 lat. Francuzi zaprosili do udziału wielu gości m.in. Angelę Gossow, Paula Masvidala i Ajrena Lucassena. Miało być wielkie progresywno-deathmetalowe dzieło, a tymczasem wyszedł taki kolejny Ayreon, w może nieco ostrzejszym wydaniu. O ile instrumentalnie jest tu bardzo dobrze, o tyle kawałki są bez wyrazu. Niezłe, ale czegoś zabrakło.
Ocena: 7/10
Konkhra - Nothing Is Sacred (Target Distribution)
Duńska Konkhra w dalszym ciągu jest wierna nowoczesnej wizji thrash/death metalu. "Nothing Is Sacred” żadnej rewolucji nie przynosi, ale jest to kawał sprawnie zagranego metalu. Płyta niestety jest bardzo nierówna i w bardziej core'owych momentach wypada kiepściutko...
Ocena: 6/10
Mechanism - Inspired Horrific (płyta wydana przez zespół)
Gene Hoglan próbuje zawojować scenę z nowym zespołem, który łączy sobie wpływy takich formacji jak Lamb Of God, The Faceless czy nowsze dokonania Strapping Young Lad. Sprawne technicznie, ale niekoniecznie oryginalne granie okraszone wyśmienitym wokalem. Obiecujący debiut doskonale wpasowujący się w realia współczesnych standardów muzyki metalowej. Nad całością unosi się natomiast duch twórczości Devina Townsenda. Warto poznać.
Ocena: 7/10
Mothra - Dyes (Selfmadegod Records)
Wraz z ”Dyes” Mothra dostarczyła 6 utworów, w których usłyszymy echa hardcore, grindcore oraz sludge metalu. Niewątpliwie o wiele bardzie przemyślany materiał od "Planet Decibelian”, ale niestety nie taki dziki i nie taki energiczny, a do tego jest nierówny. Instrumentalnie też bez fajerwerków. Trochę poniżej oczekiwań.
Ocena: 4/10
Mournful Congregation - The June Frost (Weird Truth Productions)
To jest dopiero nuda! Jeśli ktoś nie trawi Esoteric, ten nie polubi Mournful Congregation. Różnica jest jednak taka, że Esoteric gra ciekawie. "The June Frost” to ekstremalnie wolny i jeszcze raz ekstremalnie wolny doom, nadający się na 1/20 odsłuchu. Takiej muzyki to ja już nie rozumiem.
Ocena: 2/10
My Dying Bride - For Lies I Sire (Peaceville Records)
My Dying Bride zrobiło tym albumem spore zamieszanie. Fani cieszą się, że dostali powrót do korzeni. Może i tak jest, ale "For Lies I Sire” to album o wiele prostszy w swojej budowie, może i najbardziej chwytliwy w dorobku grupy, ale bardzo zachowawczy i mało eksperymentatorski. W gruncie rzeczy nie wnosi on nic do wizerunku Anglików, choć do jakości samych kompozycji przyczepić się nie można.
Ocena: 7/10
Pestilence - Resurrection Macabre (Mascot Records)
Powrotów ciąg dalszy. Holendrzy mieli wrócić w chwale, a tymczasem najnowsza propozycja Pestilence jest co najwyżej przeciętna. Świetne brzmienie nie przykryje prostoty utworów, braku pomysłów oraz wtórności. Chyba nie tego oczekiwałem od Patricka Mameli i spółki, gdyż od takich muzyków można oczekiwać dużo więcej. "Resurrection Macabre” to zwykły deathmetalowy album.
Ocena: 6/10
Pleroms Gate - Pass The Gate Of Pleroma (EP) (płyta wydana przez zespół)
Dediutanckie EP kwartetu z Gdyni przynosi nam całkiem interesującą dawkę death metalu. Niby to standardowe granie, echa Vader i Malevolent Creation są wyczuwalne, ale całość okraszona jest mocno symfonicznymi partiami klawiszy nadającymi muzyce patosu. Utwory całkiem interesujące, trochę się dzieje, ale wpierdol należy się za brzmienie - gitary mocno z tyłu i te blaszane bębenki. Muzyka wiele na tym straciła.
Ocena: 4/10
Queensryche - American Soldier (Rhino Records)
Queensryche zdechło śmiercią naturalną po wydaniu “Promised Land” w 1994 roku. Teraz raz po raz wypuszczają na rynek jakiś pseudoprogresywny ochłap udowadniając, że Czesio nie jest jedynym żyjącym zombiakiem. "American Soldier” to może i ambitny koncept pod względem tekstów, ale muzycznie to zwykła kiszka - brak świeżości, brak spójności, brak sensu w tym co jest grane. Taki Paprykarz Szczeciński, tyle, że odgrzewany. Panowie, pora kończyć... karierę.
Ocena: 3/10
Samael - Above (Century Media)
Miał być powrót do korzeni, w co nie do końca wierzyłem. Obawy się potwierdziły, bo choć Samael nagrał najszybszy album w karierze, to nie sposób oprzeć się wrażeniu, że bliżej mu do ostatnich płyt Rotting Christ niż do korzeni. Do tego materiał jest jednostajny, nudny i mało pomysłowy. I co z tego, że Samael nie nagrał czwartej identycznej płyty z rzędu, skoro i tak dostaliśmy słaby produkt
Ocena: 4/10
Septermber Murder - Agony In Flesh (Maintain Records)
Debiutancki album Niemców przynosi muzykę, która raz próbuje brzmieć bardzo brutalnie, innym razem bardzo melodyjnie. Efekt końcowy to bardzo nijaki, intensywny, nudny, pozbawiony namiętności i ciekawych partii instrumentalnych materiał, który spokojnie może posłużyć jako podkładka pod kawę. Czwóreczka tylko za to, że sprawnie zagrane.
Ocena: 4/10
The Decemberists - The Hazard Of Love (Capitol)
Bardzo przyzwoity materiał, oscylujący gdzieś w granicach rocka alternatywnego. Mocno mi przypomina delikatniejsze wcielenie The Dresden Dolls, ale nie da się ukryć, że jest to muzyka wybitnie wyciszająca. Nic wielkiego, ale przyjemne granie.
Ocena: 6/10
The Number Twelve Looks Like You - Worse Than Alone (Eyeball Records)
W gatunku wyeksploatowanym, jakim niewątpliwie jest mathcore, wydawać by się mogło, że nie można już nic świeżego wymyślić. Tymczasem #12LLY jest jeszcze w stanie coś wykrzesać. "Worse Than Alone” to kolejny krok w stronę eksperymentu, grindcore miesza się z technicznymi łamańcami w stylu The Dilliner Escape Plan, sporo tu jazzowych naleciałości czy nawet alternative rockowych gitar. Materiał o dziwo jest bardzo spójny i przemyślany przy całej swojej hałaśliwości. Na pewno nie album dla każdego, ale warto poznać.
Ocena: 7/10
Therapy? - Crooked Timber (DR2)
Nigdy nie miałem styczności z muzyką Therapy?, ale muszę przyznać, że "Crooked Timber” podoba mi się. Rock alternatywny z potężnie brzmiacą sekcją rytmiczną - tak bym to określił. Są tu wpływy Faith No More i Red Hot Chili Peppers, ale Irlandczycy oferują o wiele cięższą i mniej przyjemną dla ucha muzykę. Melodie nie porywają, ale szorstkość w połączeniu ze swoistą subtelnością dają bardzo interesujący efekt. Warto posłuchać.
Ocena: 7/10
Tools Of Torture - Faith - Purification - Execution (Despise The Sun Records)
Gówno jakich mało. Irytujący, źle brzmiący, brutalny death metal z Włoch. Byłem zmęczony po pierwszym kawałku. Dwójeczka tylko za to, że instrumentalnie nie jest to beznadziejne.
Ocena: 2/10
Waco Jesus - Sex, Drugs And Deathmetal (Waco Productions)
Kolejny album deathcorowego Waco Jesus nie różni się specjalnie od poprzedniego albumu poza tym, że ma gorsze brzmienie. Tym razem jest trochę mniej świeżo i mniej porywająco, ale wciąż na poziomie.
Ocena: 5/10
Wolves In The Throne Room - Black Cascade (Southern Lord Records)
Płyta nagrana na dwuśladowym sprzęcie z 1973 roku. EPka poprzedzająca album zapowiadała katastrofę, ale "Black Cascade” broni się. To kawał surowego, prymitywnego, ale bardzo klimatycznego grania. Płyta może nie wnosi zbyt wiele do wizerunku grupy, choć jest to chyba najbardziej klarowny i najłatwiej przyswajalny album grupy. Warto posłuchać.
Ocena: 7/10
ELECTRO:
Anima Virus - The End Of Eden (Decadance Records)
Jak miło popatrzeć na kolejną przemianę naśladowców Bauhausa, Clan Of Xymox itp. w nieskrępowanych stylistycznie głosicieli gotyckiej (ponurej) nowiny. Pomyśleć, że jeszcze dekadę temu Anima Virus błądziła po zakamarkach rocka nijakiego po czym zadyszana poszukiwaniami sięgnęła po rozwiązanie najprostsze z możliwych - grania z encyklopedią rocka gotyckiego w ręku. "The End Of Eden", w dobie poszukiwań nowinek w dawno ogołoconym z pomysłów rocku gotyckim, wydaje się być propozycją najodpowiedniejszą dla zrezygnowanych melancholików stymulujących się atmosferycznymi i klimatycznymi nagraniami utrzymanymi w posępnym i nihilistycznym klimacie a'la Bauhaus, Clan Of Xymox czy The Cure. Fanów gatunku ucieszy też fakt, że za każdym odsłuchem poszczególne utwory nabierają innego charakteru co pozwala na stopniowe ujawnianie ich bogatego oblicza i wyłapania uciekających za poprzednim razem odgłosów.
Ocena: 8+/10 (Void)
Client - Command (Out Of Line)
Panienki z Client pojawiając się w 2001 roku poruszyły lawinę powstających w następnych latach kobiecych projektów, konsekwentnie do dzisiaj utrzymując się na jej powierzchni mimo konkurencji. Może to zasługa protekcji Andy'ego Fletchera, może drzemiący w ich zgrabnych ciałkach potencjał? Jedno jest pewne, płyta "Command" przynosi małą rewolucję. Dalej mamy do czynienia z tanecznymi, electroclashowymi utworami, w które tym razem tchnięto więcej poprawiającego ogólną jakość odbioru uczuciowo-wrażliwego popu, chłodnego new wave'u i analogowego synthpopu. Twórczość Clientek z prostolinijnej muzyki dla snobów stała się wreszcie wielopłaszczyznowymi dźwiękami z charakterem.
Ocena: 7/10 (verdammt)
Diary Of Dreams - (If) (Accession Records)
Diary Of Dreams najwyraźniej wychodzi z założenia, że skoro coś dotychczas poruszało ludzi, trzeba to ciągnąć jak najdłużej. Płyta nie zaskakuje niczym nowym, jest wierną kontynuacją poprzednich albumów co sprawia, że zespół jest dla mnie coraz bardziej monotonny i nudny. Być może jest parę minimalnie ostrzejszych kawałków i być może jest trochę mniej elektroniki, ale to za małe zmiany. Jedyna innowacja jaką widzę przy (If) jest pierwszy teledysk Diary Of Dreams. Flaki z olejem. Dla największych fanów.
Ocena: 3/10 (Nenar)
Din[A]Tod - Westwerk (Out Of Line)
Pełen rockowy asortyment, zredukowana do mniejszych rozmiarów elektronika, spoina cynicznych melodii a'la The Sisters Of Mercy ze schłodzonymi synth-podkładami New Order, muzyczny hołd-cover dla Joy Division czyli powrót dojrzalszego i zdecydowanie bardziej przekonującego Din[A]Tod w wydaniu minimal coldwave/new wave. Przeprowadzka z electroclashowych parkietów w rejestry nowej fali, całkiem, całkiem.
Ocena: 7/10 (Void)
Escape With Romeo - History (Zeitklang Records)
Z zespołami z którymi nie miało się wcześniej do czynienia bywa różnie. Jedni albo pozostawiają taką grupę samą sobie dalej nie zwracając na ich byt uwagi, drudzy siegają z czystej ciekawości po jedno z wielu wydawnictw w celu pospolitego zaliczenia owego bandu. Tak się składa, że w miesiącu marcu nadarzyła się idealna sytuacja do poznania twórczości niemieckiego Escape With Romeo - premiera przekrojowego albumu z cyklu the best of - "History" na którym znalazły się najlepsze utwory z 20-letniej działalności kwartetu, począwszy od debiutu "Escape With Romeo" z 1989 roku na "Emotional Iceage" (2007) skończywszy. Słuchaczom emocjonalnie i wręcz rytualnie obchodzącym się z syntetycznym rockiem polecam zapisanie tej nazwy w widocznym miejscu i szybkie uzupełnienie swojej płytoteki o, ewentualnie, ten materiał. Kruche, delikatne, zalotne i absolutnie ponadczasowe nagrania będące wynikiem połączenia anachronicznego post-punka i rocka gotyckiego z nowoczesną elektroniką czyli jeden z docenionych (dopiero po wielu latach) geniuszów niemieckiej drugiej fali. Lepiej późno niż wcale.
Ocena: 8/10 (Void)
Fading Colours - Come (Big Blue Records)
Wielu już straciło nadzieję na ukazanie się nowej płyty Fading Colours, ale jednak po 11 latach ukazał się digipack "Come”. Chociaż większość utworów jest już znanych od dawna za sprawą koncertów czy różnych kompilacji to i tak dalej zachwycają, szczególnie zebrane na jednym krążku z nowymi równie dobrymi kompozycjami. Dodatkowym kąskiem jest 6 odświeżonych utworów na drugim CD. Mam nadzieję, że Fading Colours nie każe nam czekać następnych 11 lat na następny równie dobry, jak i dopracowany album.
Ocena: 8/10 (Nenar)
Feeding Fingers - Baby Teeth (Stickfigure Distribution)
Pstryk! Rzeczywistość czas zgasić. Obcowanie z nową płytą amerykańskiego Feeding Fingers - "Baby Teeth” odłącza słuchacza od gniazdka z napisem "świat rzeczywisty" a co za tym idzie pozwala na rozładowanie wszelkich negatywnych spięć i zwarć, które oswobodzi wyobraźnię słuchacza z ciążących reguł logicznego myślenia. Niezobowiązujące minimalistyczne podejście do muzyki, pełne dojmującej szczerości cierpienia i lamenty amerykańskiego tercetu + odwołania do klasyków melancholijnego, zimnego i "pokojowego" rocka (Joy Division, The Cure itp.) = chłodna, nastrojowa, tęskniąca płyta z solidnymi kompozycjami, plastycznością instrumentów i prawdomównością w pierwszoplanowych rolach.
Ocena: 8+/10 (Void)
Heavy-Current - Push The Fire (Danse Macabre)
Dość długo pozostawali w cieniu electro/synth rockowych kolegów - po zredukowaniu składu i przydzieleniu każdemu z muzyków najwłaściwszego zadania powiedzieli dość i wzięli sprawę w swoje ręce. Efekt? Spontaniczne i bardzo żywiołowe granie, bystro skonstruowane melodie, wokalista Jan Weisbrod korzystający na wszelki sposób ze swoich walorów głosowych, gęste i ciekawe aranżacje czyli bardzo przekonujący i dojrzały powrót niemieckiego Heavy-Current, które śmiało zagrozić może liderom gatunku dumnie prężącym się na podium.
Ocena: 8/10 (Void)
KMFDM - Blitz (KMFDM Records/Metropolis Records)
Jak ten czas mija! To już 25 lat spontanicznej działalności załogi KMFDM podczas których zapracowali sobie na stabilny skład, własną wytwórnię, sumiennych współpracowników i producentów (de facto muzycy formacji) oraz ogólnoglobalny respekt za wierność swoim zasadom i skuteczne masowe odpieranie szturchańców i setek zarzutów od malkontentów życzących im rychłego zdechnięcia. Tylko pozazdrościć. Do listy urodzinowych zasług dopisać można również przygotowany na okazję jubileuszu album "Blitz" - materiał w przewadze oparty na wykorzystanych wcześniej pomysłach (czytaj: sprawdzonych) - odwołania do płyt wcześniejszych, sięganie po Skolda-producenta, Cheryl Wilson w chórkach, dęciaki w "Being Boiled" (przypominające brzmieniem te z "Down And Out" z płyty "Symbols") oraz w miarę sprawiedliwy podział na elektroniczne ultra-heavy beaty, gitarowy jazgot oraz dotkliwe perkusyjne kopy. Pozostaje tylko pytanie czy to jednorazowy zryw w związku z ćwierćwieczem na scenie czy dowód na wykrzesanie z zużytej "kmfdm-owej" materii czegoś co pozwala zespołowi na pewne miejsce w czołówce stawki? Ja zdecydowanie skłaniam się ku drugiej opcji.
Ocena: 8/10 (Void)
Leaether Strip - Aengelmarker (Alfa Matrix)
Co za tempo! Ledwo odpoczęliśmy od EPKi "Diaegnosis" a Claus Larsen już wystawia dyski twarde i portfele swoich fanów na kolejną próbę. Trzypłytowe wydawnictwo "AngelMarker", niestety, śmiało można sobie odpuścić. Ponad 30 nagrań, miksów, odzysków i coverów, nagranych w niewiadomym celu, (czy projekt z takim stażem musi coś jeszcze udowadniać?!) które swoją "urodą" (niezmiennie podobna tematyka - dydaktyczne pouczenia i opowiadanie się po jednej ze stron w kwestiach moralnych, ratalnie rozkręcające się tempo nagrań oraz granie pod sprawdzone, łatwo przewidywalne schematy) prędzej zaszkodzą wizerunkowi Leaether Strip niż pomogą.
Ocena: 6/10 (Void)
Mechanical Cabaret - Damaged Goods (Major Records)
Decydując się na wejście w skromne progi londyńskiego "mechanicznego kabaretu" wcześniej czy później zdamy sobie sprawę z uczestnictwa w odbiegającym od ogólnie przyjętych norm show Roia Robertsona, który nie po raz pierwszy ujawnia upodobanie do nadzwyczajnych, szkodliwych dla psychiki a zbawiennych dla duszy rozwiązań w zakresie EBM/electro/industrialu. "Damaged Goods" aż chwieje się od nadmiaru gwarantujących klasową jakość pomysłów, ożywczych i nowatorskich melodii z wetkniętymi wewnątrz efektami dźwiękowymi bezpośrednio odciskającymi się na zmysłach słuchacza pobudzonego do około-tanecznego działania we własnym zakresie. Zdecydowanie najlepsza i szczegółowo opracowana płyta Mechanical Cabaret.
Ocena: 8/10 (Void)
Metallspürhunde - Böse Wetter (Danse Macabre Records)
To co się podoba na początku po chwili zaczyna drażnić. Ten sam raz cięższy, raz słabszy beat, monotonny, beznamiętny wokal, czy to damski czy to męski przewija się przez prawie całą płytę nudząc po chwili. Nawet gitarowym riffom czy urozmaiconym podkładom muzycznym ciężko jest uratować całość. Dobre w pojedynczych utworach, ciężkostrawne w całości. Dla wytrwałych.
Ocena: 4/10 (Nenar)
Moonlight Cove - Orphans Of The Storm (Kinetophone)
Skandynawska electro-inwazja trwa. Od paru lat z tej części Europy dostajemy wyraźne sygnały o zwrócenie uwagi na każdą następną gorącą premierę ze skutej lodem Finlandii, Norwegii czy Szwecji. Oto kolejny - tercet Moonlight Cove. Może inspiracje zespołu nie sięgają zbyt daleko (najtrafniejszym określeniem byłoby nazwanie ich szwedzką odmianą norweskiego a-ha) ale liczą się dobre intencje i sprawność wykonania. Ocena na kredyt z nadzieją, że za parę lat swoim myśleniem o muzyce i wyobraźnią przebiją na głowę aktywne od wielu lat składy z elektronicznego zagłębia.
Ocena: 7/10 (Void)
Noyce TM - Un:Welt (?)
Doprawdy ciężko na zawołanie wygrzebać z pamięci choć jedną nazwę projektu elektronicznego konsekwentnie trzymającego się wysokiej formy i dumnie pozującego na cokole popularności, na którą zapracowano głównie ze względu na ogromne pokłady wyobraźni i talentu. Po wieloletnim, bacznym obserwowaniu rozwoju kariery formacji Noyce TM stwierdzam, że oto jest - szalenie kreatywny i postępujący zgodnie z powziętym planem skład, na który latami czekała scena electro. "Un:Welt" to już kolejny dowód na to, że wysokie oceny ich poprzednich płyt to nie dzieło przypadku. To również dowód na to, że mimo kilkuletniej przerwy niemieckie trio utrzymało swoje procesy myślowe na najwyższym poziomie twórczym. Zespołowi udało się utrzymać wysoką formę, m.in. dzięki panowaniu nad złożonością materiału i tekstów w każdym aspekcie, kontekstowej spójności i poruszających (ale nie ckliwych i sztucznie patetycznych) melodii. Płyta godna uwagi.
Ocena: 9/10 (verdammt)
Pet Shop Boys - Yes (Parlophone Records)
Weterani sceny elektronicznej powracają. "Yes" to płyta pełna lekkich, przebojowych piosenek opartych o brzmienie klawiszy i gitar, bez szczególnych studyjnych sztuczek i unowocześnień. Duet na albumie raczy nas zarówno syntezatorowymi, tanecznymi utworami jak i popowymi balladami podając wszystko w przyjemnej i przystępnej dla każdego słuchacza formie. Jestem na "Tak".
Ocena: 8/10 (verdammt)
Röyksopp - Junior (EMI Records)
Trzeci album norweskiej "purchawki". Pierwsza połowa krążka to wysmakowane klimaty taneczno-relaksacyjne. Inteligentne, dopracowane piosenki do klubu i relaksu. Druga połowa brzmi trochę jak odrzuty z poprzedniej płyty, i to z jej bonusowego krążka - proste, nieskomplikowane kawałki do poskakania, które z trudem pozostają w pamięci i sercu. Wprawdzie to wciąż marka "Röyksopp", ale jakby klasy B. Mimo to - czekamy na więcej! Röyksopp wciąż warto znać.
Ocena: 7/10 (verdammt)
Schwarzblut - Sehlenwolf (EP) (Alfa Matrix)
Schwarzblut na debiutanckim EP "Sehlenwolf” przypomina, że muzyka i poezja przeplatają się nawzajem. Wręcz czasami dyskotekową elektronikę łączy z romantyczną twórczością niemieckich poetów takich jak Johann Wolfgang von Goethe, Ludwig Tieck czy Friedrich Eckert. EPka zaskakuje dużą różnorodnością zarówno pod względem muzycznym, jak i wokalnym. Z delikatnej, melancholijnej, czasem symfonicznej muzyki będącej tłem dla urzekającego czystego śpiewu potrafi przejść przez taneczne bity do ostrej elektroniki wraz z przesterowanym wokalem. Pomysł ciekawy jednak ma się wrażenie, że to wszystko już kiedyś było.
Ocena: 6/10 (Nenar)
V2A - Machinized Infantry (Biohazzard Records)
Sukcesy projektów lewitujących po obszarach EBMowych beatów 4/4, czy industrial/techno pozwalały mieć nadzieję, że także brytyjsko-niemiecki V2A władczo zadomowi się w playlistach "laptopowych" DJów i zdominuje cztery ściany europejskich klubów. Nic z tego. Systematyczne zbiegi okoliczności, kopiowanie pomysłów od innych techno-tworów (robotyczne dźwięki, ciężkie beaty, głębokie basy i zniekształcone wokale w zastraszającym tempie umykające uwadze) skazują tę płytę na dożywotnią relegację w kierunku półki z równie gównianymi płytami. W tym gatunku naprawdę warto poszukać czegoś mniej kaleczącego słuch.
Ocena: 3/10 (Void)
PŁYTA MIESIĄCA:
Mastodon - Crack The Skye (Reprise Records)
Najnowsza propozycja Mastodona to jeden z najlepszych progmetalowych albumów wszechczasów. Świetnie zagrany, pełen emocji, bezbłędnie skomponowany materiał, łączący w sobie całą spuściznę klasycznego rocka i metalu z charakterystycznym stylem zespołu. Wielowymiarowe przesłanie, unikalne melodie... takie albumy powstają bardzo rzadko. Album bezbłędny.
Ocena: 10/10 (Harlequin)
Podsumowanie miesiąca zredagowali: Nenar, verdammt, Void, Harlequin
Nenar : Ile ludzi tyle opinii :) mnie jednak nie przekonała
Nenar : innym ciężko przez to przebrnąć No tak, ale to, że komuś tr...
rozbit : jes ic tró :( anforczunetli :( ponieważ nie bardzo wiedziałem kto...