Biorąc pod uwagę tytuły poprzednich wydawnictw bydgoskiego Kontagion, na swojej trzeciej płycie zespół poszedł w wyjątkową prostotę nazywając swoje dzieło po prostu „Kontagion”. Zostało ono wydane 31 października jako pierwsza produkcja nowo powstałej Moans Music, mającej w założeniu promować niezależną undergoundową muzykę noise, industrial i inne ciężkie brzmienia.
W te szerokie i dające duże pole do popisu ramy, doskonale wpisuje się Kontagion, którego prostota przekazu na tytule płyty się kończy, a im dalej zabrniemy, tym ciężej może się to odbić na naszej percepcji i postrzeganiu rzeczywistości, przy czym słowo „ciężej” nie zostało tu użyte bez powodu. Już bardzo ładnie wydana i obfitująca w wymowne i ciekawe zdjęcia okładka robi intrygujące wrażenie, a to dopiero początek. Po włączeniu płyty zostajemy wkręceni w bezduszny świat maszynerii, przemysłowych taśmociągów, hutniczy kombinat dźwięków i fabryczną manufakturę brzmień. Wszystko jest bardzo niskie, dudniące, uderzające basem, rozchodzące się w różnych płaszczyznach. Taki „82” wręcz wkręca człowieka w jakiś mechanizm i kruszy go, proszkuje za pomocą kół zębatych. Nie jest to jednak ambient. Cały czas mamy do czynienia z grą instrumentów, miażdżących gitar, dźwięcznej perkusji i smagającego basu. Często ciągnie się to w sludgeowych męczarniach, a często też uderza industrialną nawałą. Bardzo dużo tu jednak i komputera, którego efekty wspomagają i częściowo też zastępują bas i perkusję w wytworzeniu jeszcze większego wrażenia głębi, jeszcze większego żaru, jeszcze większej zautomatyzowanej plątaniny rdzeni, nerwów i promieni. Nie bez znaczenia są też i klawisze, których tła i podkłady zapełniają drugi plan, a wyrywkowo zakrywają momenty ciszy między kolejnymi uderzeniami maszyn, urządzeń i agregatów.
Kolejną istotną cechą „Kontagion” są sample, które występują w prawie wszystkich numerach. Gdzieś tam z tyłu pojawiają się dodatkowe odgłosy, dzieją się jakieś sceny, toczą się dialogi i wypowiedzi z filmów polskich i zagranicznych. Jest nawet lądowanie na księżycu. A do tego wszystkiego jest i regularny wokal. Zazwyczaj wybitnie niski, rycząco bulgotliwy i nieco wycofany. Nadaje od dzikości i powoduje jeszcze większe przerażenie w całej tej niezrozumiałej i nierzeczywistej, koszmarnej ułudzie, w której nieopatrznie się znaleźliśmy i z której w żaden sposób nie potrafimy z niej się wydostać. Czasem wokal przechodzi w mozolny i wrzaskliwy, sludgeowy ton, w „Hide” pojawiają się nawet jakieś zalążki śpiewu, choć oczywiście odpowiednio nieprzystępnej oprawie. Dla formalności dodam, że jeden numer jest po polsku, jeden po niemiecku, a reszta po angielsku, z wyjątkiem krótkiego „Interludium”, który w ogóle jest bez wokalu.
Jedno co jest pewne to, że jest to ciężki orzech do zgryzienia i trzeba nie lada determinacji, żeby zmierzyć się z tą płytą. Na pewno robi wrażenie, ale słuchając jej pobieżnie ciężko będzie ją polubić. Trzeba trochę się obeznać i trochę przyzwyczaić, żeby ten chaos zaczął się jakoś sensownie układać, a z drugiej strony nie jest to też materiał na dłuższą metę. No coż, sami sobie tej surówki naważyli i wątpię, że spodziewają się teraz, że pokochają ich tłumy. To na pewno nie. Kto jednak lubi tego rodzaju sztukę z pewnością powinien spróbować.
Tracklista:
1. Stuck Between Dimensions
2. 82
3. Purify
4. Slice of Life
5. The End of Every World
6. Interludium
7. Disgust(um mobile)
8. Ich Weinte
9. Hide
10. [R-!-E]lentless 3
Wydawca: Moans Music (2019)
Ocena szkolna: 4+