Na ten debiut czekałem z otwartymi ramionami, odkąd tylko usłyszałem nazwę Kontagion, zwłaszcza patrząc na fascynacje tego zespołu. Ci młodzi bydgoszczanie obrali kierunek, jaki nieczęsto widuje się na naszej rodzimej scenie metalowej. Bo niech mi ktoś wskaże polski zespół, na którego muzykę największy wpływ miały Fear Factory czy Divine Heresy. Mi tak na dobrą sprawę przychodzą tylko dwa do głowy Toxic Bonkers i Dahaca(zwany niegdyś Goddamn) chociaż w tych dwóch wypadkach nie można mówić o pełnym czerpaniu z tych dwóch kapel. Tymczasem w muzyce Kontagion mamy aż na pęczki muzyki jaką tworzył duży Dino chociaż i tu można się doszukać pewnych podobieństw do Meshuggi.
Zaraz, zaraz czy ja już tego gdzieś wcześniej nie pisałem? Fear Factory, Meshuggah, młody zespół? Ci którzy regularnie czytają tutejsze recenzje skojarzą na pewno Devolved, którego miałem przyjemność recenzować w zeszłym miesiącu. Tamtej płycie dostało się za płaskie i przytłumione brzmienie, nierówne kompozycje i nawałnicę "czystych" wokali. Zresztą ta nazwa nie pada tu przypadkowo, gdyż chłopaki przyznają się do wpływów i z tego zespołu. Problem w tym, że to Devolved powinno się teraz uczyć od Kontagiona jak nagrać tego typu muzykę żeby wszystko było na swoim miejscu.
Tak więc możecie już sobie mniej więcej wyobrazić z czym mamy tu do czynienia, bo wplywy Fear Factory są niejednokrotnie podkreślanie, czy to gitarowymi zagrywkami w stylu Dino czy industrialowymi wstawkami w niemal każdym kawałku. Co najlepsze nie są one irytujące i doskonale wpisują się w kompozycję zespołu. Często również jesteśmy raczeni jakąś "gadaniną" na początku bądź w środku danego utworu. A to jakieś wiadomości o atakach terrorystycznych by innym razem powita nas Three Dog z Galaxy News Radio. Największe brawa należą się jednak kompozytorowi utworów, gdyż każdy z tych dziewięciu numerów jest unikalny. Żaden nie nudzi i nie mamy tu powtarzania tych samych motywów. Już otwierający "Biotronic Lobotomy" to istne trzęsienie ziemi w stylu Hitchcocka, bez żadnych ceregieli od razu rzuca nas na głęboką wodę a to dopiero początek. Dalej jest tylko lepiej, bo następujący po nim "My Skirmish" nie daje nam chwili wytchnienia, ale i on blednie przed moim faworytem czyli mocarnym "Slaves of our deceit". Dla mnie najlepszy utwór nie tylko na tej płycie ale i jaki usłyszałem w tym roku. Ale i po takiej siece trzeba trochę ochłonąć dlatego chłopaki wrzucili nieco "luźniejszego" Extinction, który kojarzy się trochę z Panterą i jest wręcz idealny na utwór zamykający całość.
Co do brzmienia, jest bardzo dobrze zwłaszcza porównując je do mdłego "Obliviona", poza tym jest polepszone w stosunku do wydanej wcześniej EP-ki, jednak gitarze przydałoby się odrobinę więcej mięsa co nie oznacza, że nie ma go tu w ogóle. W ogólnym rozrachunku brzmienie jest porządne chociaż nie powala, na co mam nadzieję na następnym krążku. Gdybym miał jednak przyczepić się czegoś na siłę byłyby to średnie linie wokalne. O ile wokaliście nie mogę odmówić ciekawego wrzasku tak zupełnie nietrafiony jest tu growl rodem z grindcore'owych bulgotań i mam nadzieję, że zniknie to do czasu powstawania nowego materiału.
To jednak tylko błachostki, bo [R-!-E] to nie dość, że najlepszy debiut jaki w tym roku usłyszałem to jeszcze najlepszy polski album w ogóle. Dla fanów Fear Factory jest to nie lada gratka ale uważam, że i ogólnie fani ciężkich brzmień powinni przesłuchać tego materiału, bo na naszym podwórku rośnie naprawdę poważny gracz. Życzę chłopakom żeby się dalej rozwijali i nie osiadali na laurach, bo jeśli będą szli dalej w kierunku jaki sobie obrali, to za kilka lat będziemy mogli z dumą nazwać Kontagiona "polskim Fear Factory".
Ocena: 9/10
Tracklista:
01. Biotronic Lobotomy02. My Skirmish
03. Self Animosity
04. [,,S.O.B.E.R."]
05. Last Bite
06. Slaves of our Deceit
07. Cold Mind
08. Damage A Man Can Do
09. Extinction
Wydawca: Kontagion(2011)