„Powerage” jest wyjątkowym albumem w dyskografii AC/DC. Nie ma na nim żadnego z wielkich hitów zespołu, a mimo to jest doskonały. Wyróżnia się ciężkością i metalicznością znaną już z „Let There Be Rock”, ale może jeszcze bardziej podrasowaną. No i od „Powerage” swoją czterdziestoletnią przygodę z AC/DC rozpoczął Cliff Williams.
Metaliczne gitary i hałaśliwa stylistyka od zawsze były domeną AC/DC. Można jednak powiedzieć, że tutaj te utwory są jeszcze bardziej skondensowane i intensywne. Po raz pierwszy płyta AC/DC jest w miarę równa i jednolita. „Powerage” to wspaniała gitarowa jazda, pełna szalonych riffów i ostrych jak brzytwa solówek. Często te solówki ciągną się długo, splatając i odstępując od głównej melodii i rytmiki. Owszem, są tu pewne złagodzenia i tradycyjne bluesowe odniesienia jak choćby w „Gone Shootin’”, „Sin City” czy „What’s Next To The Moon”. Szczególnie ten pierwszy jest lżejszy, ale generalnie to są fragmenty. Te kawałki też się rozkręcają i mają swojego niezłego powera.
Świetny jest również wokal Bona Scotta. Jest bardzo jasnym punktem tej płyty, a jego śpiew jest wrzaskliwy i zadziorny, ale melodyjny i idealnie stapiający się z muzyką. Jest co podśpiewywać na tej płycie, a takie numery jak „Gimme A Bullet” i „Down Payment Blues” są tego najlepszym przykładem.
Moim zdaniem „Powerage” często jest niedoceniana i niesłusznie uważana za mniej ekscytującą od „Let There Be Rock”. Wprawdzie sam daję delikatnie niższą notę, ale uważam, że dla zespołu był to rozwój i kolejny krok w dobrym kierunku.
Tracklista:
1. Rock N' Roll Damnation
2. Down Payment Blues
3. Gimme a Bullet
4. Riff Raff
5. Sin City
6. What's Next To The Moon
7. Gone Shootin'
8. Up To My Neck In You
9. Kicked In The Teeth
Wydawca: Atlantic Records (1978)
Ocena szkolna: 5+