Niby jest późno i ciemno, ale i tak jest upał. Niby gnuśno i muliście, ale tyle tu żywotnego rock and rolla, że i tak się można spocić. To Death Denied wydobywa ze swojej trzeciej płyty „Through Water, Through Flames” wszystko, co charakterystyczne i najlepsze w southern metalu. W zasnutej dymem stylistyce znajdzie się więc i przy czym poskakać i poleżeć, ciężko opadając z sił w pełnym południowym słońcu. Jest też co wypić, zapalić i już nie powiem co jeszcze. Jak to w rock and rollu.
Bodyguerra to niemiecki projekt rockowy, który należy do starszego pokolenia, mogącego wspominać stare dobre czasy. Nie znaczy to jednak, że nie mają czego zaproponować nowym odbiorcom. Ich płyta „Fire & Soul” ukaże się 15 października nakładem Fastball Music i zawiera sporą dawkę rocka o różnym natężeniu.
W 1994 roku, tym samym, w którym Bathory wypuścił „Requiem”, Quorthon wydał swój solowy album, zatytułowany „Album”. Muzyka na nim zawarta znacznie różni się od tej, do której przyzwyczaił nas w swojej macierzystej formacji, no, ale gdyby była podobna, to nie byłoby sensu wydawać jej pod innym szyldem. Mamy więc do czynienia z rockiem, który w wielu momentach bardzo przypomina grunge, a cały zawoalowany jest zamgloną i parną atmosferą.
Okładka drugiej płyty szwedzkiego Raise Hell "Not Dead Yet" jest co najmniej zastanawiająca. Skrzydlata diablica, w wyzywającym stroju, wodzi na pokuszenie, a widniejąca za oknem metropolia może przywodzić na myśl wszystkie rodzaje muzyki. Okazuje się jednak, że mamy do czynienia z thrash metalem, głęboko wpadającym w typowo szwedzki melo-death, ale mającym w sobie również dużo rock and rolla.
zsamot : Totalnie odprężające granie. Po debiucie silącym się na ekstremę tu...
„Solid Ball Of Rock” to pierwsza płyta Saxon, na której zagrał basista Nibbs Carter i od razu odznaczył się sporym udziałem w komponowaniu materiału. Az pięć utworów wymyślił sam, a w tworzeniu kolejnych trzech brał udział. W ten sposób stał się głównym kreatorem muzyki zespołu, co na pewno mogło mieć wpływ na jej końcowy efekt, który wydaje się być znacznie solidniejszy w stosunku do „Destiny”.
Duże zmienności cechowały Sodom przed wydaniem „’Till death Do Us Unite”. I mam tu na myśli zarówno rotujący skład, jak i kombinacyjną stylistykę. Na tym ósmym albumie Tom Angelripper po raz kolejny wystąpił z nową załogą i wtedy jeszcze nikt nie wiedział, że i Bobby i Bernemann są odpowiednimi ludźmi, którzy będą współtworzyć tą markę przez następne długie lata. Muzycznie natomiast wciąż jest to etap eksperymentów i poszukiwań.
„Mam nadzieję, że trzeciej EPki nie będzie, a następna będzie płyta.” Tak trzy lata temu zakończyłem recenzję EP Hellvoid „Eyes Of The Lucifer”. No i stało się. Właśnie trzymam w ręku najnowsze dzieło gdyńskiej formacji „Bass ‘N’ Roll Vol. 1”. W tym czasie zespół wymienił połowę składu na perkusję pozyskując Piotra Czacharowskiego, a na bas rytmiczny Adriana Jegorowa. Trzon kapeli tworzą zaś Mateusz Karsznia na wokalu i Maciej Bardo jako basista prowadzący. Tak, tak dobrze widzicie. Hellvoid to jazda na dwa basy.
Hungry Daze to włoski zespół hard rockowy, w którego składzie znajduje się Roberto Tiranti z Labyrinth. Wprawdzie tutaj tylko na dodatkowych wokalach, gdyż etatowym śpiewakiem jest, założyciel zespołu, Roby Bruccoleri, ale za to też na basie. W odróżnieniu od progresywnego Labyrinth, Hungry Daze jest zespołem mocno osadzonym w starych czasach i grającym muzykę przywołującą pamięć lat osiemdziesiątych. W tym właśnie klimacie utrzymany jest ich debiutancki album „Back To My Future”.
„Neolithic” jest EPką Neolithic wydaną rok po debiutanckiej płycie „For Destroy The Lament”. Jest to sześć numerów opublikowanych przez Mystic Productions tylko na kasecie, gdyż wersja płytowa ukazała się dopiero po piętnastu latach. Ich główną ideą było zapewne zapoznanie ludzi z nowym wokalistą, którym został, znany z Geisha Gonner Maciej Taff. Jest to bardzo duża różnica i wzmocnienie linii wokalnych głosem mocnym i charyzmatycznym, który przysparza utworom dodatkowej jakości.
Szybko Ozzy Osbourne z zespołem uwinęli się ze swoją drugą płytą. Rok po głośnym debiucie „Bizzard Of Ozz” jej następczyni już była gotowa. O ile jednak jedynka była istną wylęgarnią hitów, to tutaj tej przebojowości jednak troszkę zabrakło. „Diary Of Madman” nie błyszczy wielkimi przebojami, które na stałe wpisały się w kanony rock and rolla, ale nie znaczy to od razu, że jest słaba. Wręcz przeciwnie.
Pierwsza płyta Helloween ukazała się jeszcze w tym samym roku co debiutancka EPka „Helloween”. Dużo wydań łączy te dwa wydawnictwa w jedno, w dodatku EPkę mając na początku, a całość kończąc singlowym „Judas”, co może wskazywać na chęć zebrania tego najstarszego materiału w jedną całość. Ja również mam taką rozszerzoną wersję, ale samo „Walls Of Jericho” to intro i osiem numerów trwających razem czterdzieści jeden minut.
„Eliminator” okazał się wielkim sukcesem komercyjnym ZZ Top, a jego czasy to czasy największej popularności zespołu. „Gimme All Your Lovin” i „Sharp Dressed Man” szalały na listach przebojów, a cała płyta sprzedała się w ogromnych ilościach i znalazła się wysoko we wszelkiego rodzaju posumowaniach. Wydanym dwa lata później albumem „Afterburner” Teksańczycy przedłużyli swoje tłuste lata i podtrzymali wysokie zainteresowanie sobą. Ponownie stworzyli powszechnie znane i lubiane przeboje, ale poszli też w nowoczesność, co nie wszystkim przypadło do gustu.
Po nowym otwarciu jakie niosło ze sobą „Heaven And Hell” Black Sabbath nie zamierzał spuszczać z tonu. I choć na trasie promującej ten album zespół opuścił Bill Ward, to szybko znaleziono nowego perkusistę, którym został Vinny Appice i nagrano następną płytę „Mob Rules”. Może nie jest ona aż tak spektakularna jak poprzednia, ale na pewno wciąż ma w sobie to coś i pięknie uzupełnia pierwszy pobyt Ronniego Jamesa Dio w Black Sabbath.
DevilsBridge to młody szwajcarski zespół, który debiutuje EPką „Endless Restless” w ramach niemieckiej wytwórni Fastball Music. Jest to skondensowana dawka elektryzującego rock and rolla, z metalowym podkładem gitar i charyzmatycznym śpiewem wokalistki Dani Nell. Składa się to na sześć przebojowych kawałków, w których nie brakuje, ani ognia, ani chwytliwości i melodyjności.
Doom metalowy The Obsessed pochodzi z Maryland i jak podaje Encyclopaedia Metallum, jest jednym z najstarszych amerykańskich zespołów zainspirowanych twórczością Black Sabbath. Faktycznie ich początki sięgają lat siedemdziesiątych. „The Church Within” to ich trzeci album, wydany w 1994 roku, po którym nastąpiła szesnastoletnia przerwa w działalności. Jest więc zamknięciem pewnego etapu.
Choć ciężko by było jednoznacznie stwierdzić, że „Technical Ecstasy” i „Never Say Die!” to słabe płyty, to chyba każdy fan Black Sabbath przyzna, że to jednak nie było to. Zespół, którym zaczęły rządzić alkohol i narkotyki nie potrafił już stworzyć dzieł tak porywających jak w pierwszym, złotym okresie swojej działalności i w tym momencie bardzo przydało się przełamanie. Nie będący już nawet w stanie wypełniać obowiązków wokalisty Ozzy Osbourne odchodzi zostawiając wakat na stanowisku. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności współpracę z Rainbow kończy właśnie Ronnie James Dio, a jego przyjście do Black Sabbath to najlepsza rzecz jaka temu zespołowi mogła się w tym momencie przydarzyć.
Pochodzą z Australii, gdzie podobno są znani i dużo koncertują. W 2019 roku wydali swoją drugą płytę „Black Devil Lies”, choć musieli to zrobić własnymi nakładami. Na szczęście niemiecka Fastball Music uznała, że taki materiał nie powinien się marnować i utknąć na Antypodach, więc postanowili wypuścić go na Europę. Premiera 3 kwietnia, ale ja już dziś przedstawiam Wam Demonhead.
Synaisthesis to zespół, którego skład pochodzi w większości ze Śląska, choć jako podstawowe miejsce swojej działalności podają Zawiercie. Ich początki sięgają roku 2008, więc droga do debiutanckiego albumu była długa i na pewno niełatwa, a repertuar zapewne jest podsumowaniem całego tego okresu. Płyta nosi tytuł „Narodziny” i została wydana własnym nakładem w październiku 2019 roku.
Pięć lat Perła był gitarzystą Acid Drinkers i w tym czasie nagrał z zespołem trzy albumy. Spełniał swoją niełatwą rolę bezpośredniego następcy Litzy do roku 2003, kiedy to jego miejsce zajął Lipa znany ze swojego Lipali i przede wszystkim z nieistniejącego wówczas od paru lat Illusion. Można powiedzieć, że był to taki hit transferowy i choć nie potrwał długo to właśnie z nim w składzie Acidzi nagrali swoją jedenastą płytę „Rock Is Not Enough..”