Polski black metalowy zespół Hegeroth prezentuje pierwszy singiel z nadchodzącego, czwartego albumu "Sacra Doctrina". Nowe wydawnictwo zawierać będzie siedem utworów zarejestrowanych i wyprodukowanych w zespołowym HH Soundlab Studio. Autorem okładki jest włoski artysta Le Nevralgie Costanti. Premiera albumu zapowiedziana jest na 24 Stycznia 2022 r., a jego wydaniem podjął się sam zespół. Nowy materiał ukaże się w wersji cyfrowej oraz na płycie CD.
The Old Man Coyote to zespół z Bielska-Białej, który za cel obrał sobie mało popularny gatunek muzyczny dark country. Grają od roku i na dzień dzisiejszy mogą pochwalić się EPką „Prologue”, którą wydali własnym nakładem. Znajdują się a niej cztery utwory, które wprowadzają wręcz filmowy nastrój spod znaku rewolwerów, kapeluszy i dyliżansów.
Początki Old Man’s Child związane są z początkami Dimmu Borgir. Oczywiście niekwestionowanym liderem zespołu był zawsze Galder, ale założył go z Tjodlavem, z którym wcześniej działali pod szyldem Requiem, a zaraz potem doszedł jeszcze Brynjar Tristan. Obaj oni grali już wówczas w Dimmu Borgir. Zespół uzupełnił Jardar, również będący wcześniej w Requiem i w ten sposób ukształtował się skład, który nagrał demo „In The Shades Of Life”.
Po dwóch świetnie przyjętych płytach, którymi namieszali w black metalowym świecie, Dimmu Borgir postanowili nagrać krótką EPkę i wypuścić ją jeszcze w roku wydania „Stormblåst”. Niby nic wielkiego, ale jest to wydawnictwo z kilku powodów przełomowe dla historii tego zespołu. Nie dziwi więc fakt, że po trzech latach zostało przypomniane jeszcze raz i wypuszczone przez Hammerheart Records wraz z „In The Shades Of Life” Old Man’s Child jako split „Sons Of Satan Gather For Attack”.
Po tym jak „Ill-Natured Spiritual Invasion” Galder nagrał prawie sam, bo tylko przy pomocy Gene Hoglana, na „Revelation 666: The Curse Of Damnation” Old Man’s Child znów stał się pełnym zespołem. Powrócili Jardar i częściowo Tjodalv, który wziął udział w nagrywaniu połowy utworów, a na basie zagrał Memnoch, właśnie rozpoczynający karierę w Susperia. Całą muzykę wprawdzie skomponował Galder, ale za to pisaniem tekstów podzielono się demokratycznie.
Susperia powstała w 2000 roku, choć wcześniej działali już pod nazwą Seven Sins. Jej założycielami byli muzycy związani między innymi z Old Man’s Child i Dimmu Borgir, ale koncepcja tego zespołu miała być nieco inna. I rzeczywiście debiutancki album „Predominance” pokazał nowatorskie podejście do black metalu, który jest tu pozycją wyjściową do zapędów w inne style.
Po „Spiritual Black Dimensions”, który przyniósł Dimmu Borgir duży rozgłos, zespół poszedł za ciosem i rozwinął skrzydła jeszcze bardziej, nagrywając płytę nowoczesną, innowacyjną i z rozmachem. W tym udoskonaleniu stylu wzięli udział nowi muzycy w postaci Galdera z Old Man’s Child, Nicholasa Barkera z Cradle Of Filth i Vortexa z Borknagar, który już wcześniej miał swoje gościnne występy w zespole. Można więc powiedzieć, że skompletowany został taki dream team, ale to nie wszystko. W powstaniu „Puritanical Euphoric Misanthropia” miała udział cała orkiestra smyczkowa, która bardzo dużo wniosła do muzyki i uczyniła ją wyjątkowo symfoniczną.
Już jutro, czyli 1 września, będzie miała miejsce oficjalna premiera najnowszego albumu zespołu Lacrima, zatytułowanego "Old Man's Hands". Po wielu latach działalności w polskim podziemiu zespół wypływa na szerokie wody z najnowszą płytą, która dostępna będzie w większych katalogach płytowych w Polsce i całej Europie. Jest to ważna chwila dla polskiej sceny doom metalowej, która nie posiada zbyt wielu przedstawicieli tego gatunku. Polska scena ciężkiego klimatycznego grania ma szansę zostać również doceniona za granicą.
Wokół supergrup jest przeważnie więcej hałasu medialnego
niż przyzwoitego, konkretnego grania. Tym razem mamy do czynienia z muzą na
poziomie. Na czele Insidious Disease stoi Sven Atle Kopperud, znany lepiej, jako Silenoz, gitarzysta słynnego Dimmu Borgir, który zebrał do kupy nie lada
drużynę. Na bębnach stary dobry znajomy Tony Laureano, którego wspaniałą grę
można podziwiać między innymi na albumach Nile, Angelcorpse czy Malevolent
Creation. Basówę obsługuje legenda grindcore’a Shane Embury z Napalm Death. Na
drugiej gitarze kolega zza miedzy, Jardar z Old Man’s Child. Do tego Marc Grewe,
weteran z niemieckiego Morgoth. Ich debiutancka płyta „Shadowcast”, miała premierę
w lipcu 2010. Z tej okazji zadałem Silenozowi kilka pytań.
Już 18 mają za sprawą wytwórni Century Media Records na półkach sklepowy pojawi się nowy album Old Man's Child zatytułowany ”Slaves Of The World”. Materiał na płytę zarejestrowano w Fredman studio w Goeteborgu pod okiem producenta Fredrika Nordström, który wyprodukował dwa wcześniejsze albumy zespołu ”Vermin” i ”In Defiance Of Existence”. Frontman grupy Galder (Dimmu Borgir) do udziału w sesji nagraniowej „Slaves Of The World” zaprosił Petera Wildoer, który obecnie pełni rolę etatowego perkusisty zespołu Pestilence.
Century Media Records potwierdziło, że Old Man's Child mają już gotowy materiał, który czeka na wydanie. "Slaves Of The World" - gdyż tak album został zatytułowany, ma zawierać 9 utworów i ma się ukazać 18 maja. Jednego z utworów można posłuchać już na stronie MySpace zespołu. Krążek nagrywany był w Fredman Studio w Goeteboru pod okiem Fredrika Nordstroma, który juz współpracował z Old Man's Child podczas ich dwóch poprzednich sesji nagraniowych.
W sieci ukazały się właśnie pierwsze zapowiedzi siódmego studyjnego albumu norweskiego Old Man's Child. Galder, lider formacji, kojarzony również z krajanami z Dimmu Borgir, wróży nowej płycie świetlaną przyszłość: "Z pełną odpowiedzialnością mówię, iż nowy materiał jest absolutnie najlepszym w naszej karierze. Potęga brzmienia, jego zróżnicowanie stawia ten krążek w czołówce najlepszych dzieł skandynawskiego metalu".
Nie ma to jak zbijanie kasy na fanach. Bo pod enigmatycznie zatytułowanym wydawnictwem "Sons Of Satan Gather For Attack" nie kryje się ani jeden świeży utwór. Omawiane splitowe wydawnictwo to nic innego jak dwie EPki - "Devil's Path" Dimmu Borgir oraz "In The Shades Of Life" Old Man's Child.
Nowatorskie podejście muzyków Old Man's Child do black metalu niewątpliwie zwróciło uwagę wielu fanów. I nieistotnie jakie były opinie - to co zaprezentował ten zespół na swoim pierwszym wydawnictwie było twórcze. Słuchając pierwszego pełnego wydawnictwa zespołu "Born Of The Flickering" miałem ambiwalentne odczucia.
Niewiele ponad rok trzeba było czekać na następcę "Born Of The Flickering". W tym czasie formacja przeszła do Century Media, więc o promocję muzycy martwić się nie musieli. Jak się miało okazać "The Pagan Prosperity" był najbardziej kontrowersyjnym z dotychczasowych albumów tej formacji. Do tej pory zespół był kojarzony głównie z melodyjnym, harmonijnie zagranym black metalem. Tymczasem drugie wydawnictwo przyniosło dużo zmian.
Kilkanaście lat temu na norweskiej scenie blackmetalowej pojawiły się dwa zupełnie nowe zepsoły - Dimmu Borgir i Old Man's Child, które to miały być zastrzykiem świeżości dla gatunku. Obecnie, Dimmu Borgir jest chyba najbardziej dochodową, blackmetalową marką, natomiast o Old Man's Child mówi się coraz mniej. Mało kto jednak pamięta, że te kilkanaście lat wcześniej to właśnie temu drugiemu zespołowi wróżono świetlaną przyszłość.
Nie dane mi było słyszeć "Ill-Natured Spiritual Invasion" - płyty, która została wydana już rok po słabej "The Pagan Prosperity". W powszechnej opinii album ten był ogromnym krokiem naprzód w rozwoju. Niewątpliwie przyczyna tkwiła w tym, że wszystkie partie instrumentalne nagrał sam Galder, jedynie Gene Hoglan wspomógł go za zestawem perkusyjnym. Dwa lata potem, "Revelation 666 (The Curse Of Damnation)" została nagrana już w "normalnym" pięcioosobowym składzie.
Roztrwonienie sporego talenu, marazm twórczy oraz niespełnienie pokładanych oczekiwań, sprawiły, że pomimo niezłego albumu "Revelation 666" Old Man's Child spadł do drugiej ligi black metalu, będąc w cieniu Dimmu Borgir, Cradle Of Filth, Emperor, Immortal czy Mayhem.
Old Man's Child zawsze zaskakiwało, ale nie zawsze pozytywnie. Od jakiegoś czasu muzyka tej formacji zbyt mocno zaczęła przypominać Dimmu Borgir, co raczej pozytywnym sygnałem nie było. Szczerze powiedziawszy nie wiedziałem czego się spodziewać po "Vermin" - póki co ostatnim studyjnym długograju Norwegów.