Koniec lat 80tych przyniósł wysyp zespołów amerykańskiego hard rocka. Motley Crue, Warrant, Dokken, Skid Row to tylko niektóre z przykładów. Niestety wszystkie te zespoły brzmiały bardzo podobnie do siebie oferując muzykę przebojową, dobrze wykonaną, ale i tendencyjną.
The Darkness to zespół, który w ostatnich latach zrobił największe zamieszanie na rockowej scenie. Formację odważnie okrzyknięto następcami Queen, a na ich koncerty przychodziły tłumy.
"Blackacidevil" był płytą, która zdecydowanie podzieliła fanów zespołu. Płyta zebrała raczej mało pochlebne recenzje, a wielu fanów zwątpiło raczej w powrót zespołu do starego, rockowego grania. "6:66 Satan's Child" okazał się jednak zaskoczeniem - i to takim, że wielu osobom kopara opadła w dół.
Znając poprzednią płytę zespołu można było się domyślić, że kolejna będzie próbowała jeszcze mocniej akcentować elementy industrialne. Nikt jednak się chyba nie spodziewał, że do takiego stopnia. W tym momencie należy więc zaznaczyć, że recenzja ta jest pisana przez osobę, która nigdy nie była w Łodzi i z industrialem ma niewiele wspólnego, ale zna za to twórczość Danzig.
Przez trzy płyty Danzig przyzwyczajał nas do swojej wizji hard rocka nawiązując z jednej strony do korzeni rocka, a z drugiej wplatając w to elementy bardziej współczesnego grania. Czwarte dzieło zespołu mogło jednak zaskoczyć.
"II: Lucifuge" potwierdził tylko ogromny potencjał twórczy Glena Danziga czyniąc go gwiazdą pierwszego formatu. Nikt chyba nie wyobrażał sobie, że kolejny krążek mógłby być słaby. Mimo to "III: How The Gods Kill" zaskoczył. "III: How The Gods Kill" to chyba
pierwsza wybitna płyta Danzig - zupełnie inna od poprzedniczek. Jest to
materiał, nad którym miejscami trzeba się zastanowić i odbierać go
emocjonalnie.
Druga płyta Danzig jest owocem ogromnego sukcesu debiutanckiego krążka. Pomimo kontrowersyjnych tekstów, muzyka Danzig znalazła aprobatę w oczach większości krytyki, głownie za sprawą klasycznej rockowej zawartości. Następca był więc cierpliwie wyczekiwany. Danzig nie kazał długo czekać i w nieco ponad rok powrócił z kolejną
płytą "II: Lucifuge".
Gwiazda Glena Danziga a dokładniej Glena Allena Anzalone'a - byłego muzyka The Misfits oraz Samhain rozbłysła dopiero, gdy pod koniec lat 80-tych rozpoczął on karierę solową. W zasadzie Danzig odciął się od tego co tworzył dotychczas i znalazł sposób, aby szokować w bardziej cywilizowany sposób. Debiutancki krążek zespołu przynosi dziesięć kawałków, które w gruncie
rzeczy łączą w sobie esencję twórczości Black Sabbath, The Doors,
Elvisa Presleya i Mercyful Fate.
Greg Howe należy do szerokiego wachlarza wirtuozów gitary. Ten muzyk, który notabene nie ma nic wspólnego z gitarzystą Yes ma jedną charakterystyczną cechę obcą innym przedstawicielom tego typu grania - pomimo iż cała uwaga skupiona jest na jego osobie, to pozostała część zespołu wcale nie ułatwia słuchaczowi życia.
Ciężko jest nadążyć za kolejnymi wydawnictwami wypuszczanymi przez supertalenty gitarowe. Nic więc dziwnego, że w zasadzie żaden gitarzysta nie pobił swoją solową twórczością popularności Vai'a, Satrianiego, Beckera i Malmsteena. Nie oznacza to jednak, że pozostali są gorszymi instrumentalistami.
Greg Howe pod koniec lat 90-tych za sprawą swoich płyt "Uncertain Terms" oraz "Parallax" objawił się jako jeden z najkreatywniejszych wirtuozów gitary serwując muzykę mądrą, a jednocześnie techniczną. "Ascend" kontynuuje tę dobrą passę.
Jason Becker to jeden z tych genialnych muzyków, których błyskotliwie rozwijająca się kariera została przerwana przez chorobę. Becker - gitarzysta, który w młodzieńczych latach współtworzył z Marty Friedmanem formację Cacophony od kilkunastu lat cierpi na ALS - nieuleczalny zanik mięśni. Dorobek twórczy tego artysty jest dość skromny, ale wydaje mi się, że jest to jedyny gitarzysta, który potrafił stworzyć sensowną muzykę bazując na dość utartej konwencji.
Jorn Lande uchodzi za jednego z najlepszych współczesnych wokalistów rockowych i metalowych. Muzyk, którego wokal jest doskonałą kopią Dave Coverdale'a udzielał się między innymi a progresywnym Ark czy Beyond Twilight od jakiegoś czasu prowadzi także działalność solową pod szyldem Jorn.
"Waiting For The Dawn" to debiutancki album wokalisty Stratovarius. Muzyk postanowił odpocząć odrobinkę od powermetalowej estetyki i spróbował ucieczki w stronę klasycznego hard rocka.
Choć Joe Satriani na muzycznej scenie działa długo, to jego kariera solowa nabrała rumieńców dopiero pod koniec lat 80-ych. Wcześniej muzyk był znany choćby z tego, że udzielał lekcji gitary Steve Vai’owi czy Kirkowi Hammett’owi. Pierwsze płyty gitarzysty przeszły bez echa. Sukces przyszedł dopiero wraz z płyta „Surfing With The Alien”.
Już od dziś można obejrzeć klip do nowego singla "Trudno Uwierzyć" zespołu Carrion. Teledysk zrealizowany został przez ekipę Inbornmedia. Jest to kolejna propozycja promująca płytowy debiut
radomskiej formacji, którego premiera miała miejsce 30 sierpnia ubiegłego
roku.
Zachęcona premierą nowej płyty Johna 5 zdecydowałam się na małe odkurzenie jego wcześniejszych płyt. Na warsztat w pierwszej kolejności poszła jego druga płyta "Songs For Sanity" wydana w 2005 roku. John Lowery to bez wątpienia jeden z najzdolniejszych gitarzystów młodego pokolenia. Każdą kolejną płytą z jego udziałem utwierdził środowisko muzyczne w tym przekonaniu na tyle mocno, że wkrótce po opuszczeniu szeregów zespołu Marilyn Manson, odważył się na karierę solową. Z jakim skutkiem?
3 czerwca bieżącego roku, nakładem wytwórni 60 Cycle Hum Records, ukaże się czwarty solowy album ex-gitarzysty zespołu Marilyn Manson (obecnie w szeregach Rob Zombie), zatytułowany "Requiem". Requiem to łacińskie pojęcie oznaczające kompozycję mszalną wykonywaną podczas Mszy Świętej za dusze zmarłych. Z czasem requiem uniezależniło się od liturgii, stając się jedynie kompozycją do wykonań koncertowych.
Komentarze KiddieGrinder : Fajnie, ciesze sie, ze byli muzycy Mansona jeszcze cos nagrywaja :D...
Niewiele jest płyt nagranych przez gitarzystów-wirtuozów, które na dłuższą metę wzbudziłyby mój zachwyt. Nie wliczając jedynej w swoim rodzaju, genialnej płyty Fredrika Thordendala (Meshuggah), to najbliższy memu sercu jest właśnie omawiany krążek Joe Satrianiego.
Rzadko się zdarza, aby zespół zyskiwał miano kultowego, już po wydaniu pierwszej płyty. Tak właśnie było z Guns'n'Roses - zespołem, który zaszokował świat nie tylko muzyką, ale i wizerunkiem stylem życia. Muzycy os samego początkowali jawnym zamiłowaniem do używek, alkoholu I do pięknych kobiet. Dzikość młodzieńcza werwa znalazły odbicie w tym co zespół nagrał.