Kevin Moore to godny następca Rogera Watersa, gdyż tak jak były lider Pink Floyd wykazuje zamiłowanie do grania smętów. Po odejściu z Dream Theater, ten genialny klawiszowiec zajął się solową działalnością i produkcją płyt, czego pierwszym owocem było "Dead Air For Radios" wydane pod szyldem Chroma Key.
Ostatnio w naszym kraju namnożyło się zespołów, które na fali sukcesu Riverside myślą, że zawojują świat. Sandstone jest jedną z tych właśnie kapel, a świat chcą podbijać płytką "Looking For Myself". Po zapoznaniu się z tym wydawnictwem, mogę stwierdzić, że skuteczność podbicia świata jest adekwatna do strzelania z procy w czołg.
Długo zabierałem się do napisania tej recenzji. Jak bowiem można określić w kilku zdaniach muzykę, która nie jest podobna do czegokolwiek innego, jest bogatsza niż sezam Ali Baby, bardziej nieprzewidywalna niż poczynania Stalina a zarazem bardziej pokręcona niż wzór na ryzyko portfela akcji.
Clockwork to progmetalowa formacja, która wypłynęła na fali zespołów ze stajni Laser's Egde oraz Magna Carta pod koniec lat 90-tych. W przeciwieństwie do innych zespołów Clockwork nie zdobył szerszego uznania i zakończył żywot na pierwszej płycie. I może dobrze, że się tak stało.
Już za niecałe 2 miesiące w Łodzi, a dokładnie 25 czerwca, dojdzie do pierwszego w historii występu australijskiej formacji Alchemist. Zespół obecnie koncertujący w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie w czerwcu zawita do Europy i odwiedzi także nasz kraj. Specyficzny styl "kangurów" określany mianem eksperymentalnego metalu łączący w sobie przestrzeń gitar i ciężkich riffów i charyzmatycznych wokali to niezwykła mieszanka muzyki. Ostatnie wydawnictwo zespołu to album "Tripsis" z 2007 roku.
Tenebris - jeden z najstarszych obecnie działających polskich zespołów metalowych i jeden z najbardziej oryginalnych. Powstał w 1991 roku w Łodzi, zaczynając jako grupa wpisująca się w konwencje ogólnie rozumianego death metalu. Szybko jednak zespół pożegnał się z ograniczeniami wspomnianej konwencji stylistycznej by czerpać garściami z muzyki progresywnej i jazzu.
Ubiegły rok w wykonaniu Between The Buried Me pod wieloma względami, określić można mianem przełomowego. Zespół wydał pełen rozmachu album "Colors", trasa promująca krążek okazała się sporym sukcesem. Zatem o żadnym przypadku, nie może być mowy, bo w ciągu ośmiu lat istnienia kapela nagrała kawał świetnej muzyki.
W cztery lata po wydaniu "Age Of Impact" Trent Gardner zdecydował się ponownie powołać do zycia projekt Explorer's Club. Tym razem lista zaproszonych gości była krótsza: Terry Bozzio, John Myung, Marty Friedman, Kerry Livgren, James LaBrie, Steve Walsh, Gary Wehrkamp. Miał zapewne powstać album, który tym razem, będzie przypominał konstrukcją normalne kompozycje, a niewielka ilość muzyków miała zapewnić brak zbędnej popisowości.
Blisko dekadę temu amerykańska wytwórnia Magna Carta wymyśliła sobie, że zbierze wybitnych muzyków, którzy nagrają wspólnie jeden wielki progresywny album. Przewodnictwo w ekipie objął Trent Gardner - lider formacji Magellan. Do sesji nagraniowej zaproszono takie tuzy jak: Terrzy Bozzio, Billy Sheehan, John Petrucci, James Murphy, Matt Guillory, Derek Sherinan, Steve Howe, James LaBrie, Matt Bradley, Bret Douglas, D.C.Cooper i jeszcze kilkoro - w sumie duża ekipa.
Komentarze Harlequin : Cieszy mnie, że wracasz do tej płyty przynajmniej raz w tygodniu :) jednak...
Sumo666 : Harleqiun bzdury piszesz w tej recenji. Powiem nawet ze az tak duze ze sie us...
Po pięcioletniej przerwie, norwescy avantgardowcy z Atrox powrócili z nowym krążkiem. W tym czasie zespół opuściła charyzmatyczna wokalistka Monika Edvardsen, którą zastąpił Rune Folgerr. Tym samym odszedł chyba najbardziej charakterystyczny element zespołu, co też znalazło odbicie na "Binocular".
Twórczość Symphony X nigdy do mnie nie przemawiała. Zawsze uważałem ich za bardzo dobrych instrumentalistów, którzy nie potrafią napisać dobrych, spójnych kompozycji. Pamiętam jak kiedyś kupiłem w ciemno "The Divine Wings Of Tragedy" i potem troszkę przekrzywiło mi twarz w "podkówkę". Szybko więc znalazłem kupca i grymas zniknął. Nic więc dziwnego, że do szóstego krążka zespołu podszedłem, jakbym miał za wczasu w tyłku zawartość tej płyty. Może i dobrze, że miałem taki stosunek, bo "The Odyssey" mile mnie zaskoczyło.
"Watershed", nowy album studyjny Opeth ukaże się już na początku czerwca - tymczasem zespół raczy swoich fanów niedawno nakręconym teledyskiem do utworu "Porcelain Heart" promującego płytę. Klip wyreżyserował Lasse Hoile (Porcupine Tree), a tłem do obrazu stał się wspaniały zamek Bogesund w szwedzkim Vaxholm, wybudowany w XVII wieku.
Komentarze cross-bow : jakie tam dwie twarze ;) chlopacy sa po prostu roznorodni ;) moj typ to COIL...
Ignor : kurde , a ja się jakoś przełamać do tego albumu nie umiem ugrzecznion...
Lisa : Słucham non stop.Nie wiem, kiedy przestanę.Chyba w jakiś nałóg po...
Jeszcze kilka lat temu Cairo było uznawane za nadzieję nowej fali rocka progresywnego. Gdzieś w okresie 1998/1999 roku mieliśmy wysyp progmetalowych zespolików, które rzeczywiście miały coś ciekawego do zaoferowania, ale generalnie poruszały się w dosyć technicznym graniu. Troszkę inaczej było z Cairo.
W Fates Warning podoba mi się to, że choć zespół miał wzloty i upadki, to w każdym okresie swojej działalności potrafił wydać naprawdę dobrą płytę. Nie mam wątpliwości, że "Disconnected" do takowych się zalicza.
Zespoły grające techniczną, instrumentalną muzykę są zazwyczaj w tyle gorszej sytuacji, że aby zainteresować muszą mieć pomysły i to naprawdę dobre pomysły. Canvas Solaria do takich zespołów na pewno nie należy.
Piąty krążek studyjny ekipy Roberta Frippa to kolejny wielki klasyk. Oczywiście po drodze nie obeszło się bez przetasowań w składzie, co musiało rzutować na to, że muzka znów będzie inna. Do tej pory każdy kolejny album zespołu był inny i nie inaczej jest tym razem. Trzeba jednak powiedzieć, że "Larks'…" podobnie jak poprzednia płyta "Islands" jest dosyć wyciszonym albumem.
Nazwa Payne's Gray zapewne wielu osobom nic nie mówi. Ten niemiecki progmetalowy zespół istniał w połowie lat 90-tych, ale nigdy nie zdobył rozgłosu. Nawet obecnie niewiele osób wymienia tę nazwę, gdy mówi się o tym gatunku. Szkoda, gdyż "Kadath Decoded" to bezsprzecznie jedne z ciekawszych albumów progmetalowych.
Osoba Rona Jarzombka fanom technicznego grania jest zapewne znana. Muzyk kojarzony przede wszystkich wszystkim z Watchtower, po nagraniu z tym zespołem "Control & Resistance" w zasadzie zniknął z muzycznej sceny i nie było o nie prawie nic słychać. Rok 1996 przyniósł jego solowy album, ale umknął on gdzieś uwadze krytyki. Nie sposób jednak był przeoczyć projekt z jakim Jarzombek wystartował kolejnego roku.
Komentarze Harlequin : Ja tam lubie :) mądre instrumentalne granie z jajem :)
Stary_Zgred : Doskonała płyta - ale wymagająca wsłuchania się w jej smaczki....
Irlandia do metalowych potęg nigdy nie należała. W zasadzie kraj ten bardziej kojarzony jest ze swoistymi tańcami, muzyką folkową, a jedynym rozpoznawanym zespołem z kraju zielonej koniczyny jest Primordial. Sytuacja ta może się wkrótce zmienić za sprawą Era Vulgaris, który może niedługo namieszać trochę na progmetalowej scenie.
No i moi ulubieńcy powrócili z czwartym krążkiem. W zasadzie nie podejrzewałem kanadyjskich mistrzów muzycznej tandety o nagranie czegoś wartościowego, więc podszedłem do tego wydawnictwa w sposób totalnie obojętny. W gruncie rzeczy nie trzeba nawet piwa, aby uśmiać się z poziomu artystycznego tego wydawnictwa, choćby z tego względu, że jest to kontynuacja infantylnej ścieżki obranej na "Buried In Oblivion".
Komentarze AbrimaaL : Czego innego można się spodziewać po tak prostackiej nazwie zespołu....