24 stycznia bieżącego roku w łódzkiej Dekompresji miał miejsce przystanek na trasie Solar Soul Balkans Tour 2009, w ramach, którego na jednej scenie pojawiły się tacy przedstawiciele ciężkiego, black metalowego świata muzycznego jak: Noctiferia, Devian, Pandemonium oraz gwiazda wieczoru - Samael. Podobnie jak większość fanów ciężkich brzmień rządnych wysłuchania całego "muzycznego programu" pojawiłem się w klubie kilkanaście minut przed 19:00. Po zaopatrzeniu się w stosowne artykuły ruszyłem do sali, gdzie na deskach sceny właśnie rozpoczynała swój koncert słoweńska Noctiferia.
Szczerze powiedziawszy nie czułem się powalony tym występem, choć pod względem jakości dźwięku przedstawiał się on o wiele lepiej niż koncert Devian. Być może mój niedosyt był spowodowany naprawdę słabą frekwencją publiczności oraz kiepskim oświetleniem. Tak czy inaczej repertuar oscylował wokół ostatniej płyty słoweńskiego bandu a więc "Sloveńskiej Morbidy". Na wyróżnienie zasługują takie kompozycje jak "Evil Against Evil" z kapitalnym basem Urosa, czy też świetnie zagrany "Bring Out The Beast". Całość zamykała "Mara" - niesamowita kompozycja, obdarzona cudownym klimatem, która przeniosła wszystkich zgromadzonych na sali w zupełnie inny, niesamowity świat. Niestety na krótko, bowiem gdy wybrzmiała ostatnia nuta utworu, muzycy zaczęli żegnać się z publicznością i po chwili zniknęli na tyłach sceny.Kolejnym zespołem, jaki było dane nam usłyszeć był szwedzki Devian. I tutaj moje odczucia były zupełnie inne. Przygotowany byłem na naprawdę słaby koncert, tymczasem ekipa Legiona po prostu powaliła mnie na łopatki. Na uwagę zasługują umiejętności sceniczne grupy. Wszystko wyglądała jak jedna wielka zabawa muzyką. Chociaż oświetlenie nadal pozostawiało wiele do życzenia a dźwięk nagle się pogorszył, to i tak wśród kipiącej (wciąż niestety nie tak dużej) publiczności nikt na to nie patrzył, liczyła się tylko dobra zabawa, a tej Devian dostarczył naprawdę dużo. Repertuar był zlepieńcem dwóch płyt grupy, a więc - "Ninewinged Serpent" oraz "God Of The Illfated". Z tej pierwszej zostaliśmy zaatakowani przez takie hity jak "Dressed In Blood" czy też "Fatalist". Wszyscy bezwarunkowo poddali się miażdżącej sile black/death metalu, jednak to był dopiero początek. Kolejne minuty przyniosły, bowiem takie kompozycje, jak "Assailant", podczas którego ogromna część zgromadzonej publiczności wspólnie z Legionem śpiewała refren, czy też podniosły "Mask Of Virtue" przy okazji, którego należą się ogromne brawa dla obu gitarzystów grupy. Ogromną niespodzianką dla fanów Devian była również premiera nowego utworu. Ponoć byliśmy pierwszymi, którzy mieli przyjemność go usłyszeć. Kawałek raczej spodobał się publiczności zgromadzonej w Dekompresji, choć wyraźnie był utrzymany w dobrze już znanym stylu grupy i aż emanował kolejną dawką niesamowitej energii. W końcu jednak wszystko, co dobre musi się skończyć i tak też było tym razem. Szwedzi schodząc ze sceny pozostawili polską publiczność w pełni rozgrzaną i gotową do kolejnych muzycznych przeżyć tego wieczoru.
Następna w kolejności wystąpiła polska grupa - Pandemonium. Z początku żałowałem, że ich koncert potraktowałem jak przerwę przed niewątpliwie najbardziej wyczekiwanym widowiskiem - koncertem Samaela - ale jak później się okazało nasi rodacy specjalnie się nie popisali., Dlatego też tym bardziej cieszę się, że po Devian od razu ruszyłem na Samaela.
Jak przystało na gwiazdę wieczoru, występ Szwajcarów był najlepszy pod każdym względem - zarówno dźwięk jak i oświetlenie stały na naprawdę wysokim poziomie. Po za tym publika jak na łódzkie warunki naprawdę dopisała, wśród tłumu żądnych muzycznej uczty rozentuzjazmowanych ludzi, można było znaleźć wielu oddanych fanów ekipy Vorpha. Występ oczywiście był zdominowany przez repertuar z ostatniej płyty - "Solar Soul", ale nie zabrakło również smaczków z "Passage" czy nawet "Worship Him". Zanim jednak doszliśmy do tych ostatnich płyt zalały nas dźwięki tytułowego utworu z "Solar Soul". Publika wręcz wrzała, tak samo z resztą było przy "Slavocracy", czy też "Valkyries New Ride". Ogrom doświadczenia scenicznego pozwolił grupie szybko zjednać sobie zgromadzonych ludzi. Nie było żadnych wątpliwości, że szwajcarzy cieszą się grupą naprawdę oddanych fanów, czego zresztą dowodziło skandowanie nazwy "Samael" prawie po każdym utworze. Zabawa nie miała granic a kiedy rozbrzmiał legendarny "Into The Pentagram", cała sala zaś spowita była czerwonym światłem, nie było chyba gardła, które równo z Vorphem nie wyśpiewywałoby refrenu. Tak samo z resztą było przy nieśmiertelnym już i chyba stałym utworze na koncertach - "Baphomet's Throne". Później przyszedł czas na wspomnienia z płyty "Passage". Było nam dane wysłuchać takich smakowitych kąsków jak "Jupiterian Vibe" czy "Shining Kingom". Nie zabrakło również nowego utworu z płyty "Above". W końcu muzycy szybko się pożegnali i zeszli ze sceny jak gdyby nigdy nic. Dość długo trwało zanim w końcu wywoływani silnymi gardłami publiczności znowu pojawili się na deskach Dekompresji. Na koniec zaserwowano nam kolejne dwa utwory ociekające niesamowitą energią, po czym przy elektronicznych dźwiękach zostaliśmy pożegnani przez bezapelacyjnych mistrzów tego wieczoru.
Niezależnie od kondycji i umiejętności suportów, nie ma najmniejszej wątpliwości, że Samael zdeklasował swoich poprzedników. Występ Szwajcarów z całą pewnością można nazwać niezapomnianym spektaklem, będącym kolejnym dowodem geniuszu i niesamowitej energii tej grupy.