Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Relacje :

Paradise Lost - Progresja, Warszawa (19.10.2012)

Paradise lost, Soen, Believe In Nothing, Tragic Idol, Host, In Requiem, Faith Divide Us - Death Unite Us, Shades Of God, Draconian Times, Nick Holmes, Steve DiGiorgio, Progresja, One Second, Symbol Of Life

Po takiej płycie jak „Tragic Idol” pewnie dużo osób z niecierpliwością czekało żeby zobaczyć czy Paradise Lost utrzyma wysoką formę również na żywo. Myślę, że po koncercie nikt nie mógł być zawiedziony. Soen to nazwa nic mi wcześniej nie mówiąca, jednak gdy dowiedziałem się, że na basie pogrywa tam legendarny Steve DiGiorgio moja ciekawość znacznie wzrosła. Niestety gdy wszedłem do Progresji i koncert właśnie się rozpoczął, od razu zwróciłem uwagę, że ten młodzieniec z długimi dredami to nie jest on. I choć grał naprawdę nieźle i zmieniał gitarę z czterostrunowej na sześcio i odwrotnie to pewien niedosyt pozostał.

Koncert odebrałem jako statyczny. Wszystko było takie monotonne. Jak zaczynałem się wkręcać w jakiś kawałek to on właśnie się kończył. Łysy wokalista w marynarce wyglądał jak posąg, właściwie w ogóle się nie ruszał i wprowadzał jakieś takie odrętwienie. Ciche i nieśmiałe zapowiedzi między kawałkami również nie mogły robić wrażenia. Pewnie to, że nie znałem materiału sprawiło, że ten występ mnie nie zachwycił bo widziałem, że część ludzi dobrze się bawiło.
   
Wszystko było punktualnie i sprawnie. W przerwie wyszedłem z klubu i niestety na początek Paradise Lost trochę się spóźniłem. Nie wiem jakie było intro ale rozpoczęcie w postaci „Widow” od razu zrobiło odpowiednie wrażenie. Potem jako pierwszy z nowej płyty rozbrzmiał „Honesty In Death” i „Erased” z „Symbol Of Life”. Powrót do starszych kawałków i świetnie przyjęte i chóralnie odśpiewane „Enchantment” otwierający „Draconian Times” i „Soul Courageous” z „One Second”. Następnie drugi tego wieczora numer z nowej płyty „In This We Dwell” i pierwszy przedstawiciel „In Requiem” – „Praise Lamented Shade”. Po nowszych nagraniach Nick zapowiedział cofnięcie do starych czasów na co publiczność zareagowała głośnym skandowaniem „As I Die”. Było blisko bo zagrali „Pity The Sadness”, a „As I Die” było następne, co mnie trochę zaskoczyło bo spodziewałem się go standardowo na koniec. Te dwa wyryczane przez publiczność kawałki z „Shades Of God” to były najstarsze nagrania Paradise Lost jakie mogliśmy usłyszeć tego wieczoru. Dwa pierwsze albumy zostały pominięte, tak samo zresztą jak „Host”, „Believe In Nothing” i „Paradise Lost”. No, przy tak imponującej dyskografii wszystkiego nie da się zagrać ale myślę, że dobór repertuaru był wręcz idealny i dopasowany do gustów znacznej większości fanów. Stare hity, przeplatane nowymi przebojami, przegląd większości znakomitych albumów tworzył fascynującą mieszankę. Na pewno zabrakło „True Belief”, którego domagała się publiczność, no ale trudno, nie można mieć wszystkiego.
   
Dalej było „One Second” i tytułowy utwór z nowej płyty „Tragic Idol”, poprzedzony prezentacją członków zespołu przez Nicka. Oczywiście przedstawienie muzyków w tym momencie miało współgrać z zapowiedzianym zaraz po tym tytule piosenki, no bo czy tych panów trzeba w ogóle przedstawiać? Oprócz perkusisty dwadzieścia cztery lata w tym samym składzie. Mimo wielu zmian muzycznego stylu i rodzaju wykonywanej muzyki wciąż się trzymają, a w dodatku przeżywają drugą młodość. Tego wieczoru widzieliśmy naprawdę stary dobry Paradise Lost. Taki jaki powinien być.
   
Jako ostatni w pierwszej części był „The Enemy” z „In Requiem”, po którym nastąpiła przerwa i zejście zespołu ze sceny. Publiczność nie zamilkła ani na moment głośno skandując nazwę zespołu i nasze swojskie „Napierdalać!”. Potem zaczęło się z grubej rury „Embers Fire” i uważany przez wielu za najlepszą kompozycję z nowego albumu „Fear Of Impending Hell”. Ponieważ to już ostatni numer z nowej płyty czas pokusić się o krótkie podsumowanie jak sprawdziły się nowe kawałki na żywo. Otóż sprawdziły się fantastycznie. Wspaniale przyjęte, refreny odśpiewane przez całą salę, świetna zabawa. Ostro, z jajem, naprawdę bardzo mocne punkty koncertu.
   
Na koniec dwa sztandarowe hity. Podniosły, wręcz hymnowy „Faith Divides Us – Death Unites Us” i „Say Just Words”. Po zejściu zespołu, na scenie jeszcze przez chwilę paliły się światła, jeszcze wydawało się, że wrócą, ale niestety, to już był koniec. Szkoda, mógłbym tam trwać jeszcze drugie tyle. Przez cały czas nie oderwałem się ani na moment. To było naprawdę duże wydarzenie. Myślę, że każdy wychodził z Progresji zadowolony.


Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły