Mówi się, że dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi. "Spider's Lullaby" nagrany po dłuższej przerwie pod żadnym względem nie dorównywał któremukolwiek ze wcześniejszych wydawnictw Kinga Diamonda. O ile jedno potknięcie można wybaczyć, o tyle kolejne już nie bardzo.
"The Graveyard" w dalszym ciągu pokazuje marazm twórczy zespołu, zaczynając od naprawdę marnej jakości historii, kompletnie pozbawionej finezji, gracji i klimatu, po nieciekawe kompozycje. Po raz wtóry mamy do czynienia z muzyką bez klimatu, bez pomysłu, opierającą się jedynie na dobrym, lecz nie fenomenalnym instrumentarium. Od strony technicznej wszystko jest niby OK - przyzwoite riffy, dobre solówki, przyzwoita praca sekcji rytmicznej, ogólnie muzyka sprawia wrażenie zwartej i przemyślanej, ale to wszystko jest zaledwie poprawne. Szkoda tylko, że brakuje choć krzty świeżości i polotu. Nawet melodie układane przez Kinga oraz sposób wykorzystania wokalu, dopasowanie go do odpowiednich fraz jest tragiczne i zupełnie pozbawione smaku. Wydaje mi się, że muzyka zespołu po tej dłuższej nieobecności na scenie, uległa uproszczeniu, wyzbyła się rozmachu i bogactwa aranżacji.Niestety w nowym obliczu King Diamond wypada blado. Świadomy jestem tego, że nie powrócą już czasy "Them" czy "Abigail", ale mimo wszystko oczekiwałem po tym wydawnictwie czegoś więcej niż tylko niezłego instrumentarium. W muzyce nie słychać radości grania, pazura, rozmachu, mamy za to wykalkulowane odegranie wcześniej napisanych partii. Nijakość w muzyce jest bardzo piętnowana, a ten krążek niestety jest taki i bez wątpienia należy do najsłabszych wydawnictw tego artysty.
Wydawca: Massacre Records (1997)