Zmierzch Bogów
Wracać wciąż do domu Le Guin
Recenzje :

King Diamond - The Eye

King Diamond, The EyeKońcówka lat 80 raczej nie byłą łaskawa dla heavy metalu, w wyniku zalewu rynku amerykańskim rockiem zespoły zaczęły uciekać się do wplatania w swoją muzykę elektroniki, aby nadać jej lekkości i przebojowości. Po serii bardzo udanych albumów jakimi bez wątpienia były "Abigail", "Them" i "Conspiracy" ów trend również dopadł Kinga Diamonda. Niewątpliwie kontrowersyjnym posunięciem musiało to być, gdyż muzyka zespołu raczej nie wykazywała predyspozycji do wplatania weń bardziej "komercyjnych" motywów.
Wraz z wydaniem "The Eye" fani zapewne zostali podzielen - jedni się zachwycali świeżym podejściem, inni piętnowali zbyt obszerne wykorzystanie instrumentów klawiszowych. Prawda zapewne leży gdzieś po środku, ale trzeba powiedzieć, że poprzednie albumuy zespołu ugruntowały jego pozycję na rynku, skrystalizowały styl, a muzycy nauczyli się uwypuklać swoje atuty. "The Eye" jest albumem specyficznym - zasadnicza różnica polega na tym, że jest on prostszy w swojej budowie, ale równie rozmaszysty i patetyczny jak poprzedniczki, a może nawet bardziej.

Tym razem Diamond opowiada historię zaklętego naszyjnika w kształcie oka, które było świadkiem niegodziwości Kościoła na przestrzeni wieków. Już od pierwszych dźwięków "The Eye Of The Witch" możemy odczuć, że utwory nabrały bardziej piosenkowego charakteru, pojawiło się więcej melodii i przebojowości, czego dowodem niech będą utwory takie jak "Father Bicard", "Behind These Walls", "The Trial" czy wspomniany wcześniej "The Eye Of The Witch". Zwraca uwagę wykorzystanie klawiszy - jest ich na tym wydawnictwie dużo, nadają nastroju, są chwytliwe, ale nigdzie nie spotkamy klawiszowych solówek - tutaj klawisze są zawsze tłem. Praca sekcji także wydaje się być odchudzona i bardziej szablonowa. Znalazło się za to dużo miejsca dla pysznych partii gitarowych - zarówno riffy jak i solówki są wyśmienite. No właśnie - pod względem solówek jest to chyba najlepszy krążek zespołu - jest technika, są emocje, jest melodia. Znalazło się także na krążku miejsca dla przepięknego akustycznego utworu "Insanity".

Pomimo kontrowersji jakie wzbudza ten krążek, trzeba powiedzieć, że muzycy wyszli obronną ręką prezentując zarówno kunszt kompozytorski jak i wykonawczy. Nawet jeśli muzyka jest prostsza i bardziej przebojowa, to jest zagrana z werwą i przekonywująco. Moim zdaniem, obok "Them" jest to najlepszy album zespołu, który niestety zamyka pierwszy, chyba ten lepszy rozdział twórczości King Diamond.

Wydawca: Roadrunner Records (1992)
Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły