- Leczysz kaca czy idziesz do szkoły?
- Nie jestem na … - zawahałam się – kac jest mały. Idę
- To wstawaj. Ciesz się, że ojca nie ma, bo byś miała kazanie.
Odetchnęłam, bo tego się najbardziej bałam. Nie, że ojciec coś by mówił, ale ogólnie jego zachowanie i traktowanie mnie jak powietrza było strasznie krępujące.
Gdy wstałam pomyślałam tylko „ Jak dobrze stać na własnych nogach”.
Zdawało się, że jest tak jak zawsze. Jednak cos mi nie pasowało, nie grało w tym wszystkim. Obraz przed oczami był nieraz zamazany, gdy patrzyłam w podłogę tak mną kręciło, że prawie za każdym razem upadałam. Przy ubieraniu się zauważyłam kilka nowych rzeczy na moim ciele. Była to na przykład blizna ciągnąca się po lewej piersi. Po przyjrzeniu się wywnioskowałam, że to nie był nóż, ale coś w stylu długiego, ostrego pazura. Na szyi siniaki w tym dwa w kształcie kółek, nogi sine od bólu.
Czasami wydaje mi się, że mam parafrenię. Mam zwidy i czasami nie kontaktuje z prawdziwym, szarym życiem.
Ubrałam się i spakowałam. Wychodząc do plecaka wrzuciłam czerwone jabłko. Wyleciałam z domu
„Zwykły, poniedziałkowy dzień, Wendy, po prostu zwykły” powtarzałam setki razy idąc szybkim krokiem w stronę szkoły. Zawsze dzieliłam życie na dwie części – to, co jest chwilą i to, co będzie trwało.
Postanowiłam zrezygnować z tego zwykłego dnia w szkole. Obróciłam się i poszłam w drugą stronę. Wszystko było pozamykane. Wędrowałam w świeżo wypranym płaszczu po jednej z najstarszych ulic w Gdyni. Starałam się przypomnieć sobie co działo się ubiegłego wieczora. Nie mogłam.
Doszłam do końca ulicy, gdzie znajdował się park. Jest to odnowione, zadbane miejsce mimo to najładniej wygląda zimą. Kiedy śnieg przykrywa tam pomnik, małe trawniczki i kilka małych metalowych, wiecznie zimnych ławeczek Przygotowywałam się na tą porę roku. Cała Gdynia, no i oczywiście inne miasta wyglądają wtedy przepięknie.
Usiadłam na jednej z tych zimnych ławek, która była lekko wilgotna. Ciemno szare chmury zakrywały niebo, a mgła krążyła po zakamarkach. Słychać było pisk samochodów. Zauważyłam oddaloną postać wędrującą we mgle. Szła szybkim, zdecydowanym krokiem, mężczyzna – poznałam po budowie ciała.
Po chwili widziałam już jego blond, kręcone włosy. Podszedł.