Po nowym otwarciu jakie niosło ze sobą „Heaven And Hell” Black Sabbath nie zamierzał spuszczać z tonu. I choć na trasie promującej ten album zespół opuścił Bill Ward, to szybko znaleziono nowego perkusistę, którym został Vinny Appice i nagrano następną płytę „Mob Rules”. Może nie jest ona aż tak spektakularna jak poprzednia, ale na pewno wciąż ma w sobie to coś i pięknie uzupełnia pierwszy pobyt Ronniego Jamesa Dio w Black Sabbath.
Chyba każdy fan muzyki metalowej ma pojęcie czym jest Metal Blade Recods, ale raczej mało kto znał historię jej założyciela i przewodnika Briana Slagela. Do teraz. Nakładem wydawnictwa In Rock ukazało się polskie tłumaczenie jego zawodowej autobigrafii. Jeżeli ktoś myśli jednak, że podczas jej lektury utknie w biurokratycznej maszynie wydawniczej to muszę uspokoić. Nic z tych rzeczy. Historia Briana Slagela jest pasjonującą i świetnie wchłaniającą się historią metalu.
Coraz dłuższe te płyty Dream Theater. Na czwartej z nich „Falling Into Infinity” czas trwania ociera się już prawie o osiemdziesiąt minut. No, jak się umie grać to się gra. Z drugiej jednak strony są tacy, którzy znajdą tu dłużyzny, a nawet całe niepotrzebne numery. Dream Theater nabrał bowiem takiego bardziej łagodnego i potulnego oblicza w czym podobno dopomogła wytwórnia EastWest, chcąca wynieść swój produkt na komercyjne szczyty. Efekt wyszedł nieco kontrowersyjnie, lecz… jak się umie grać to się gra.
Wydając „Images And Words” Dream Theater stał się zespołem znanym i cenionym i jak to w takich przypadkach bywa, dalsza jego działalność porównywana była do tego co już zostało dokonane i powszechnie uznane za wyznacznik twórczości. Trzecią płytę „Awake” jedni więc uznali za zbyt odmienną od poprzedniczki i przez to nie taką jaka być powinna, a inni wręcz przeciwnie, docenili jej kunszt jako jeszcze lepszy. Niezależenie od poglądów wszyscy dostali potężną dawkę progresywnego rock/metalu, choć nie wszyscy dokładnie taką samą.
Choć ciężko by było jednoznacznie stwierdzić, że „Technical Ecstasy” i „Never Say Die!” to słabe płyty, to chyba każdy fan Black Sabbath przyzna, że to jednak nie było to. Zespół, którym zaczęły rządzić alkohol i narkotyki nie potrafił już stworzyć dzieł tak porywających jak w pierwszym, złotym okresie swojej działalności i w tym momencie bardzo przydało się przełamanie. Nie będący już nawet w stanie wypełniać obowiązków wokalisty Ozzy Osbourne odchodzi zostawiając wakat na stanowisku. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności współpracę z Rainbow kończy właśnie Ronnie James Dio, a jego przyjście do Black Sabbath to najlepsza rzecz jaka temu zespołowi mogła się w tym momencie przydarzyć.
BMG postanowiło wznowić albumy DIO - na początku 4 ostatnie albumy, z lat 1996 - 2004. Kolekcja albumów studyjnych: 1996 – 2004 Data wydania: 21 lutego 2020 r. Na rynku ponownie ukażą się: Angry Machines (1996), Magica (2000), Killing The Dragon (2002), Master Of The Moon (2004). Wszystkie płyty będą miały nowy remastering, czym zajął się tym wieloletni współpracownik grupy: Wyn Davis.
„Spiritual Healing” to trzeci album Death, kończący tą początkową, ciężką erę działalności zespołu. To moje zupełnie prywatne spojrzenie, ale jest to płyta dopełniająca trylogię, po której Death już nigdy nie miał być taki sam. W ramach tej dotychczasowej działalności również jednak wiele się zmieniło. Wciąż mamy bowiem do czynienia z mięsistym death metalem, ale już mniej krwistym i strasznym, a bardziej ogładzonym i uspołecznionym w formie i treści.
Wraz z Wydawnictwem Czarne zapraszamy do udziału w konkursie, w którym do wygrania są dwa egzemplarze książki "Załatw publikę i spadaj. W poszukiwaniu Jamesa Browna, amerykańskiej duszy i muzyki soul", Jamesa McBride'a. "Najciężej pracujący facet w show-biznesie”, „soulowy brat numer jeden”, „największy demagog w dziejach czarnej rozrywki”. O Jamesie Brownie można powiedzieć wiele. Z jednej strony – jeden z najbardziej charyzmatycznych i utalentowanych muzyków swojego pokolenia, który na zawsze odmienił bieg historii, muzyki i popkultury. Z drugiej – kiepski biznesmen, furiat i twardy szef trzymający krótko swoich pracowników.
konkurs : Prawidłowa odpowiedź to: na saksofonie. Nagrodę otrzymują: Metina...
Był powrót do dni garażowych, była koncertówka z orkiestrą i tak od „ReLoad” niepostrzeżenie minęło sześć lat. Czas więc na nową płytę Metallicy zrobił się najwyższy. I tak jak wszyscy na nią czekali, tak od razu chórem zaczęli na nią psioczyć. Również i ja szybko sklasyfikowałem "St. Anger" na ostatnim miejscu w dorobku zespołu, choć przestrzegałbym przed popadaniem w skrajności. Jakiejś strasznej tragedii to tutaj nie ma.
Grudzień w warszawskiej Progresji rozpocznie się od wyjątkowego występu Dio Returns. Nowoczesna technologia pozwala, by legendarni muzycy jak Ronnie James Dio pojawili się na scenie jako hologram, towarzysząc swojemu zespołowi. Simon Wright (AC/DC/Dio), Craig Goldy (Dio), Scott Warren (Dio), Bjorn Englan (Quiet Riot/Yngwie Malmsteen), a na wokalu gościnnie Tim „Ripper” Owens (Judas Priest/Iced Earth/Yngwie Malmsteen’s Rising Force) i Oni Logan (Lynch Mob) zabiorą nas w muzyczną podróż, wykonując wybrane utwory z solowej kariery Dio oraz z czasów jego występów z Rainbow oraz Black Sabbath.
„Awatar” to płyta, która wyszła dziewięć lat po poprzedniej produkcji Turbo „One Way”. W tym okresie zespół przez pewien czas nie istniał, a składy zmieniały się dynamicznie. Ostatecznie Wojciechowi Hoffmanowi udało się skompletować klasyczne zestawienie z Grzegorzem Kupczykiem i Boguszem Rutkiewiczem, a na perkusji zagrał Mariusz Bobkowski. Po latach Turbo wróciło na scenę.
Bogdan : Turbo gralo juz wszysko hard heavy thrash czekam az nagraja plyte w stylu dis...
Metallica ogłosiła dzisiaj europejską część trasy koncertowej promującą nowy album "Hardwired… To Self-Destruct". Trasa rozpocznie się od dwóch koncertów w Amsterdamie w Ziggo Dome 4 i 6 września. Supportem na tym fragmencie trasy będzie norweski zespół Kvelertak. Zespół dotrze do Polski 28 kwietnia 2018, kiedy to zagra w Krakowie.
Po płycie „Symposium Of Rebirth” Agressor na jakiś czas zawiesił działalność. Odrodzili się w podstawowym, dla tego zespołu, duecie Alex Colin-Tocquanine gitara, wokal i Joel Guigou bas. W 1999 roku nagrali płytę „Mediewal Rites”, w której udział wzięła cała plejada gości. Na perkusji zagrali zamiennie Kai Hahto i znany z Mercyful Fate Morten Nielsen, a swoją solówkę w „Wandering Soul” ma James Murphy. Ponadto zespół wspomaga szereg muzyków na trąbce, flecie, skrzypcach, harfie, instrumentach perkusyjnych i dodatkowych wokalach. Towarzystwo iście międzynarodowe, a wszystko pogrążone jest w death metalowym mroku średniowiecza.
10 lutego 2017 roku ukazała się kompaktowa wersja pierwszego pełnometrażowego albumu black/doomowego projektu Yith (US). Wydawcą "Dread" jest Hellthrasher Productions. Po czterech dobrze przyjętych demówkach, Yith powraca z długogrającym debiutem, w pełni rozwijającym dotychczasową formułę projektu. Na przestrzeni ponad 40 minut dostojne doom metalowe riffy przeplatają się z black metalowymi zrywami, wciągając słuchacza w mętną otchłań niekończącego się horroru. W warstwie tekstowej główną inspirację "Dread" stanowi proza M.R. Jamesa i H.P. Lovecrafta.
Spore zmiany zaszły w Testament po albumie „Demonic”. Po pierwsze do zespołu wrócił James Murphy, którego w międzyczasie zajmowała Konkhra oraz albumy solowe. Do tego na basie zagrał Steve DiGiorgio, a na perkusji Dave Lombardo. Wraz z nieodłączną dwójką Billy – Peterson stworzyli istny dream team, który nie mógł skończyć się niepowodzeniem. Wydana w 1999 roku płyta „The Gathering” nie zawiodła chyba nikogo, a Testament znalazł się na samym szczycie.
Sumo666 : A nie słuchaj tej płyty. Nie sugeruję się opiniami innych ludzi. Ten albu...
jedras666 : Szczerze? Tak przereklamowanego kawałka tandety, nie słyszałem ni...
Zakk Wylde, jeden z najlepszych gitarzystów heavy metalowych na świecie, po raz pierwszy zagra w Polsce solowy koncert. 3 czerwca 2016 roku w Łodzi muzyk zaprezentuje materiał ze swojego solowego albumu "Book Of Shadows II", na który trzeba było czekać aż 20 lat. Pierwsza część "Book Of Shadows" ukazała się w 1996 roku. Wylde nagrał ją w przerwie pomiędzy pracą i koncertami z Ozzy Osbourne'm. Następczyni tamtej płyty ma trafić do sprzedaży 8 kwietnia tego roku, a portal RollingStone ogłosił ją jednym z najbardziej oczekiwanych metalowych albumów 2016 roku.
Po ogromnym sukcesie czarnego albumu wielkie było oczekiwanie na jego następcę. Wielkie i długie, bowiem wydanie nowego materiału zajęło Metallice aż pięć lat. W tym czasie koncertowali, promowali, wydawali single i teledyski. Ich pozycja startowa przed "Metallica", a "Load" różniła się diametralnie. Z zespołu znanego i utytułowanego przeistoczyli się w światowego giganta dorównującego popularnością największym gwiazdom pop. Ich muzyka wyszła poza obręb zainteresowań żądnej hałasu młodzieży i trafiła w eter i na wizję największych stacji radiowych i telewizyjnych. Stało się tak głównie dzięki wyróżnieniu łagodniejszego oblicza starych thrashowców z Bay Arena. Dawni fani, tacy jak ja, zastanawiali się czy zespół podąży drogą przymilania się szerszej publiczności i zrobi kolejny krok w stronę odejścia od ideałów thrash metalu. Czy po prostu się skomercjalizuje. Już sam widok płyty, czy, jak w moim przypadku, kasety, potwierdzał najgorsze przypuszczenia.
oki : Mi się ten album podoba. Oczywiście rozumiem rozczarowanie fanów, k...
zsamot : Totalne rozczarowanie, zawód do tego stopnia, że człowiek chciał pl...
Trzy lata po „Welcome To The Morbid Reich” Vader nadszedł ze swoim dziesiątym pełnometrażowym krążkiem. Tym razem obyło się bez rewolucji w składzie, choć do jednej zmiany doszło. Po dwóch albumach z gry w Vader zrezygnował Paul, a na jego miejscu pojawił się młody angielski perkusista James Steward, który przyszedł na świat kiedy Peter nagrywał „Morbid Reich”. Absolutnie nie można jednak mu nic zarzucić, bo na „Tibi Et Igni” demoluje blastami jak to w Vaderze przystało. W ogóle cała płyta jest powalająca i nawiązuje do najlepszych czasów zespołu.
zsamot : Stanowczo wolę poprzednią płytę, ale cieszy obecna kondycja kapeli...
Po przygodach z Death, Obituary i Cancer, James Murphy został bez przydziału. Pomyślał więc o założeniu swojego zespołu. Zebrał ekipę i stworzył kolejną death metalową maszynę z Tampa na Florydzie. Disincarnate miał krótki żywot i oczywiście nigdy nie dorównał sławą największym markom wywodzącym się z tego miasta, ale pozostawił po sobie fantastyczną płytę „Dreams Of The Carrion Kind”, która zdecydowanie nie odstaje od grona najlepszych osiągnięć, tych najbardziej owocnych dla death metalu czasów.