„Spójrz na swoje piersi siostro, rosną w pysku diabła”. Taki cytat z Kata przychodzi mi na myśl kiedy patrzę na okładkę „The Mother And The Enemy” Lux Occulta. Sama płyta też wciąż jest diabelska, ale do tej diabelskości dokomponowano spore części teatralno-estradowe. Zespół zdecydował się postawić na awangardę i zajść bardzo daleko w swoich poczynaniach. Słuchając albumu natkniemy się więc na zupełnie przeciwstawne sobie bieguny, co nie wszystkim musi przypaść do gustu.
Moja przygoda z tym albumem przypominała podróż muchy po witrażu. Jedno fajnie zabarwione szkiełko rozciąga się po horyzont, potem inne szkiełko, w tym samym lub innym kolorze znów po horyzont. Brak z punktu widzenia tej spacerującej muchy jakiegokolwiek ładu i składu w tym wszystkim. Przekracza to zdolności intelektualne tego drobnego stworzenia, które mimo stu szkiełek za każdym razem zaskoczone jest, że za horyzontem natrafia na kolejne szkiełko. Na szczęście mucha dysponuje też skrzydełkami i kiedy po długiej, żmudnej wędrówce na piechotę czuje się wkurzona i sfrustrowana wzlatuje. Dopiero wtedy dostrzega w tym ciągu kolorowych szkiełek sens i urok.
Indian Summer to jedna z najbardziej zapomnianych legend rocka progresywnego. Właściwie jedyny album ten brytyjskiej formacji jest wraz z dziełami takich zespołów jak Arzachel, Egg, Quatermass, Raw Material czy East Of Eden jedną z tych płyt, które znane są przez nielicznych, ale wtajemniczeni wiedzą, że oferowały one muzykę oryginalną i łamiącą ówczesne standardy.
Komentarze lacrima : Bardzo dobra recenzja znakomitej, jak dla mnie płyty, acz warto tutaj dodać,...
Niekiedy od niektórych rzeczy trzeba trzymać się z daleka. Niekiedy to, co powtarzane tysiąc razy, staje się prawdą. Niekiedy muzyka boli... Xandria to potwierdza.