Wracać wciąż do domu Le Guin
Zmierzch Bogów
Recenzje :

Lux Occulta - The Mother And The Enemy

Kat, The Mother And The Enemy, Lux Occulta, India Czajkowska, black metal, ambient, The Gathering

„Spójrz na swoje piersi siostro, rosną w pysku diabła”. Taki cytat z Kata przychodzi mi na myśl kiedy patrzę na okładkę „The Mother And The Enemy” Lux Occulta. Sama płyta też wciąż jest diabelska, ale do tej diabelskości dokomponowano spore części teatralno-estradowe. Zespół zdecydował się postawić na awangardę i zajść bardzo daleko w swoich poczynaniach. Słuchając albumu natkniemy się więc na zupełnie przeciwstawne sobie bieguny, co nie wszystkim musi przypaść do gustu.

Po wydaniu „The Mother And The Enemy” dało sie słyszeć głosy, że płyta jest przekombinowana, i że elementy nie metalowe zostały przesadzone. Ja tak nie uważam i zawsze z ciekawością podchodzę do sztuki nietuzinkowej i niekonwencjonalnej. Mi bardziej rzuciło się w uszy, że sam black metal jest jakby gorszej próby. Nie o to chodzi, że muzyka jest zła, ale nie tak dobra jak na dwóch poprzednich albumach, a wszelkich wartości należy wyszukiwać właśnie w dodatkach, a nie samych ostrych riffach i skrzekliwych wokalizach.

Rzeczonymi dodatkami są elektroniczne wstawki urozmaicające numery oraz pojawiające się instrumenty dęte. Pierwsze takie symptomy dają się usłyszeć w „Architecture” i „Most Arogant Life Form”, ale najbardziej industrialny i maszynowy jest „Gambit”. Niektóre płaszczyzny i przestrzenie są wręcz ambientowe jak w „Missa Solemnis”. Same gitary jednak też mogą narobić sporo chaosu i zamieszania jak w „Pied Piper”. W międzyczasie natomiast znajduje się „Yet Another Armageddon”, który jest bardzo delikatnie zaśpiewaną, przez Indię Czajkowską, piosenką. Ma ona duży udział w płycie i pojawia się jeszcze w „Midnight Crisis” i „Breathe Out”, zawsze wprowadzając smokingowy nastrój lat dwudziestych ubiegłego wieku. Jakby to było na jakimś recitalu. Te fragmenty są zupełnie z innego świata. Może trochę przypominają The Gathering, szczególnie „Midnight Crisis” ze swoimi elektronicznymi podkładami. Wypada to bardzo fajnie, choć mało spójnie, no, ale na tym polegał zamysł. Miało być odkrywczo i nietypowo i tak właśnie jest.

Do tych różności muzycznych dopasowane są tak samo wielorakie wokale. Od tych blackowych do dziwacznych wygibasów jak pod koniec „Pied Piper”. I znowu jestem zmuszony stwierdzić, że wokalnie też jest słabiej niż kiedyś. Jakby cała kompozycyjność przeniosła się w kierunku eksperymentalności kosztem tych numerów metalowych. Wyjałowiało również brzmienie, które stało się bardziej suche i selektywne.

Ogólnie jednak płyta z pewnością intryguje, pochłania i daje wiele emocji. Jest tu wiele fantastycznych obrazów i fascynujących wędrówek. Tylko, że po przesłuchaniu pamięta się właśnie to, a nie metalowy „Mother Pandora” i inne ostre fragmenty. Po prostu taka specyfika. No cóż, przyszło nowe.

Tracklista:

01. Breathe In
02. Mother Pandora
03. Architecture
04. Most Arrogant Life Form
05. Yet Another Armageddon
06. Gambit
07. Midnight Crisis
08. Pied Piper
09. Missa Solemnis
10. Breathe Out

Wydawca: Maquiavel Music (2001)

Ocena szkolna: 5-

Komentarz
Średnia ocena: 0
Oceny: 0
starstarstarstarstar

Podobne artykuły