Ciężko jest zacząć recenzję płyty Anaal Nathrakh, gdyż podczas jej słuchania, a także jakiś czas po odsłuchu, człowiek jest tak zniszczony i zdezorientowany, że zupełnie nie wie co się dzieje, nie mówiąc już o tym, żeby był w stanie w jakiś sensowny sposób opowiedzieć co się przed chwilą wydarzyło i wciąż jeszcze trwa. To trochę tak jakby zajmować się układaniem pasjansa podczas lotu w kosmos. Nie tylko ciężko się skupić, ale i skala przedsięwzięcia diametralnie inna. A przecież „Passion” to skala totalna. W wielu momentach przekraczająca granice ludzkiej wyobraźni.
„Season In The Abbys” zakończyło pewną epokę w dziejach Slayer. Epokę lat osiemdziesiątych kiedy to zespół powstał, zadebiutował, zaszokował, rozwinął się i osiągnął absolutny szczyt, stając się czymś znacznie więcej niż tylko grupą muzyczną. Dla wielu Slayer stał się religią, a z każdą płytą potwierdzał swoją supremację, mimo że ta poprzednia wydawała się już niemożliwa do pobicia. Tę pierwszą dekadę zamknęli jeszcze świetną dwupłytową koncertówką „Deacade Of Aggression”, podsumowującą cały ten okres, ale czas leciał dalej, a Slayer wcale nie zamierzał odpuścić.
Druga misja Planet Hell wyruszyła z Ziemi, aby dotrzeć na Solaris – planetę z powieści Stanisława Lema o tym samym tytule. Cała płyta bezpośrednio odnosi się do tego dzieła i stanowi jego muzyczną interpretację. Lecimy więc w kosmos, wkraczając w nowy świat i odkrywając nowe zjawiska i problemy. I tak jak niełatwe jest badanie wszechświata i rozszyfrowywanie tajemnic solaryjskiego oceanu, tak wcale niełatwa poznawczo jest „Mission Two”. Zajrzyjmy więc do dziennika pokładowego.
Znana w podziemiu muzyczny formacja Deep-pression kojarzona ze sceną ambient, całkiem nie tak dawno, bo dokładnie 18 marca na swoim bandcamp udostępniła nowy mini album zawierający trzy utwory, pełne mroku oraz niepokoju, opatrzone duszną klaustrofobiczną atmosferą. EP’ka nosi tytuł „In Silent Moisty Air”, jest fascynacją nad wyjątkowym opuszczonym miejscem ulokowany dokładnie w samym sercu Pomorza Zachodniego.
Po płycie „Satanized (A Journey Through Cosmic Infinity)” P.K. postanowił zawiesić działalność Abigor i w aktywności zespołu nastała kilkuletnia przerwa. Jej koniec zbiegł się z powrotem T.T. Do sprawdzonego duetu dołączył A.R., czyli Arthur Rosar na wokal i w tym składzie nagrali swój siódmy, a pierwszy po chwilowym niebycie album „Fractal Possession”.
Cztery lata minęły od kiedy recenzowałem „Obsession”, a krakowski Nonamen odezwał się ponownie, tym razem w sprawie swojej nowej płyty „Interior’s Weather”. Czasu było dużo, w zespole zaszły pewne zmiany, klimat pozostał ten sam, ale efekt jest jednak trochę zaskakujący. Zaskakująco ciężki. Nie cały czas, a nawet tylko fragmentarycznie, ale jednak Nonamen dołożył do pieca.
„Fine De Siecle” to EPka Cemetery Of Scream, zapowiadająca nową płytę „Prelude To A Sentimental Journey”, a jednocześnie wracająca jeszcze do sesji „Deppression”. Jest więc takim łącznikiem, który zespół postanowił wydać samodzielnie na płycie i kasecie. Dodatkowo nie posłużono się logiem, tylko nietypową czcionką, tytuł nie wiadomo skąd, a i okładka jest zagadkowa.
Historia Dirtred sięga roku 2009, kiedy to powstał w Krakowie jako regularny zespół. Udało się wtedy nagrać EPkę „Demonstration”, lecz z czasem projekt stał się solowy, a poprowadził go dalej Sławomir Wojtas – równocześnie gitarzysta zespołu Drown My Day. Dobierając do współpracy wokalistę Andrzeja Bańdo, stworzyli drugie EP „All We Know” i na sześć lat zniknęli z muzycznej sceny. Powrót Dirtred nastąpił w 2018 roku za sprawą albumu „Transmissions From Below”. Duet zaprezentował w nim muzykę, która jak sami twierdzą, jest kontynuacją, ale też i rozwinięciem dawnego stylu zespołu, a najogólniej rzecz biorąc, nazywają ją metalem alternatywnym.
„Cold Skin Obsession” to druga płyta Thy Disease, na której zespół rozwija swój industrialny styl grania death metalu i prezentuje nowe możliwości tworzenia takiej muzyki. Świat elektronicznych łamigłówek i pajęczyn plącze się gitarowymi riffami i przenika z klawiszowymi tłami, dając zagadkowy i wielowarstwowy efekt.
Nie powiem, że czekałem na „Coma Of Souls”, bo jeszcze troszkę byłem za młody, ale gdy już poznałem „Extreme Aggression” to naturalną koleją rzeczy było sięgnięcie po następne, najnowsze dzieło Kreator, tym bardziej, że w początkowym okresie mojej fascynacji metalem, czyli na poczatku lat dziewięćdziesiątych, jego okładka była bardzo popularna na bluzach, koszulkach i naszywkach. Popularny był również sam Kreator. Nic dziwnego skoro udało im się powtórzyć własny sukces i nagrać płytę wielką, w zupełności dorównującą poprzedniej. Wiele osób powie, że nawet lepszą, mniejsza z tym. Uznajmy po prostu, że obie są tak samo wybitne.
Miałem dwanaście lat, gdy w sobotnie przedpołudnie szedłem na bazarek na Dołku, aby po raz drugi w życiu dokonać zakupu muzycznego. Łóżko polowe z rozłożonymi pirackimi kasetami to był fantastyczny, magiczny świat, który niesamowicie mnie pociągał. Do tej pory znałem Scorpions, Metallicę i AC/DC, a tu tyle różności i możliwości. Padło na Kreator „Extreme Aggression” i D.R.I. „Thrash Zone”. Ta pierwsza to nawet nie było wydanie Takt, ALF, czy MG, tylko jakaś zupełnie z dupy, z kompletnie pomyloną okładką, z jakimś dziwnym monsterem unoszącym się nad rozświetlonym błyskawicami miastem. Co z tego jednak, skoro wróciłem do domu, włożyłem kasetę do magnetofonu i… urwało mi głowę.
rob1708 : no niestety ....
leprosy : Top 10 thrashu bez zająknięcia, bardzo agresywna muzyka, świetne sol...
Prawdziwy zawrót głowy mieli warszawscy fani metalu w tym tygodniu. Najpierw we wtorek Arch Enemy i Jinjer w Progresji, następnie w piątek w Proximie zabójczy zestaw Immolation, Azarath, Melechesh, In Twilight’s Embrace i Sincarnate, a na sobotni deser w Voo Doo równie potężny skład w postaci Hate, Saltus, Hate Them All i Proch. Łał, jakby to tak wszystko połączyć w jedno, to wyszedłby z tego zajebisty festiwal. A tak jedni mają ciężki mataron, a inni musieli wybierać. Ja postawiłem na piątkowy koncert Immolation, głównie dlatego, że do tej pory nie dane mi było zobaczyć na żywo nowojorskiej legendy death metalu.
Tajemnicą poliszynela jest, że Adrian Hates od kilku miesięcy pracował nad najnowyszym albumem Diary Of Dreams. W czasie ostatniej trasy koncertowej szczęśliwcy mieli okazję zapoznać się z niektórymi utworami z nowej płyty. W końcu ukazała się oficjalna informacja, że nowa płyta zatytułowana "Hell in Eden" ukaże się 29 września tradycyjnie nakładem Accession Records. Płyta jest już dostępna w preorderze.
Maggoth jest thrash metalowym zespołem z Pabianic, który istnieje od 2002 roku. Pierwsze demo wydali w 2006, ale nie trwało nawet siedmiu minut. Rok później udało im się wyprodukować większy materiał i na tyle go rozpropagować, że trafił także i do mnie. „Backstabbers Aggression” jest średniej jakości próbką hardcoreującego thrashu.
Upir to pomorski twór, który zrodził się w 2011 roku. Jego założycielami są, obsługujący wszystkie instrumenty, Herr Skogen, znany przede wszystkim ze Skogen i Biały Witeź oraz Herr Legion na wokalu. W tym składzie zadebiutowali w 2012 roku EPką „Possession”. Upir to black metal w swojej najbardziej radykalnej i obskurnej odsłonie.
Wow. Skończyło się. Jaka masakra! Po dość eksperymentalnym „The Beast” Vader wrócił na właściwe tory i zabłysnął całą swoją mocą. „Impressions In Blood” to totalne zniszczenie, nieposkromiona destrukcja i nieujarzmiona potęga. „Impressions In Blood” to Vader w swojej najdoskonalszej i najczystszej postaci. A Vader to Vader. Siła, dynamika i muzyczny geniusz. To co? Odpalam od początku. Zaczyna się majestatyczne intro „Between Day And Light”. Lecimy…
Na oficjalnej stronie kultowego już festiwalu Wave Gotik Treffen pojawiła się lista pierwszych potwierdzonych wykonawców, którzy wystąpią w dniach 2 - 5 czerwca 2017 roku tradycyjnie w niemieckim mieście Lipsk. Pierwsze potwierdzone zespoły to: Skinny Puppy (exclusive German show 2017), The Mission, Klangstabil, B-Movie, Black Nail Cabaret, Masquerade, Desperate Journalist, Hexperos, Aeon Sable, Hord, Iszoloscope oraz Whispering Sons.