Od jakiegoś czasu przestałem się łudzić faktem, że Running Wild będzie przeżywał drugą młodość i nagrywał choćby takie "Black Hand Inn". W zasadzie do żadnej z płyt zespołu wydanych po 1994 roku nie wracam, bo nie znalazłem tam niczego co by mnie zainteresowało na dłużej. Podszedłem więc do "The Brotherhood" jak do kolejnej płyty Niemców, spodziewając się po prostu dobrego technicznego heavy metalu, ale bez fajerwerków.
W gruncie rzeczy przyznam się, że pozytywnie się rozczarowałem. Fakt, że wydawnictwu daleko jest do poziomu najlepszych płyt zespołu, to jednak coś w muzyce Niemców drgnęło. Niby w dalszym ciągu jest to heavy/powermetalowe granie, schematyczne do bólu i dobrze wykonane, ale to co uległo zmianie to brzmienie. Niemcy zabrzmieli tu nowocześniej, ciężej, bardziej drapieżnie, a tym samym bardziej świeżo. Nie mam więc nic przeciwko, aby słuchać tych oklepanych do potęgi motywów po raz kolejny, jeśli jest to podane w przyswajalnej formie.Running Wild nagrał całkiem przyzwoita płytę, której nie musi się wstydzić. Słychać, że "dziadki" metalu nie zapomnieli jak się gra, bo choć "The Brotherhood" niczym nowym nie zaskakuje, to słucha się tego całkiem przyjemnie.
Tracklista:
01. Welcome To Hell
02. Soulstrippers
03. The Brotherhood
04. Crossfire
05. Siberian Winter
06. Detonator
07. Pirate Song
08. Unation
09. Dr. Horror
10. The Ghost
Wydawca: GUN Records (2002)