A falujące w czerni głosy modlą się pod oknami,pierwszy raz nie bojąc się światła...Rzeczywistość nasza jest tak subiektywna! Mogę zmienić jej znaczenie,kierunek...Światłu pozwalam rzeźbić lód w mych oczach tedy...Siadam w ławce patrząc na te sznurowane szepty,pełne uczucia,jakiego nie określą przebłyski łaski boskiej...
Skąd znam Twoją twarz? Prześladuje mnie w mojej śmiertelności niczym deszcz definicje kałuży...Dlaczego ją znam? Czarnobiałą,tak odważną...Na jakim siedzisz teraz drzewie? Gdy ja w jego korzeniach płonę...Aniele,nie prześladuj piekła...