HAHAHA!!! - zawył ze śmiechu. Jego dziwaczny głos przeszył tysiące
uszu, które mimo, że był przywiązany do stosu, trzęsły się ze strachu -
Bydło! Zobaczycie, czeka was jeszcze kara!
Uśmiech nie znikał z jego twarzy, czasami tylko jego oko mrugnęło w grymasie bólu. Przebite kołkiem serce wciąż krwawiło, nikt nie mógł wyjść z podziwu, że on jeszcze się odzywa. Nikt z gapiów nie miał pojęcia jak to cholernie boli, mieć wbity kołek w serce...
- Szybko, zawołajcie Reyena! - zawołał klecha widząc jak przywiązany do słupa wampir wciąż się śmieje. Bał się, gdyby ktoś dokładniej się mu przyjrzał, to zobaczyłby jak spod habitu cieknie po jego trzęsących się nogach mocz. Zaczął się jąkać i jęczeć ze strachu, bo wampir co jakiś czas spoglądał w jego stronę... - Re...yen...Uśmiech nie znikał z jego twarzy, czasami tylko jego oko mrugnęło w grymasie bólu. Przebite kołkiem serce wciąż krwawiło, nikt nie mógł wyjść z podziwu, że on jeszcze się odzywa. Nikt z gapiów nie miał pojęcia jak to cholernie boli, mieć wbity kołek w serce...
Naprawdę wrzało. Czerwone płomienie pokrywały już całego wampira, a ten mimo, że powoli się spalał, a na jego ciele wyskakiwały kolejne bąble, które w kilka chwil zamieniały się w czarny pył. Wciąż się śmiał...
Gdy nagle przestał, spojrzał z pogardą na klechę, który poczuł się jeszcze bardziej przerażony niż poprzednio. Zaczął krzyczeć i błagać Boga o litość, o pomoc. Upadł na ziemię, nie mógł oddychać, złapał się za gardło i zaczął krztusić...
- Czego się boicie klecho? - zapytał łagodnym głosem wampir - To ja się boję bardziej niż Wy. Nic Wam nie mogę zrobić, a sam zaraz zniknę. Jesteś żałosny... I za co ten sąd? Za co zostaję skazany na banicję w eterze? Za to, że jestem nieco inny...
- Nieco inny? Hah - zachichotał jakiś mężczyzna podchodząc bliżej płomieni. W odróżnieniu od rudowłosego wampira jego włosy były całkiem czarne. Nosił długi, skórzany płaszcz w kolorze ciemnego brązu. Miał na plecach niewielką kuszę, którą teraz z nich ściągnął i zaczął powoli, bez pośpiechu, ładować bełt. - Dobrze powiedziane. Wyżynasz ludzi w pień według swoich upodobań, a dziwisz się, że teraz to my chcemy Ciebie zabić?
- Nie możesz zabić kogoś, kto nigdy nie żył - powiedział z ogromnym spokojem w głosie rudowłosy wampir, gdy jego przekrwione oczy zwróciły się na czarnowłosego mężczyznę mierzącego w jego stronę kuszę.
Reyen, bo tak zwał się mężczyzna, który teraz chciał zgładzić wampira, wymierzył dokładnie w między oczy. Był gotowy nacisnąć spust, ale czuł że nie może. Jakby ręka odmawiała mu posłuszeństwa. Spojrzał jeszcze raz w te przekrwione oczy tego demona na stosie...
- Jesteś niczym więcej niż potworem - odezwał się po długim milczeniu z pogardą w oczach - I nie zasługujesz na nic więcej niż bełt w sam środek łba!
- Człowieczku, jest rok 1437... Sądząc po zapachu Twojej krwi masz tylko trzydzieści siedem wiosen. Nie Tobie oceniać kto tu jest potworem, bo przy moim wieku, przy tym co ja widziałem, to Ty jesteś potworem - powiedział beznamiętnie wampir patrząc przekrwionymi oczyma na gardzącego nim człowieka - Kończ waść, wstydu oszczędź.
Nie wytrzymał. Zacisnął mocno dłoń na kuszy, która wystrzeliła natychmiast. Dokładnie w między oczy... Dokładnie w między oczy klechy!
Krzyk który się rozległ przy stosie płonącym teraz w pełni można było usłyszeć nawet kilka kilometrów stąd. A następnie ten dziwny, szkarłatny dym który uniósł się z ciała płonącego wampira...
- Mój czas się kończy - powiedział wampir, gdy jego oczy powoli przestały być przekrwione, a nabierały lżejszych barw. Początkowo, na moment, były jasnofioletowe, a następne przeszły w łagodną zieleń. Krzyknął z bólu, teraz, raz a głośno - Chikusho! Damn all the fucking Mann auf die ganze Wort!! Reyen, żegnaj pogromco. Wypełniłeś swe zadanie... I tak nigdy Was się nie przekona do niczego... Beznadziejne kreatury...
Reyen upuścił kuszę. Był zaskoczony tym co zrobił. Celował w wampira, a strzelił w klechę, który stał tak daleko i pod kompletnie innym kątem.
Całe ciało rudowłosego wampira zniknęło naraz zamieniając się w szkarłatną chmurę, która wleciała gdzieś wysoko w niebo i zniknęła wśród innych obłoków, mknąc do dalekich gwiazd. Gdy tak się stało ogień sam zgasł, a na miejscu została cisza i mrok. Zgasły wszystkie światła, jedynie księżyc i oddalone o miliony kilometrów gwiazdy dawały nieco blasku. Nastała cisza... A po chwili panika.
- Co... Co ty zrobiłeś!?! - zapytał Reyen ostatkami sił, zanim zemdlał.