Aż 11 lat kazał nam czekać Portishead na swój kolejny krążek. Przyznam szczerze, że nie wierzyłem w powrót legendy trip-hopu i sądziłem, że zostanie mi delektowanie się dwoma, legendarnymi już krążkami. Tymczasem formacja zaskoczyła i powróciła - czego jednak można było się spodziewać po "Third" to nie wiem. W końcu nurt ten nie jest już tak popularny jak kiedyś.
Tymczasem Portishead wybrał chyba najbardziej rozsądną drogę i
nagrał album w swoim stylu, nie odbiegający znacznie od tego co było
nagrywane dotychczas. Mamy więc do czynienia z bardzo subtelnym
trip-hopem okraszonym pełnym wdzięku wokalem Beth Gibbons. Mam
wrażenie, że muzycy jescze bardziej poszli w elektronikę, gdyż "Third"
po prostu nią kipi. Adrian Utley i Geoff Barrow nie powielili swoich
pomysłów tworząc zupełnie inną oprawę do tej płyty. Przede wszystkim
album jest bardziej kameralny, bardziej narkotyczny, raczej pozbawiony
przebojowości, nastawiony raczej na dotarcie do serca słuchacza.
Momentami można odnieść wrażenie, jakby muzyka była nagrywana w pokoju
- specyficzny pogłos sprawia, że słuchacz staje się uczestnikiem tej
muzycznej podróży. Portishead po raz kolejny jeszcze bardziej skrócił dystans pomiedzy artystą a odbiorcą. "Third" jest pozornie najmniej chwytliwą płytą zespołu, ale słuchając jej raz po raz odkrywamy kolejne warstwy emocjonalne. Może zabrakło tu szlagieru na miarę "Glory box" czy "All mine", ale za to mamy 11 równych, zarażających umysł utworów, które nie pozwolą się na długo uwolnić.
Tracklista:
01. Silence
02. Hunter
03. Nylon Smile
04. The Rip
05. Plastic
06. We Carry On
07. Deep Water
08. Machine Gun
09. Small
10. Magic Doors
11. Threads
Wydawca: Island Records (2008)