To już blisko 15 lat minęło od premiery debiutanckiego krążka Portishead. Początek lat 90. był raczej próbą odejścia od muzycznej prostoty lat 80. a zarazem był okresem silnych poszukiwań i eksperymentów – zwłaszcza jeśli chodzi o muzykę opartą na syntezatorach i wszelkich elektronicznych pzreszkadzajkach.
Tak jak zazwyczaj elektronika kojarzy się z tanecznymi rytmami, tak ni stąd ni zowąd pojawił się zespół, który nie tylko tworzył muzykę trudną i głęboką, ale jednocześnie przyczynił się do spopularyzowania tego typu grania. Wydany w 1994 roku "Dummy" przyniósł 11 kawałków, które nie były podobne do czegokolwiek innego w ówczesnym czasie. Narkotyczna muzyka, utrzymana w ospałym tempie ukazywała cały wachlarz możliwości jaki daje elektronika. Adrian Utleń i Geoff Barrow potrafili zarówno wykreować ciepłą i intymną atmosferę jak i wprowadzić mrok i niepokój. niepokój sile zespołu stanowił także głos Beth Gibbons, której barwa tkwi gdzieś pomiędzy Sinead O'Connor a Bjork. Jej głos na tle wolne snującej się muzyki jest przeszywający i od razu trafia do słuchacza."Dummy" zauroczyło mnie od pierwszego odsłuchu. Przede wszystkim jest to muzyka głęboka, nowatorska i cały czas aktualna. Przez ten czas wielu artystów próbowało tworzyć coś podobnego (co też nazwano trip-hopem), ale w zasadzie nikomu oprócz Massive Attack nie udało się tak oczarować słuchacza. Najbardziej bolące jest to, że do tej pory Portishead nie przeskoczył tej bardzo wysoko postawionej poprzeczki - to chyba wystarczający powód, dla którego ten album można nazwać klasykiem.
Tracklista:
01. Mysterons
02. Sour Times
03. Strangers
04. It Could Be Sweet
05. Wandering Star
06. Numb
07. Roads
08. Pedestal
09. Biscuit
10. Glory Box
Wydawca: Go Discs Records (1994)