Przyjaźń, śmierć i morderstwo.
Ona jeden raz wybuchła, jeden raz wystarczyło, by pochować wszystko w grobowcu, którym była piwnica.
Smród, brud, wyrzuty sumienia i jeden trup - jako towarzystwo.
Na pytanie Kamili, czy już ludzie wiedzą co się stało, początkowo nie było odpowiedzi. Dopiero po ciężkim milczeniu, przeciągającym się jak stara guma do żucia, Marta się poruszyła i wyrwała z zamyślenia. Odpowiedzią jednak była tylko cisza i ledwo dostrzegalne skinięcie głowy. Ona jeden raz wybuchła, jeden raz wystarczyło, by pochować wszystko w grobowcu, którym była piwnica.
Smród, brud, wyrzuty sumienia i jeden trup - jako towarzystwo.
- Nie mów mi tylko co mówią o mnie - zadrżała, wyobrażając sobie tłumy oburzonych i nienawidzących ją ludzi.
- Czasami się Ciebie boję - odpowiedziała jej Marta i wyszła.
Kamila została sama w brudnej piwnicy, prawie tak nieczystej jak ona sama. A kiedyś była zwykłą dziewczyną, kochającą naturę, posiadającą wielką pasję fotografowania. Kochała księżyc i nigdy nie zastąpiła go inną miłością. Nie miała prawdziwej rodziny, nie licząc jednej siostry i opiekunów z domu dziecka, ale miała kilka dobrych przyjaciół. I zaufała ćpunowi, którym Marcin był już od dawna, uwierzyła w niego i przyjęła jego przyjaźń i opiekę. Kiedy nie był w szpitalu, spędzali czas na podziwianiu artystycznego piękna natury i robili zdjęcia. Niewiele pamiętała z tego co się potem stało. Ale wystarczająco by odczuwać niekończące się wyrzuty sumienia. Czy to narkotyki zmusiły ją do tego, czy to one sprowadziły ją w bagno?
Czy może kłamstwo? I to, co jej zrobili… Wtedy nóż leżał niedbale rzucony na okurzonym stoliku...krzyczała z zamkniętymi oczami, tłukąc Marcina tym nożem gdzie popadło. Nie chciała go zabić, chciała go ukarać za oszustwo. Marcin był jej przyjacielem, a pozwolił kumplowi ją zgwałcić, sam ją zaprowadził do niego. Czuła się podwójnie wykorzystana, więc biła go z podwójnym gniewem, za wszystkie bóle, które targały jej umysłem. Dopiero otwierając oczy zauważyła, że się nie porusza i pomyślała, że musi go zabrać pogotowie. Po kolejnej minucie zrozumiała, że on nie żyje. Została tu, bojąc się wyjść i nie mogąc cofnąć konsekwencji swojej złości. Siedziała tu od tygodnia. Marta, jej siostra czasami przynosiła jej jedzenie i picie. Brzydząc się jej i odchodząc szybkim krokiem. A ona całymi dniami tu siedziała, z zwłokami, które już zaczynały się rozkładać. Czasami mówiła do niego:
- To ty mnie ukrzyżowałeś pierwszy - tłumaczyła się mu.
Początkowo bała się jego zwłok i śmierci, potem przyzwyczaiła się do towarzystwa zmarłego. Dni ciągnęły się jak jej monologi, choć ona była pewna, że chłopak ją słucha i rozumie każde jej słowo. Czas był niemal namacalny przez swoją powolność i dziewczyna nie potrafiła go wypełnić inaczej, niż złymi wspomnieniami, które zaczęły zakrywać rzeczywistość. Nie myśląc wiele i tak już nie czując bólu nocami, które były zimne i bezsenne, pobitym lusterkiem nacinała sobie opuszki palców i pisała na ścianie krwią. Były to tylko poszczególne słowa, wyrażające jej zagubienie, ból i głód. Czasami rano nie pamiętała napisanych słów na kamiennych ścianach i przerażała się, widząc napisy otaczające ją z każdej strony: kłamstwo, zdrada, zgwałcona, bród, krew, śmierć, życie, potwór. Czasami zapominała, myląc przeszłość z teraźniejszością, od kiedy tu już siedzi.
- Ty pierwszy nas zabiłeś, mnie i siebie, naszą przyjaźń, ty debilu! - wybuchała - Wiesz jak fajnie mogłoby być? Gdybyś mnie nie zdradził?!
Marcin milczał jak zazwyczaj milczą trupy.
- Nie pogardziłam twoim strachem, zawsze byłam szczera, starałam się być dobrą przyjaciółką. A ty? Co zrobiłeś, że do tego doszło?
Mieszały jej się uczucia, czasami nie wiedziała czego ma w sobie więcej: żalu, gniewu, brudu czy skruchy. To ostatnie chciała w sobie stłumić…Próbowała się usprawiedliwić. Przed sobą i przed Marcinem.
- Czasami brakuje mi Ciebie, takiego jaki byłeś kiedyś, takiego prawdziwego Marcina.
Kamila mówiła do niego często, za często jeśli brać pod uwagę fakt, że do żywych (z wyjątkiem Marty) nie mówiła nic. Jej towarzysz zawsze milczał. Nie zawsze to akceptowała. Miała brudne włosy, niemyte już od dawna, zmierzwione i tłuste. Jej sweterek był podarty i mokry od potu. Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że Marta przychodzi do niej tylko z litości zmieszanej z pogardą. Wiedziała, że prócz martwego Marcina jej słowa nie dotrą do innych. Nie mogli jej zrozumieć. Marcin mógł, w końcu, ją tak podle zdradził, przyjaźnili się.
- Kochałabym naszą przyjaźń, gdybym jej nie przeklinała - szeptała trzymając go za rękę.
- Wzywał nas księżyc, wzywało nas jego piękno, a nasze fotografie były naprawdę dobre…teraz już nic nie woła, chyba że śmierć i moje sumienie - mówiła, przygryzając suche wargi.
Serce jej biło czasami tak mocno, gdy mówiła do niego, jakby chciało jej wyjaśnić różnice miedzy tym czym jest on, a czym ona. On był martwy, z martwymi się nie rozmawia, ale Kamila była samotna. Brakowało jej głosu drugiego człowieka. Gdy mijał drugi tydzień ukrywania się w piwnicy zawalonego, starego domu, Kamila przestała czuć się jak człowiek, straciła ludzkie odruchy, przypominając coraz bardziej brudnego, zawszonego psa. Ale jej serce wciąż biło, biło gniewem.
- To twoja wina!! to ty nas zabiłeś!! - wskazała w niego palcem i wstała, drżała, cała napełniona złością - gdybym mogła, zabiłabym Cię jeszcze raz, zabiłabym Cię tysiąc razy!!
Rzuciła się na niego w wariackiej furii, biła rękami jego zwłoki charcząc nienaturalnie. Już nie zdawała sobie sprawy z tego po co to robi. Wiele rzeczy straciło swój sens. Wiele kłamstw rozwiało jej nadzieję. Nadzieje na życie i na przyszłość. Kłamstwa, które zawsze wyglądały tak naturalnie, kłamstwa takie jak wartości i przywiązanie, wyjawiły swoją drugą, brudną twarz. Twarz gwałtu, upokorzenia i zdrady. Nie chciała nigdy zabić Marcina, chciała zabić tą drugą twarz. Biła go pełna żalu, że to były tylko złudzenia, w które kazano jej wierzyć. Marcin był sprawcą jej bólu. Zabił ich przyjaźń, zbudził podłą twarz. Kamila nie miała już po co być człowiekiem. Bo nawet gdyby nigdy nie zabiłaby Marcina jej zgwałcone ciało, już na zawsze brudne, i spodlony umysł nigdy nie wróciłyby do normalnego stanu. Gdyby czuła w sobie jakieś resztki ludzkości, może opanowałaby się, słysząc otwierane drzwi, może zawstydziłaby się, widząc twarz siostry. Ale ona biła go dalej, bez wytchnienia.
- Powiem im…powiem gdzie jesteś…powiem co zrobiłaś…powiem kim się stałaś...- słowa Marty brzmiały głucho, jednak bardziej wyrozumiale niż jej przerażone i pełne pogardy oczy.
Marta uciekła szybko, po drodze gubiąc przyniesione pożywienie dla Kamili.
- Powiedz im - wysapała Kamila, uspokojona choć Marty już nie było - my poczekamy -
Osunęła się tuż obok martwego ciała i przytuliła do zimnego ramienia. Nie czuła już odoru zgnilizny, który stał się naturalnym zapachem, jedynym zresztą, nie licząc smrodu jej potu, który w ostatnim czasie cały czas czuła.
- Wybaczam Ci, jeśli ty mi wybaczysz. Przecież jesteśmy przyjaciółmi…wciąż pamiętam jak ważny dla mnie byłeś. I wciąż jesteś. Będę pamiętać nasze pasje i nasze chwile. Możesz nie wiedzieć, bo nigdy Ci nie mówiłam, ja wierzyłam w to wszystko co mi mówiłeś, w obietnice, że zaopiekujesz się mną.
Umilkła zastanawiając się, czy gdyby żył, naprawdę by jej wybaczył. Ściany piwnicy były zimne i porośnięte pleśnią.
- Podążając za zimnym księżycem…w którym momencie coś się zepsuło? gdzie zgubiliśmy ścieżkę?…To nie przez narkotyki, i nie wiem już dlaczego…pozwoliłeś mu…
- Wiesz, co zapamiętałam najmocniej? Ciche noce, kiedy przedzieraliśmy się przez płoty marznąc strasznie i tylko po to, by sfotografować gniazdo ptaka na drzewie…
Może minęło klika dni, a może tylko jeden…To nie było jasne…zresztą czy to miało znaczenie? Kamila przesiąknęła śmiercią, brudem, gwałtem i morderstwem zapominając kim była nim to wszystko się wydarzyło. Teraz już nie pamiętała prawie nic, co miało miejsce przed trafieniem do tego piekła, pamiętała nóż i czuła zwłoki blisko siebie. Następnego dnia, pozornie przypominającego początkowo poprzednie przez jej otępienie, przebił się odgłos licznych kroków i otworzyły się drzwi. Weszli ludzie i oświetlili ją mętnym światłem latarek. Okrążyły dziewczynę szepty i westchnienia pogardy, strachu i nienawiści. Zaczęli ją odczepiać od ramienia martwego chłopaka. Światło lekko przygasło i Kamila schyliła się do twarzy Marcina.
- Nie zapomnij o mnie - wyszeptała.
Pozwoliła się odciągnąć, a potem wyprowadzić z piwnicy. Na zewnątrz czekało więcej ludzi, podpierających się o maski samochodów. Podniósł się szmer. Kamila zamknęła oczy i nie słuchała niczego co do niej mówią. Wokoło szalał wiatr, noc była jasna, oświetlona lampami i reflektorami. Gdzieniegdzie odzywały się psy. Otworzyła oczy gdy jeden z ponurych mężczyzn podszedł do niej i schylił się blisko jej twarzy.
- Będziesz mogła pogadać z bogiem i wytłumaczyć się mu - powiedział jej ktoś z miną sugerującą skrajną pogardę.
- Już za chwilę zobaczysz się z nim, już za długą, bolesną chwilę.- usłyszała znów ten sam głos, którego właściciel po chwili napluł jej na twarz.
Dopiero teraz zauważyła, że to nie policja. Poczuła uderzenia, w brzuch i w głowę, świat zawirował i upadła.
- Jeśli spotkam boga…wypluła krew z ust…jeśli go spotkam - nabrała powietrza i zakaszlała…jeśli go spotkam zabije go - warknęła.
Po kolejnych uderzeniach próbowała krzyczeć, rozpaczliwie zacharczała krwią i pozwoliła popłynąć łzom po jej lepkiej od brudu twarzy, rozumiejąc już, że to, co zwisa za półkulą księżyca to martwy, gnijący bóg.
evanescence : hymm... ciekawa historia