Energiczna dawka rock and rolla przetoczyła się przez mój żywot za sprawą debiutanckiego albumu, wywodzącego się z Leszna, zespołu Pendejos. Utrzymana w meksykańskim klimacie konwencja nazwy, okładki i niektórych tekstów nadaje oryginalnej charakterystyki, ale w samej muzyce nie ma do tego żadnych odnośników. Mamy do czynienia z klasycznym, wesoło zakręconym rockiem z ciężkimi riffami, wpadającymi w metal.
Samo to, że muzyka jest mocna gitarowo i porządnie przyprawiona perkusyjnymi rytmami powoduje, że Pendejos zyskuje moje zainteresowanie. Powiem szczerze, że po wyciągnięciu płyty z pudełka, po okładce nie spodziewałem się niczego dobrego. Tymczasem "26" (nie mam pojęcia dlaczego akurat 26) od początku serwuje ostre i skoczne dźwięki, które aż się proszą o pogłośnienie, zaprawienie czymś mocniejszym i potupanie obcasem o podłoże. Jest to żwawe jak Black River, rockandrollowe jak Corruption i z jajem jak Acid Drinkers, a to chyba bardzo mocna rekomendacja.
Do tego fajny, trochę chrypliwy wokal i przebojowe kompozycje. Jest kilka chwytliwych wokaliz i refrenów. Co bardzo ważne są też fragmenty instrumentalne. To nie jest tylko odśpiewanie piosenek, ale panowie grają rocka i potrafią to wyeksponować.
Tak więc moje odczucia są jak najbardziej pozytywne. Fajna płytka, taka i na imprezkę i do samochodu. Oby tak dalej.
Tracklista:
01. No Control
02. Until Tomorrow
03. Evil Seed
04. El Jimador
05. Queen Of Rock And Roll
06. Hey Woman
07. Under The Sun
08. Oh My Gush
09. Motherfucker
10. Te Amo Mexico
Wydawca: Pendejos (2014)
Ocena szkolna: 4