Błądząc gdzieś pomiędzy marzeniami,
na skrzyżowaniu jestestwa z obłędami.
Znalazłem śmietnik z ambicjami,
z przeszłości swej błędami.
Z tymi co najprawdziwszą z dróg
tamtejszych czasów iść bym mógł.
Rzeczywistości przekraczały próg,
w nich był młodzieńczego buntu Bóg.
Ma wiara być niezłomną się zdawała,
pod jej sztandarem czekała chwała.
Lecz gdy rzeczywistość przenikała wyobrażenie,
zawsze jedyne co zostało to Stach i zwątpienie.
I tak błąkały się w sercu wątpliwości cienie,
które niewiary dawały korzenie.
Melancholia i trwoga mnie ogarnęły,
moje drogie ideały w ogniu czasu spłonęły!
Długie chwile w cichym płaczu mijały,
Myśli na ulicy z obłędu i jestestwa także płakały.
To ja, ale czy ten sam?
Jakie ideały teraz mam?
Błądząc gdzieś pomiędzy marzeniami,
na skrzyżowaniu jestestwa z obłędami.
Stało me sumienie z pełnych cierpień łzami,
Samo nie wiedziało co zrobić z życia ostatnimi tchnieniami.