Po prawie piętnastu latach od debiutu Psychotropic Transcendental wraca z drugą płytą. Bielski zespół zaistniał wydanym własnym sumptem krążkiem 'Ax libereld...', który pomimo podziemnego statusu, został bardzo ciepło przyjęty. Zespół rozpoczął pracę nad kolejnym albumem w latach 2005-2008 i wtedy też zamilknął na długi czas.
Zespół Status Quo zapowiedział premierę albumu koncertowego „The Last Night Of The Electrics”. Płyta ukaże się 14 lipca 2017 roku. Album będzie zawierał nagranie wyjątkowego koncertu, który odbył się w zeszłym roku w londyńskim O2. Ten fantastyczny koncert ukaże się jako 2CD, DVD, Blu-Ray, limitowane wydanie na 180-gramowym potrójnym winylu oraz jako earBOOK (2CD, DVD. Blu-ray i 120-stronicowa książka).
Wraz z początkiem roku, zespół Thesis nawiązał współpracę z wytwórnią Sonic Records, w ramach której już od początku lutego do sklepów trafiła reedycja płyty "Z Dnia Na Dzień Na Gorsze" zarówno na CD jak i na LP. Reedycja CD została wzbogacona o wersję edit piosenki "Ze Szkła", a szata graficzna przeszła drobną metamorfozę i została poszerzona m.in. o teksty. Pierwsze tłoczenie "ZDNDNG" jest już prawie na wyczerpaniu, ostatnie egzemplarze będą nadal dostępne na zbliżających się koncertach zespołu o czym zespół poinformuje niebawem.
Zastanawiam się komu polecić A Collaboration. Jeśli przyjmiemy, że celem słuchania muzyki jest regulacja własnego samopoczucia, to ta płyta, wywołać u słuchacza może odmienne stany świadomości. Potrafi kusić przyjemnymi, dobrze przyswajalnymi motywami, by po chwili rzucić w bezkresny psychofobiczny półmrok. Wypuszczeni pod wrogi ostrzał, niczym mięso armatnie, osaczeni i stłamszeni przez arytmiczne zrywy perkusyjne i mocne salwy gitarowe. Pozostało jedno – szybko wywiesić białą flagę.
O tym, że post rock kona mówi się coraz głośniej. Od lewa do prawa słychać głosy, że ów gatunek umiera. Na całe szczęście Grails to zespół muzyków w pełni świadomych ograniczeń stylistycznych, który dość szybko spostrzegł, że na tym poletku nie ugra się już zbyt wiele dla siebie. Na wysokości albumu "Doomsdayer’s Holiday" panowie rozpoczęli rekonstrukcje swojego stylu. Mosty łączące ich muzykę z post rockiem, doszczętnie nie spłonęły, ale należy zaznaczyć, że Amerykanie za często z nich już nie korzystają.
Dzięki zaangażowaniu brytyjskiej oficyny Cold Spring jeszcze w tym miesiącu ukaże się sześciopłytowe kompletne dzieło "Themes" autorstwa legendarnego awangardowo-eksperymentalnego projektu Psychic TV. Materiał stworzony nie tyle jako soundtrack co rytualno-ezoteryczne tematy przewodnie towarzyszące artystycznym performance'om, praktykom i inicjacjom The Temple Ov Psychick Youth (bractwo zrzeszające członków kultowych projektów Psychic TV, Coil, Current 93), pierwotnie ukazał się jako dodatek do limitowanego do 5000 sztuk debiutanckiego albumu "Force the Hand of Chance" z 1982 roku a następnie w okrojonej wersji w 1995 roku jako "Themes Part 1". Obecna edycja "Themes" obejmuje pełen zakres treści (prawie 50 tracków) z serii wraz z niepublikowanymi nigdy wcześniej ścieżkami i materiałami.
"A Perfect Circle to skończona sprawa" - tak w wywiadzie dla francuskiego pisma Rock Hard mówił lider zespołu, Maynard James Keenan [również Tool, Puscifer]. Na szczęście dla fanów po czterech latach od tej deklaracji charyzmatyczny artysta zdecydował się zmienić zdanie i z resztą muzyków amerykańskiej formacji wskrzesić ją z umarłych. Póki co, APC wraca jedynie na serię pięciu koncertów po Stanach Zjednoczonych, podczas których zaprezentowany zostanie przekrojowy materiał ze wszystkich trzech dotychczasowych albumów ale wszystko wskazuje na to, że niedługo doczekamy się również nowych utworów zespołu. "Czwarty album A Perfect Circle jest jeszcze w bardzo wczesnym stadium. Mamy trochę riffów i trochę melodii. Słucham tego codziennie kiedy jadę samochodem i czekam aż wszystko zacznie się układać w jedną całość" - zdradza Keenan.
Nie wiem czy to z racji dość już podeszłego wieku czy może z powodu zbyt dużego odsetka przeciętnych płyt z ciężką muzyką i większą troską o narządy słuchu coraz częściej zaczynam penetrować "lżejsze" rejony muzyczne. W trakcie poruszania się po bliżej nieznanych terytoriach muzycznych trzeba się liczyć, podobnie jak niegdyś poszukiwacze złota, z konieczności przerzucenia setek kilogramów mułu nim trafi się na coś, co chociażby przypomina grudkę upragnionego kruszcu. "Automatisme Psychique" Act Noir udowadnia, że w muzycznej rzece tandety i szmiry wytrwali poszukiwacze mogą jeszcze trafić na coś rzeczywiście wartościowego i oryginalnego.
"Mettle" jest kolejnym albumem holenderskiej formacji Strange Attractor. Po dość długiej przerwie (poprzedni album "Everything is Closer" został wydany w 2006 roku) Niels van Hoorn wraz z resztą ekipy wraca, żeby pokazać nam, że nie skończyli swoich eksperymentów muzycznych, jednakże dopiero zaczynają.
Współzałożyciel i gitarzysta szwedzkiego Arch Enemy, Chris Amott, ogłosił rozpoczęcie solowej kariery. Informacja ukazała się na łamach amerykańskiego portalu muzycznego AOL Noisecreep. Muzyk grupy nie zamierza oczywiście rezygnować ze stażu w Arch Enemy i w miarę możliwości będzie starał się dzielić obowiązki między oba projekty. "Mój solowy album nie będzie miał żadnego związku z metalem i z tym co robię w Arch Enemy. Nagrania skoncentrują się raczej na rock'n'rollu, psychodelicznym rocku w stylu lat 70. Myślę, że będzie to bardzo skomplikowane i zróżnicowane granie. Pojawi się też trochę bluesa i funku". Według Amotta, jego debiutancki krążek pod tytułem "Follow Your Heart" będzie elementem dzieła sztuki z własnoręcznie wykonaną i zaprojektowaną okładką do wydawnictwa. "W ostatnich latach wziąłem się za malowanie" - zdradza muzyk.
Perkusista zespołu Sólstafir - Guðmundur Óli Pálmason zdradził co czeka grupę w nadchodzącym 2010 roku. "Rozpoczęliśmy nareszcie współpracę z agencją koncertową - owoce tej kooperacji są już widoczne w rozpiskach muzycznych festiwali, nie tylko tych europejskich. (...) Cóż mogę jeszcze powiedzieć - w tym roku powinien ukazać się nasz nowy album - będziemy starali się informować Was o tym na bieżąco. Ponadto zamierzamy odświeżyć nasze wcześniejsze wydawnictwa i wypuścić je w ultra-kolekcjonerskich formatach - jako winyle. Pracujemy też nad pierwszym w naszej historii DVD, które prócz pokazania nas "na żywo" dokopie się również do szczegółów z naszego życia".
Muszę stwierdzić, że ta płyta przywróciła mi - nadwątloną ostatnio - wiarę w rodzimą scenę rockową. Uistiti to bez wątpienia jedna z największych niespodzianek jakie przytrafiły się polskiej muzyce ostatnich kilku lat. W naszym kraju mało jest zespołów takich jak nasz bohater - odważnych, śmiałych, pomysłowych. Wyjątkowość tej kapeli ukryta jest w tym co jest nie do wyobrażenia. Zespół posiada swoje indywidualne "ja" i skwapliwie z niego korzysta. Bardzo powoli odsłaniając przed słuchaczem swoje niezwykłe walory.
(((S))) to tajemniczy one-man-project z Kopenhagi. O zasiadającym za jego sterami liderze wiadomo niewiele - w sieci próżno szukać jego zdjęć, biografii, krótkich informacji czy chociażby inicjałów. Jedyne co udało się dotąd ustalić włodarzom labelu Danse Macabre, wydawniczego partnera duńskiej formacji, i co wydaje się najbardziej istotne dla potencjalnego słuchacza to fakt, że (((S))) to projekt skoncentrowany na graniu według zasady - "minimalne brzmienie, maksymalny efekt". Jego debiut - "Ghost" to 11 serenad opartych na łagodnych dźwiękach i onirycznych melodiach mających cechy zbieżne z nagraniami The Jesus & Mary Chain, Tiamat czy The Cure.
Powstały w Niemczech na przełomie lat 60. i 70., krautrock szybko
stał się dobrym środkiem przekazu artystycznej myśli muzyków tamtych
lat. Wśród sław tego nurtu z całą pewnością należy wymienić zespół Can,
który to swoje pierwsze "podrygi" w muzycznym świecie postanowił
zarejestrować w 1968 roku. Niestety nie od razu było dane usłyszeć
miłośnikom tej muzyki ów materiał, bowiem dopiero w 1981 roku za sprawą
basisty grupy - Holgera Czukay'a - ujrzał on światło dzienne. Cóż
lepiej późno niż wcale, tym bardziej, że płyta ta stanowi żywy pomnik
wszelkich inspiracji grupy, które w mniejszy lub większy sposób miały
wpływ na ich muzykę.
Wyznaczono datę premiery dziesiątego albumu studyjnego Porcupine Tree. Płyta pod tytułem "The Incident" ma ukazać się 21 września w formie 2-płytowego wydawnictwa. Wisienką na torcie jest nagranie tytułowe - 55-minutowy kawałek, który swoją objętością i bogactwem dźwięków wypełni jedną płytę. "To nieco surrealistyczny utwór o początku i końcu, coś na kształt troszeczkę oklepanego sloganu: "nic już nie będzie takie jak kiedyś" - tłumaczy lider zespołu Steven Wilson. Drugi krążek wypełnią cztery oddzielne kompozycje, które powstawały podczas grudniowego cyklu studyjnych prac.
Na nową płytę Johna Frusciante
czekałem z dużą niecierpliwością i jeszcze większym niepokojem.
Bo jak to zwykle bywa przed pewnymi artystami poprzeczkę stawia się
dość wysoko. Z drugiej zaś strony czy nie za dużo wymaga się od
osoby, która jeszcze w połowie lat 90 była bliższa
śmierci niż scenie muzycznej i kolejnym trasom koncertowym? Czy
nie dają znać o sobie moje wygórowane, muzyczne oczekiwania?
Dawno już nie pisałem recenzji z tak
wielkim bólem serca. Poprzedni album formacji "The Dark
Third" trafił idealnie w moje muzyczne gusta. Zespół na
swoim debiucie zaproponował szereg ciekawych rozwiązań
stylistycznych. Owszem: użył przy tym sporej ilości melodii, które
z powodzeniem możnaby podpiąć pod Porcupine Tree, ale już same
aranżacje, w których dominowały wielowarstwowe wokalizy i bardzo ciekawe wykorzystanie skrzypiec, mogło robić wrażenie na
słuchaczu. Płyta "Amor Vincit Omnia" ukazała się po dość
długim oczekiwaniu i powiem szczerze, że mocno mnie zaskoczyła.
Mamy już prawie koniec lutego, a tu się okazuje, że największym, pozytywnym zaskoczeniem są dla mnie kapele indie rockowe. Miesiąc temu zachwycałem się White Lies, a w tym będzie to Sholi - również formacja, która debiutuje na rynku muzycznym. Kalifornijskie trio oferuje nam rock alternatywny w wydaniu, które do tej pory rzadko się pojawiało. "Sholi" to zaledwie 8 utworów, ale ich bogactwo aranżacyjne jest tak
duże, że można by nim obdzielić kilka innych albumów w gatunku.
"Se Dice Bisonte, No Bufalo" Omara
Rodrigueza to bardziej podręcznik gitarowej ekwilibrystyki aniżeli płyta do słuchania. Już samo nazwisko autora - jednego z największych obecnie wirtuozów gitary - jest tego
najlepsza gwarancją. Cenię sobie twórczość The Mars Volta i
z miłą chęcią napisałbym coś dobrego o płycie, jednego z
głównych ogniw tego zespołu, ale tym razem nie mogę.